Gdy córka mówi: „Odchodzę”. Historia matki z małego polskiego miasta, która musi puścić swoje dziecko wolno
— Mamo, muszę ci coś powiedzieć. — Głos Ani drżał, gdy stała w progu kuchni, a jej palce nerwowo bawiły się zamkiem kurtki. Był listopadowy wieczór, deszcz bębnił o parapet, a ja właśnie nalewałam sobie herbatę. W tej chwili poczułam, jakby czas się zatrzymał.
— Co się stało, dziecko? — spytałam, próbując ukryć niepokój. Ania spuściła wzrok.
— Odchodzę od Pawła. Wynajęłam mieszkanie w Warszawie. Wyprowadzam się za dwa tygodnie.
Herbata rozlała się na stół. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. W głowie miałam tylko jedno: „To nie tak miało być”.
— Zwariowałaś? — wybuchłam. — Przecież macie dom, samochód, stabilną pracę! Co ci odbiło?
Ania spojrzała na mnie z bólem i determinacją. — Mamo, nie jestem szczęśliwa. Próbowałam przez trzy lata, ale nie mogę już dłużej udawać.
Wiedziałam, że Paweł nie jest ideałem. Był zamknięty w sobie, czasem zbyt surowy, ale przecież życie to nie bajka. W naszym domu nigdy nie było miejsca na marzenia – liczyła się praca, obowiązki, rodzina.
— A co ludzie powiedzą? — zapytałam cicho. — Ojciec się dowie…
— Mamo, to moje życie! — Ania podniosła głos. — Nie mogę żyć dla innych!
Wyszła z kuchni trzaskając drzwiami. Zostałam sama z rozlanym naparem i tysiącem myśli. Przypomniałam sobie własną młodość – jak chciałam studiować w Krakowie, ale ojciec powiedział: „Dziewczynie nie wypada”. Zostałam, wyszłam za mąż za twojego tatę, urodziłam ciebie i twojego brata. Nigdy nie miałam odwagi być inna.
Przez kolejne dni w domu panowała cisza. Ania zamykała się w swoim pokoju, a ja udawałam, że wszystko jest po staremu. Ojciec niczego nie zauważył – był zajęty pracą w warsztacie. Wieczorami słyszałam ciche szlochy zza ściany.
W końcu zebrałam się na odwagę. Zapukałam do jej drzwi.
— Aniu…
— Co? — jej głos był zmęczony.
— Chciałabym z tobą porozmawiać.
Usiadłyśmy naprzeciwko siebie. Z bliska zobaczyłam, jak bardzo jest wyczerpana. Miała podkrążone oczy, drżały jej ręce.
— Powiedz mi szczerze… — zaczęłam niepewnie. — Czy Paweł cię krzywdził?
Pokręciła głową. — Nie. Po prostu… nie kocham go już. Czuję się przy nim jak duch. Każdy dzień jest taki sam. Chcę spróbować żyć po swojemu.
— A jeśli ci się nie uda? Warszawa to nie nasze miasteczko. Tam nikt ci nie pomoże.
— Wiem, mamo. Ale wolę spróbować i żałować, niż nigdy nie spróbować.
Zobaczyłam w niej siebie sprzed lat – tę dziewczynę, która chciała czegoś więcej niż tylko gotowania i sprzątania. Poczułam ukłucie zazdrości i dumy jednocześnie.
Następnego dnia Ania zaczęła pakować rzeczy. Ojciec zauważył walizki.
— Co to ma znaczyć? — spytał groźnie.
— Wyprowadzam się — odpowiedziała cicho.
— Do kogo? Do jakiegoś chłopaka?
— Nie. Sama.
Ojciec spojrzał na mnie, jakby szukał wsparcia. Zamiast tego odwróciłam wzrok.
— To wstyd dla rodziny — powiedział przez zaciśnięte zęby. — Ludzie będą gadać.
Ania podniosła głowę. — Nie obchodzi mnie to.
Po jej wyjeździe dom stał się pusty. Ojciec przestał się do mnie odzywać. W sklepie sąsiadki szeptały za moimi plecami. „Widzisz, ta od Kowalskich, córka jej uciekła do miasta”.
Wieczorami siadałam w kuchni i patrzyłam na telefon. Czekałam na wiadomość od Ani. Bałam się, że sobie nie poradzi, że wróci z płaczem. Ale ona pisała: „Mamo, znalazłam pracę w kawiarni”, „Mamo, mam nowe koleżanki”, „Mamo, pierwszy raz czuję się wolna”.
Zaczęłam rozumieć, że jej szczęście nie musi wyglądać tak jak moje. Że bycie kobietą w Polsce to ciągłe balansowanie między oczekiwaniami innych a własnymi pragnieniami.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie zapłakana.
— Mamo, jest mi ciężko. Czasem myślę, że nie dam rady…
— Dasz radę, córeczko — odpowiedziałam przez łzy. — Jesteś silniejsza niż myślisz.
Dziś wiem, że pozwolić dziecku odejść to największa próba miłości. Że czasem trzeba złamać serce, by dać komuś skrzydła.
Czy naprawdę musimy wybierać między rodziną a własnym szczęściem? Czy kobieta w Polsce może być wolna bez poczucia winy? Może to właśnie my, matki, powinnyśmy nauczyć się puszczać nasze córki wolno…