Kiedy rodzice odchodzą, zostaje tylko żal – historia Magdy i Pawła
– Paweł, proszę cię, zadzwoń do mamy. Przynajmniej dziś, w twoje urodziny – mój głos drżał, choć starałam się brzmieć spokojnie. W kuchni pachniało kawą i świeżo upieczonym sernikiem, ale atmosfera była ciężka jak nigdy.
Paweł siedział przy stole, wpatrzony w ekran telefonu. Oczy miał zmęczone, podkrążone. – Nie chcę o tym rozmawiać, Magda. Ile razy mam ci powtarzać? – rzucił przez zaciśnięte zęby.
– Ale to twoja mama… – zaczęłam cicho.
– To nie jest takie proste! – przerwał mi gwałtownie. – Ty nigdy nie zrozumiesz.
Zamilkłam. Znowu. Ile razy już próbowałam? Ile razy prosiłam go, by spróbował wybaczyć? By zadzwonił, napisał, cokolwiek? Zawsze kończyło się tak samo: mur milczenia i gniewu.
Pamiętam nasz ślub. Moja mama płakała ze wzruszenia, tata ściskał mnie mocno za rękę. Po stronie Pawła – puste krzesła. Jego rodzice nie dostali zaproszenia. Wtedy tłumaczył mi: „Nie chcę ich widzieć. Nie po tym wszystkim.”
Ale co to było to „wszystko”? Nigdy nie powiedział mi wprost. Domyślałam się tylko: kłótnie o pieniądze, o wybory życiowe, o to, że Paweł nie poszedł na politechnikę jak ojciec chciał, tylko na ASP. Że wyprowadził się do Warszawy i zamieszkał ze mną „na kocią łapę”, zanim wzięliśmy ślub. Że nie wracał na święta.
Wiedziałam, że jego matka dzwoniła do niego przez lata – najpierw codziennie, potem coraz rzadziej. Ostatni raz odebrał dwa lata temu. Potem już tylko SMS-y na urodziny i Boże Narodzenie. Bez odpowiedzi.
Czasem miałam ochotę sama do niej zadzwonić. Ale wiedziałam, że Paweł by mi tego nie wybaczył.
– Paweł… – zaczęłam znowu, ostrożnie. – Gdyby coś się stało… Gdyby ich zabrakło… Nie chciałbyś żałować?
Spojrzał na mnie z takim bólem w oczach, że aż ścisnęło mnie w gardle.
– Magda, ja już żałuję. Ale nie potrafię inaczej.
Zostawiłam go samego w kuchni i poszłam do sypialni. Usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. Ze złości, bezsilności i żalu.
Kilka tygodni później zadzwoniła moja mama.
– Magda, słyszałam od sąsiadki z Kalisza… Podobno mama Pawła trafiła do szpitala. Zawał serca.
Serce mi zamarło. Przekazałam Pawłowi wiadomość. Zbladł, usiadł ciężko na krześle.
– Musisz tam pojechać – powiedziałam stanowczo.
– Nie wiem czy mnie w ogóle zobaczy… – wyszeptał.
– To nie ma znaczenia. Musisz spróbować.
Pojechaliśmy razem do Kalisza. Droga była długa i milcząca. Paweł patrzył przez okno, zaciskał pięści na kolanach.
W szpitalu pielęgniarka zaprowadziła nas pod salę. Ojciec Pawła siedział na krześle pod drzwiami. Gdy zobaczył syna, wstał powoli.
– Paweł… – głos mu się załamał.
Paweł spuścił głowę.
– Przepraszam, tato – wyszeptał po chwili ciszy.
Ojciec objął go niezgrabnie ramieniem. Widziałam łzy w oczach obu mężczyzn.
Matka Pawła była słaba, blada, ale uśmiechnęła się na widok syna. Paweł ukląkł przy jej łóżku i trzymał ją za rękę przez długie minuty. Nie słyszałam ich rozmowy – zostawiłam ich samych.
Wieczorem wróciliśmy do domu. Paweł był inny – jakby lżejszy, spokojniejszy. Ale wiedziałam, że to nie koniec tej historii.
Minęły miesiące. Matka Pawła powoli wracała do zdrowia. Paweł zaczął dzwonić do rodziców raz w tygodniu. Czasem rozmawiali długo, czasem tylko kilka minut.
Ale rany sprzed lat nie goją się tak łatwo.
Pewnego wieczoru usiedliśmy razem przy stole. Paweł był zamyślony.
– Magda… Wiesz co jest najgorsze? Że przez tyle lat żyłem w przekonaniu, że mam rację. Że to oni powinni przeprosić pierwsi. A teraz widzę tylko stracony czas.
Objęłam go mocno.
– Jeszcze możesz to naprawić – szepnęłam.
– Ale czy oni mi wybaczą? Czy ja sam sobie wybaczę?
Nie odpowiedziałam. Bo sama nie znałam odpowiedzi.
Kilka tygodni później zadzwoniła teściowa.
– Magda? Chciałam ci podziękować… Za to, że byłaś przy Pawle. Za to, że go nie zostawiłaś samego z tym wszystkim.
Poczułam łzy pod powiekami.
– Proszę pani… Ja tylko chciałam, żebyście byli razem.
– Wiem. I bardzo ci za to dziękuję.
Po tej rozmowie długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o swojej rodzinie, o rodzicach Pawła, o wszystkich niewypowiedzianych słowach i straconych latach.
Czasem pytam siebie: dlaczego tak trudno nam wybaczać? Dlaczego tak łatwo ranimy tych, których kochamy najbardziej?
A wy? Czy potrafilibyście zrobić pierwszy krok? Czy warto czekać aż będzie za późno?