Garść czarnej porzeczki – opowieść o samotności i przebaczeniu

– Mamo, nie czekaj na mnie z kolacją. Jadę z Olą i chłopakami do domku nad jeziorem. Wrócę jutro po południu – głos Agaty brzmiał lekko, niemal beztrosko, jakby nie rozumiała, że dla mnie ten wieczór to coś więcej niż tylko kolejny Sylwester.

Zamknęłam za nią drzwi i przez chwilę stałam w korytarzu, wsłuchując się w ciszę mieszkania. Jeszcze kilka lat temu, kiedy Arkadiusz żył, Sylwester był świętem. Zbierała się rodzina, sąsiedzi, stół uginał się od jedzenia, a śmiech niósł się po całym bloku. Teraz zostałam sama z pierogami i sałatką jarzynową, które przygotowałam bardziej z przyzwyczajenia niż potrzeby.

Usiadłam przy kuchennym stole. Na parapecie stał słoik z czarną porzeczką – ostatni, który zrobiłam razem z Arkadiuszem. Zawsze powtarzał, że czarna porzeczka to smak dzieciństwa. „Irenko, daj jeszcze trochę do herbaty!” – słyszałam jego głos w głowie tak wyraźnie, że aż ścisnęło mnie w gardle.

Włączyłam telewizor. Wszędzie ta sama sztuczność: uśmiechnięci prezenterzy, kolorowe światła, muzyka, która miała zagłuszyć pustkę. Przełączyłam kanał na film, ale nie mogłam się skupić. Myśli wracały do Agaty. Czy ona naprawdę jest szczęśliwa? Czy ja jestem dobrą matką?

Telefon zadzwonił nagle, wyrywając mnie z zamyślenia.

– Irena? – To była Zofia, moja siostra. – Jesteś sama?
– Tak. Agata wyjechała.
– Przyjdź do nas. Nie siedź sama w ten wieczór.
– Dziękuję, Zośka, ale wolę zostać w domu.

Odstawiłam słuchawkę i poczułam ukłucie żalu. Może powinnam była pójść? Ale przecież Zofia zawsze miała swoje życie – mąż, dzieci, wnuki. Ja miałam tylko Agatę i wspomnienia po Arkadiuszu.

Zegar wybił północ. Za oknem rozbłysły fajerwerki. Otworzyłam okno i przez chwilę patrzyłam na rozświetlone niebo. Wtedy usłyszałam trzask klucza w drzwiach.

– Mamo? – Agata stała w progu, przemoczona i roztrzęsiona.
– Co się stało?!
– Pokłóciłam się z Olą… Nie chciałam tam być. Wszyscy pili, śmiali się… A ja myślałam tylko o tacie.

Przytuliłam ją mocno. Poczułam jej łzy na ramieniu.

– Przepraszam, że cię zostawiłam samą – wyszeptała.
– Najważniejsze, że jesteś tutaj.

Usiadłyśmy razem przy stole. Wyjęłam słoik z czarną porzeczką.

– Pamiętasz, jak tata zawsze prosił o porzeczkę do herbaty?
Agata uśmiechnęła się przez łzy.
– Tak… I jak udawał, że nie widzi, jak podkradam mu owoce ze słoika.

Zalałyśmy herbatę wrzątkiem i dodałyśmy po łyżce porzeczek. Smak był cierpki i słodki jednocześnie – jak życie.

– Mamo… Ja czasem mam ci za złe, że nie rozmawiamy o tacie. Że udajesz, że wszystko jest w porządku.
Zaskoczyła mnie jej szczerość. Przez chwilę milczałam.
– Nie chcę cię obciążać moim bólem – odpowiedziałam cicho.
– Ale ja też go noszę! I czasem czuję się tak samo samotna jak ty.

Patrzyłyśmy na siebie długo. W jej oczach widziałam odbicie własnych lęków i tęsknot.

– Może powinniśmy częściej mówić o tym, co nas boli? – zapytała Agata niepewnie.
– Może powinniśmy… – odpowiedziałam i poczułam, jak coś ciężkiego spada mi z serca.

Nagle zadzwonił telefon. To była Zofia.

– Irena? Wszystko w porządku?
– Tak… Agata wróciła do domu. Jesteśmy razem.
– To najważniejsze – powiedziała siostra cicho.

Położyłam słuchawkę i spojrzałam na Agatę.

– Chcesz jeszcze pieroga?
Zaśmiała się przez łzy.
– Chcę wszystko: pierogi, sałatkę i dużo czarnej porzeczki!

Siedziałyśmy razem do późnej nocy. Rozmawiałyśmy o Arkadiuszu – o tym, jak śmiał się z naszych kłótni o drobiazgi; o tym, jak uczył Agatę jeździć na rowerze; o tym, jak zawsze potrafił znaleźć dobre słowo nawet wtedy, gdy świat walił się nam na głowę.

W pewnym momencie Agata powiedziała:
– Mamo… Ja czasem boję się przyszłości. Boję się być sama tak jak ty dzisiaj.
Poczułam ukłucie w sercu.
– Nie będziesz sama. Nawet jeśli czasem wydaje się inaczej – odpowiedziałam i sama nie byłam pewna, czy mówię to jej czy sobie.

Nad ranem zasnęłyśmy obok siebie na kanapie. Obudziło mnie słońce wpadające przez okno i zapach herbaty z czarną porzeczką. Agata już krzątała się w kuchni.

– Zrobiłam śniadanie! – zawołała radośnie.
Uśmiechnęłam się do niej i pomyślałam: może ten Nowy Rok będzie inny? Może nauczymy się mówić o tym, co boli?

Czasem jedna garść czarnej porzeczki wystarczy, żeby otworzyć serce na przebaczenie i bliskość. Czy naprawdę trzeba aż tak wiele stracić, by docenić to, co najważniejsze? Czy potrafimy nauczyć się rozmawiać zanim będzie za późno?