Jak szybko minęło życie, wszystkie te lata. I jak stali się zbędni dorosłym dzieciom
– Synku, tęsknimy za tobą z całego serca… – szepczę do zdjęcia, które trzymam w drżących dłoniach. Głos mi się łamie, a łzy spływają po policzkach. Wiem, że nie usłyszy tych słów. Od lat nie słyszał mojego głosu, nie widział mojej twarzy. Tylko listy, zdjęcia, życzenia świąteczne – to wszystko, co nam zostało.
Czasem myślę, że życie to taki żart. Wychowujesz dzieci, oddajesz im wszystko, a potem zostajesz sama w pustym domu. Słyszę jeszcze echo ich śmiechu na schodach, widzę ślady brudnych butów na korytarzu. Ale to tylko wspomnienia. Teraz cisza jest moim towarzyszem.
Pamiętam dzień, kiedy Tomek wyjechał. Najstarszy, zawsze uparty i ambitny. Miał wtedy dziewiętnaście lat. – Mamo, muszę spróbować życia gdzie indziej. Tu się duszę – powiedział wtedy, patrząc mi prosto w oczy. Nie chciałam go zatrzymywać, choć serce mi pękało. Przytuliłam go mocno, czując, że to ostatni raz. I miałam rację – od tamtej pory widziałam go tylko na zdjęciach.
– Maryla, nie możesz tak ciągle rozmyślać – mówiła mi sąsiadka Jadzia, kiedy przychodziła na herbatę. – Masz jeszcze dwójkę dzieci.
Ale czy to coś zmienia? Basia mieszka w Warszawie, wiecznie zapracowana. Dzwoni raz w tygodniu, czasem rzadziej. – Mamo, przepraszam, mam spotkanie – słyszę w słuchawce i już wiem, że rozmowa potrwa najwyżej pięć minut.
Najmłodszy, Michał… On jeszcze czasem wpada na obiad. Ale zawsze się spieszy. – Mamo, muszę lecieć, bo Asia czeka – rzuca przez ramię i już go nie ma.
Czasami zastanawiam się, gdzie popełniłam błąd. Czy byłam zbyt surowa? Czy za bardzo ich kochałam? Może powinnam była myśleć więcej o sobie? Ale jak można myśleć o sobie, kiedy ma się dzieci?
Wczoraj zadzwoniła Basia.
– Mamo, tata znowu dzwonił do mnie z pretensjami – powiedziała bez przywitania.
– O co mu chodzi tym razem? – zapytałam zmęczonym głosem.
– Że nie odwiedzamy was wystarczająco często. Że dom pusty…
– A nie jest?
– Mamo…
Zamilkła. Ja też nie miałam już siły ciągnąć tej rozmowy.
Wieczorami siadam przy stole i przeglądam stare listy od Tomka. Każdy z nich znam na pamięć. „Mamo, tu jest inaczej. Czasem tęsknię za domem, ale wiem, że dobrze zrobiłem.”
Czy naprawdę dobrze zrobił? Czy ja dobrze zrobiłam?
Mąż… On też się zmienił. Kiedyś był czuły i troskliwy. Teraz siedzi godzinami przed telewizorem albo wychodzi do garażu i majsterkuje przy starym maluchu. Nie rozmawiamy już tak jak dawniej. Każde z nas zamknęło się w swoim świecie.
Pewnego dnia usłyszałam ich rozmowę przez telefon.
– Tato, nie mogę przyjechać na święta – mówił Michał.
– Zawsze coś wam przeszkadza! – krzyczał mąż do słuchawki.
– Przestań się czepiać! – odpowiedział Michał i rozłączył się.
Potem mąż przyszedł do kuchni i rzucił:
– Wychowaliśmy egoistów.
Zabolało mnie to bardziej niż chciałam przyznać.
Czasami mam ochotę wyjść z domu i już nie wracać. Zniknąć gdzieś na zawsze. Ale potem przypominam sobie o kwiatach na parapecie i o tym, że ktoś musi je podlewać.
W zeszłym tygodniu przyszła do mnie Basia z wnuczką. Mała Zosia biegała po domu i śmiała się głośno.
– Babciu, a czemu tu tak cicho?
– Bo wszyscy wyjechali – odpowiedziałam smutno.
Basia spojrzała na mnie z wyrzutem.
– Mamo, nie możesz tak mówić przy dziecku!
– A jak mam mówić? Że tęsknię za wami każdego dnia?
Basia spuściła wzrok.
Wieczorem napisała mi SMS-a: „Przepraszam za dzisiaj. Kocham Cię.”
Odpisałam tylko: „Ja Ciebie też.”
Ale czy to wystarczy?
Czasami spotykam się z innymi kobietami z osiedla. Wszystkie mamy podobne historie. Dzieci wyjechały do Anglii, Niemiec albo do Warszawy. Zostawiły nas z pustymi pokojami i nadzieją na telefon raz w tygodniu.
Jadzia mówi:
– Moja córka nawet nie pamięta o moich urodzinach.
A ja myślę: „Przynajmniej masz wnuki blisko.”
W nocy śni mi się Tomek. Jest mały i tuli się do mnie przed snem.
– Mamusiu, nie zostawiaj mnie nigdy.
Budząc się rano czuję ból w sercu taki sam jak wtedy, gdy pierwszy raz zamknęły się za nim drzwi.
Mąż coraz częściej narzeka na zdrowie. Boję się o niego, ale nie potrafię już okazywać troski tak jak dawniej. On też nie szuka mojego wsparcia.
Pewnego dnia zadzwonił telefon.
– Mamo? – usłyszałam głos Tomka po tylu latach ciszy.
Serce mi stanęło.
– Synku…
– Przepraszam, że tak długo się nie odzywałem…
Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Łzy płynęły mi po policzkach.
– Przyjadę na Wielkanoc – powiedział cicho.
Nie wierzyłam własnym uszom.
– Naprawdę?
– Tak… Chcę was zobaczyć.
Odłożyłam słuchawkę i rozpłakałam się jak dziecko.
Przez kolejne dni sprzątałam dom jak szalona. Gotowałam ulubione potrawy Tomka: pierogi ruskie i sernik z rodzynkami. Nawet mąż wydawał się bardziej ożywiony.
Wielkanoc przyszła szybciej niż myślałam. Tomek przyjechał z żoną i dwójką dzieci. W domu znów rozbrzmiewały śmiechy i rozmowy.
Wieczorem usiedliśmy razem przy stole.
– Mamo… Przepraszam za te wszystkie lata milczenia – powiedział Tomek cicho.
Objęłam go mocno i poczułam, że choćby na chwilę odzyskałam syna.
Ale wiedziałam też, że to tylko chwila. Że znów wyjadą i zostanę sama z ciszą i wspomnieniami.
Czy naprawdę jesteśmy zbędni naszym dorosłym dzieciom? Czy można nauczyć się żyć z tęsknotą? A może powinnam była nauczyć się kochać siebie tak samo mocno jak ich?