Jak zemściłem się na teściowej, która nie znała granic – historia o rodzinnych sekretach i odwadze powiedzenia „dość!”

– Michał, co to za wiadomość? – głos mojej żony, Kasi, drżał od napięcia. Stała w kuchni z telefonem w dłoni, a jej oczy były szeroko otwarte ze zdumienia i niedowierzania.

Wiedziałem, że ten dzień kiedyś nadejdzie. Od miesięcy czułem się jak intruz we własnym domu. Moja teściowa, pani Halina, była wszędzie – w naszych rozmowach, w naszej lodówce, nawet w naszych wiadomościach na Messengerze. Zawsze miała klucz do naszego mieszkania „na wszelki wypadek”, a jej ulubionym zajęciem było komentowanie każdego naszego kroku. „Kasia, nie powinnaś tyle pracować”, „Michał, czemu znowu nie wyniosłeś śmieci?”, „A może byście już pomyśleli o drugim dziecku?”.

Ale to, co przelało czarę goryczy, wydarzyło się tydzień temu. Wróciłem wcześniej z pracy i zastałem Halinę przeglądającą nasze rachunki na stole w salonie. Nawet nie próbowała udawać, że robi coś innego.

– Michałku, ja tylko sprawdzam, czy nie przepłacacie za prąd. Wiecie, teraz wszystko takie drogie…

Zacisnąłem zęby. Wiedziałem, że Kasia kocha swoją mamę i nie chce jej ranić. Ale ja miałem dość. Musiałem coś zrobić.

Wieczorem leżałem obok Kasi i patrzyłem w sufit. W głowie układałem plan. Wiedziałem, że Halina regularnie podgląda nasze wiadomości na wspólnym komputerze. Czasem nawet komentowała rzeczy, o których nie miała prawa wiedzieć. Postanowiłem to wykorzystać.

Następnego dnia napisałem do Kasi wiadomość: „Kochanie, pamiętaj o tej niespodziance dla mamy. Wszystko już gotowe na sobotę”. Kasia odpisała tylko „???” – była zdezorientowana, ale wiedziała już, że coś kombinuję.

W piątek wieczorem napisałem kolejną wiadomość: „Nie mogę się doczekać jej miny! Myślisz, że się domyśli?”.

W sobotę rano Halina zadzwoniła do Kasi o 7:30.

– Kasiu, czy wy coś przede mną ukrywacie? – zapytała podejrzliwie.

Kasia spojrzała na mnie pytająco. Uśmiechnąłem się tylko i pokręciłem głową.

– Mamo, o co ci chodzi?

– No bo… ja… – Halina zawahała się. – Może powinnam przyjść wcześniej?

– Nie trzeba, mamo – odpowiedziała Kasia i rozłączyła się.

O 10:00 Halina była już pod drzwiami z ciastem drożdżowym i miną detektywa Poirota. Weszła do mieszkania i zaczęła rozglądać się podejrzliwie.

– No dobrze, powiedzcie mi wreszcie: o co chodzi?

Usiadłem naprzeciwko niej i spojrzałem jej prosto w oczy.

– Pani Halino – zacząłem spokojnie – czy wie pani, jak ważna jest prywatność w małżeństwie?

Zbladła. Kasia patrzyła raz na mnie, raz na matkę.

– Michał…

– Mamo – przerwała jej Kasia – czy ty… czy ty czytasz nasze wiadomości?

Halina zaczerwieniła się po uszy.

– Ja tylko… chciałam wiedzieć, czy wszystko u was dobrze…

– Mamo! – Kasia była bliska płaczu. – To nasza sprawa!

Wtedy wyjąłem telefon i pokazałem jej wiadomości.

– Te wiadomości były pułapką – powiedziałem cicho. – Chciałem zobaczyć, czy pani je przeczyta.

Halina spuściła głowę. Przez chwilę panowała nieznośna cisza.

– Przepraszam… – wyszeptała w końcu Halina. – Nie chciałam… Po prostu boję się o was. O Kasię…

Kasia przytuliła matkę, ale łzy płynęły jej po policzkach.

– Mamo, musisz nam zaufać. Jesteśmy dorośli.

Halina wyszła tego dnia szybciej niż zwykle. Przez kilka tygodni nie odzywała się do nas prawie wcale. W domu zapanowała cisza, której tak bardzo pragnąłem… ale też dziwna pustka.

Po miesiącu przyszła do nas z kwiatami i domowym sernikiem.

– Chciałam was przeprosić – powiedziała cicho. – I oddać klucz do mieszkania.

Wzięliśmy go z Kasią bez słowa. Wtedy pierwszy raz poczułem ulgę… ale też żal. Bo przecież Halina nie była potworem – była tylko matką, która nie umiała pogodzić się z dorosłością swojej córki.

Dziś nasze relacje są inne. Bardziej ostrożne, ale też szczersze. Czasem myślę o tym wszystkim i pytam siebie: czy naprawdę trzeba było aż takiej intrygi? Czy nie mogliśmy po prostu porozmawiać wcześniej?

A wy? Gdzie przebiegają wasze granice prywatności w rodzinie? Czy potrafilibyście powiedzieć „dość” własnej teściowej?