Dlaczego to właśnie ja mam się nią opiekować? Historia o rodzinnych ranach, które nigdy się nie goją
– Znowu ty, Anka? – usłyszałam w słuchawce głos mamy, kiedy zadzwoniłam z informacją, że przyjadę w sobotę zrobić zakupy i posprzątać. – Wojtuś byłby lepszy, on zawsze wie, co mi potrzeba.
Zacisnęłam zęby. Wojtuś. Mój młodszy brat, oczko w głowie mamy. Ten, który zawsze dostawał najlepsze kawałki ciasta, najcieplejsze swetry i najwięcej uwagi. Ja byłam tą drugą – Anką od obowiązków, od sprzątania, od cichych łez w swoim pokoju.
Mama zachorowała nagle. Diagnoza: udar. Od tego czasu wymagała stałej opieki. Ojciec nie żył już od lat, a Wojtek mieszkał w Warszawie, miał własną rodzinę i karierę. Ja – rozwiedziona, bez dzieci, z pracą na pół etatu w bibliotece – byłam „najbardziej dostępna”. Tak przynajmniej uważała cała rodzina.
– Aniu, musisz zrozumieć, mama nie ma nikogo poza tobą – powtarzała ciocia Basia na każdym rodzinnym spotkaniu. – Wojtek ma tyle na głowie…
A ja? Czy ja nie miałam prawa do swojego życia? Do odpoczynku? Do tego, by ktoś mnie w końcu zauważył?
Pamiętam dzień, kiedy podjęłam decyzję. Siedziałam przy kuchennym stole, patrząc na stertę rachunków i listę rzeczy do zrobienia dla mamy. Wtedy zadzwonił Wojtek.
– Anka, musisz się nią zająć. Ja nie mogę rzucić wszystkiego – powiedział bez cienia wahania.
– A dlaczego zawsze ja? – wybuchłam. – Przecież to ty jesteś jej ukochanym synkiem! Może czas, żebyś to ty coś poświęcił?
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Przesadzasz – rzucił w końcu chłodno. – Zawsze byłaś przewrażliwiona.
Przewrażliwiona. To słowo słyszałam przez całe życie. Kiedy płakałam po kolejnej niesprawiedliwości, kiedy prosiłam o uwagę, kiedy próbowałam być choć raz ważna.
W sobotę pojechałam do mamy. Siedziała w fotelu, blada i zmęczona.
– Przyniosłaś mi te ciasteczka z cukierni? – zapytała bez przywitania.
– Nie miałam czasu – odpowiedziałam szczerze. – Pracuję i zajmuję się twoimi sprawami. Nie jestem w stanie robić wszystkiego.
Mama spojrzała na mnie z wyrzutem.
– Wojtuś zawsze pamiętał o moich ulubionych rzeczach…
Poczułam, jak coś we mnie pęka.
– Może czas, żeby to Wojtek się tobą zajął – powiedziałam cicho.
Mama spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
– Ty naprawdę chcesz mnie zostawić?
– Nie chcę cię zostawiać. Chcę tylko, żeby ktoś inny też poniósł odpowiedzialność. Całe życie byłam dla ciebie niewidzialna. Teraz oczekujesz ode mnie poświęcenia, którego nigdy nie dostałam od ciebie.
Mama odwróciła wzrok.
Wyszłam z mieszkania z poczuciem winy i ulgi jednocześnie. Po raz pierwszy postawiłam granicę.
Przez kolejne dni telefon milczał. Nikt nie dzwonił z pretensjami ani prośbami o pomoc. Czułam się wolna i przerażona zarazem.
W końcu zadzwonił Wojtek.
– Co ty wyprawiasz? Mama płacze cały czas! – krzyczał do słuchawki.
– Może czas, żebyś ją odwiedził i zobaczył, jak wygląda jej życie na co dzień – odpowiedziałam spokojnie.
– Nie mogę! Mam dzieci, pracę…
– Ja też mam swoje życie! – przerwałam mu. – Przez całe dzieciństwo była dla ciebie matką idealną, a dla mnie tylko surową nauczycielką. Teraz oczekujecie ode mnie cudów?
Rozłączył się bez słowa.
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: jak mama tuliła Wojtka po upadku z roweru, jak chwaliła jego rysunki na lodówce, jak mnie ganiła za każdą drobnostkę. Jakby moje sukcesy były mniej ważne tylko dlatego, że byłam dziewczynką.
Następnego dnia zadzwoniła ciocia Basia.
– Aniu, wszyscy jesteśmy rozczarowani twoją postawą – powiedziała chłodno. – Rodzina to obowiązek.
– Rodzina to też sprawiedliwość – odpowiedziałam drżącym głosem. – Przez lata nikt nie widział moich łez ani wysiłku. Teraz chcę być dla siebie dobra.
Po tej rozmowie poczułam się jeszcze bardziej samotna. Ale wiedziałam już, że nie mogę wrócić do roli tej „gorszej”.
Minęły tygodnie. Mama trafiła do ośrodka opieki społecznej. Wojtek załatwił wszystko przez znajomych i pieniądze żony. Nikt nie zapytał mnie o zdanie.
Czasem myślę o mamie siedzącej samotnie w pokoju pełnym obcych ludzi i zastanawiam się, czy żałuje swoich wyborów wychowawczych. Czy myśli o mnie? Czy rozumie, dlaczego odmówiłam?
Często pytam siebie: czy byłam egoistką? Czy miałam prawo postawić siebie na pierwszym miejscu? A może to właśnie odwaga powiedzenia „dość” jest pierwszym krokiem do uzdrowienia starych ran?
Czy wy też kiedyś musieliście wybierać między sobą a rodziną? Jak poradziliście sobie z poczuciem winy?