Kiedy teściowa okazała swoją prawdziwą twarz: Historia o zaufaniu, zdradzie i rodzinnych sekretach

— Naprawdę myślisz, że ona cię kocha? — głos mojej mamy drżał od napięcia, kiedy po raz kolejny próbowała mnie ostrzec. Stałyśmy w mojej ciasnej kuchni na warszawskim Mokotowie, a ja, z filiżanką herbaty w dłoni, patrzyłam przez okno na szare bloki. — Mamo, proszę cię… Alicja jest cudowna. Przyjęła mnie jak własną córkę. — Przewróciłam oczami, nie chcąc słuchać kolejnych podejrzeń. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo się myliłam.

Poznałam Alicję zaraz po zaręczynach z Piotrem. Była elegancka, zawsze uśmiechnięta, z tym ciepłym spojrzeniem, które rozbrajało nawet najbardziej nieufnych ludzi. Od początku traktowała mnie jak członka rodziny – zapraszała na obiady, dopytywała o moje plany zawodowe, a nawet podarowała mi swój rodzinny przepis na sernik. Czułam się wybrana. Moja własna mama, Teresa, była wobec niej chłodna i powściągliwa. — Uważaj na nią — powtarzała. — Ludzie nie są tacy bezinteresowni.

Przez pierwsze lata małżeństwa żyliśmy z Piotrem spokojnie. On pracował jako architekt, ja prowadziłam mały sklepik z rękodziełem. Alicja często wpadała z domowym rosołem albo świeżo upieczonym chlebem. Zawsze miała dobre rady i słowa otuchy. Gdy urodził się nasz syn, Staś, była pierwszą osobą, która przyjechała do szpitala. — Jesteś dla mnie jak druga córka — powiedziała wtedy, ściskając moją dłoń.

Z czasem jednak zaczęły pojawiać się drobne rysy na tym idealnym obrazie. Alicja coraz częściej komentowała moje wybory wychowawcze: — Może Staś powinien spać sam? Ty go rozpieszczasz… — mówiła z uśmiechem, ale w jej oczach widziałam cień dezaprobaty. Piotr stawał po jej stronie: — Mama wie, co mówi, wychowała mnie i jakoś wyrosłem na ludzi.

Zaczęłam czuć się osaczona. Każda decyzja była podważana – od wyboru przedszkola po sposób gotowania obiadu. Gdy próbowałam porozmawiać o tym z Piotrem, wzruszał ramionami: — Przesadzasz. Mama chce dobrze.

Pewnego wieczoru wróciłam do domu wcześniej niż zwykle i usłyszałam rozmowę Alicji z Piotrem przez telefon. — Musisz postawić ją do pionu — mówiła stanowczo. — Inaczej rozpuści ci dziecko i wszystko się rozpadnie.

Serce mi zamarło. Czyli jednak nie byłam dla niej córką? Czy cała ta serdeczność była tylko grą?

Zaczęły się kłótnie z Piotrem. Coraz częściej wracał późno do domu, unikał rozmów. W końcu powiedział: — Może powinniśmy zrobić sobie przerwę.

Wtedy Alicja przestała udawać. Przestała mnie odwiedzać, nie odbierała telefonów. Gdy spotkałyśmy się przypadkiem na klatce schodowej, spojrzała na mnie chłodno: — Wiedziałam, że nie jesteś dla niego odpowiednia.

Rozwód był bolesny. Piotr walczył o opiekę nad Stasiem, a Alicja pomagała mu na każdym kroku – zbierała „dowody” na moją rzekomą niekompetencję jako matki: zdjęcia nieposprzątanego pokoju dziecka, relacje sąsiadek o moich „nocnych wyjściach” (które były zwykłymi spacerami po stresującym dniu). Czułam się osaczona i zdradzona.

Moja mama była przy mnie cały czas. — Mówiłam ci… Ale teraz musisz być silna dla Stasia — powtarzała.

Najgorszy był dzień rozprawy sądowej. Alicja przyszła ubrana na czarno, jakby żegnała kogoś bliskiego. Przed sądem opowiadała o mojej „nieodpowiedzialności”, o tym, jak zaniedbuję syna i nie dbam o dom. Piotr patrzył na mnie bez wyrazu twarzy.

Po wszystkim wróciłam do pustego mieszkania i długo płakałam. Staś został ze mną – sąd uznał, że jestem dobrą matką – ale straciłam wiarę w ludzi.

Kilka miesięcy później spotkałam Alicję na bazarze. Podniosła głowę i spojrzała mi prosto w oczy:
— Myślałaś, że możesz wejść do naszej rodziny i wszystko zmienić? Rodzina to świętość.
— Rodzina to też szczerość i wsparcie — odpowiedziałam cicho.

Dziś wiem jedno: czasem najgorsze rany zadają ci ludzie, których kochasz i którym ufasz najbardziej. Czy mogłam temu zapobiec? Czy powinnam była słuchać mamy od początku? Może każdy musi sam przekonać się, kto jest jego prawdziwym sprzymierzeńcem…

Czy wy też kiedyś zaufaliście komuś tak bardzo – i zostaliście zdradzeni? Jak rozpoznać fałszywe intencje u ludzi najbliższych?