Kobieta na mokrym chodniku: Gorzka prawda z przeszłości, która rozdarła moje serce

— Proszę pani, wszystko w porządku? — zapytałam, klękając na mokrym chodniku obok kobiety, która właśnie upadła tuż przed moimi stopami. Deszcz lał jak z cebra, a jej cienki płaszcz przemókł do suchej nitki. Miała może sześćdziesiąt lat, siwe włosy wymykające się spod beretu i spojrzenie, które na moment zatrzymało się na mojej twarzy z dziwnym błyskiem niepokoju.

— Dziękuję… chyba się poślizgnęłam — wyszeptała, próbując się podnieść. Pomogłam jej wstać, podtrzymując ją pod ramię. Przez chwilę nasze oczy się spotkały. Poczułam coś znajomego, choć nie potrafiłam tego nazwać. Odprowadziłam ją do pobliskiej ławki pod daszkiem kiosku.

— Może zadzwonić po karetkę? — zaproponowałam.

— Nie trzeba, naprawdę… — odpowiedziała, ale jej głos drżał. — Po prostu… dziękuję.

Zostawiłam ją tam, ale przez resztę dnia nie mogłam przestać o niej myśleć. Coś w jej twarzy, w sposobie, w jaki patrzyła na mnie, nie dawało mi spokoju. Wieczorem opowiedziałam o tym mamie podczas kolacji.

— Starsza pani, siwe włosy, beret… — zaczęłam.

Mama zamarła z widelcem w powietrzu. — Jak wyglądała? Miała może bliznę na lewym policzku?

Zdziwiłam się. — Tak… Skąd wiesz?

Mama odłożyła widelec i przez chwilę patrzyła w okno. — To musiała być Barbara Nowak.

To nazwisko uderzyło mnie jak obuchem. Przez całe dzieciństwo słyszałam je w szeptach, w kłótniach rodziców, w nocnych płaczach mamy. Barbara Nowak — kobieta, która rozbiła naszą rodzinę.

— To ona? — zapytałam cicho.

Mama skinęła głową. — Przez nią twój ojciec odszedł. Przez nią straciłam pracę i przyjaciół. To ona napisała ten donos do dyrekcji szkoły…

Wspomnienia wróciły lawiną: mama płacząca nocami, ojciec pakujący walizki, plotki sąsiadów. Zawsze myślałam, że to przeszłość, której już nie spotkam.

Następnego dnia zobaczyłam Barbarę w osiedlowym sklepie. Stała przy kasie, drżącymi rękami licząc drobne. Ludzie patrzyli na nią z niechęcią. Podeszłam bliżej.

— Dzień dobry — powiedziałam chłodno.

Spojrzała na mnie z przestrachem. — To ty… z wczoraj…

— Tak. Wie pani kim jestem?

Zbladła. — Jesteś córką Anny…

— Tak. I wiem wszystko.

Zamilkła. Widziałam łzy w jej oczach. — Przepraszam… Nie wiedziałam wtedy… Byłam zazdrosna o twoją mamę… Myślałam, że zabierze mi wszystko…

— Zabrała pani nam wszystko — przerwałam jej ostro.

Barbara spuściła głowę. — Straciłam przez to wszystko… Mąż mnie zostawił, dzieci nie chcą ze mną rozmawiać…

Wyszłam ze sklepu z sercem bijącym jak oszalałe. Przez kolejne dni unikałam mamy i Barbary. Nie wiedziałam co czuję: gniew? Współczucie? Chciałam ją nienawidzić, ale widziałam w niej starą, samotną kobietę, której życie też się rozpadło.

Pewnego wieczoru mama usiadła obok mnie na kanapie.

— Wiesz… przez lata żywiłam do niej nienawiść. Ale to mnie tylko niszczyło. Może czas wybaczyć?

Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. — Jak możesz?

— Bo inaczej nigdy nie będziemy wolne.

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Przypomniałam sobie moment na chodniku: jej bezradność, strach w oczach. Czy naprawdę zasłużyła na wieczne potępienie? Czy ja sama byłabym lepsza, gdybym pozwoliła tej nienawiści rosnąć?

Kilka dni później zobaczyłam Barbarę siedzącą samotnie na ławce w parku. Podeszłam powoli.

— Proszę pani…

Spojrzała na mnie z lękiem.

— Chciałabym porozmawiać.

Przez godzinę słuchałam jej historii: o samotności, o żalu, o tym jak bardzo żałuje tego co zrobiła mojej rodzinie. Płakałyśmy obie.

Nie wiem czy potrafię wybaczyć całkowicie. Ale wiem jedno: nienawiść niszczy przede wszystkim tego, kto ją nosi.

Czasem zastanawiam się: czy gdyby los postawił mnie w miejscu Barbary, postąpiłabym inaczej? Czy każdy z nas ma w sobie cień zdolny zniszczyć czyjeś życie?

A wy? Czy potrafilibyście wybaczyć komuś, kto zniszczył waszą rodzinę?