Latami żyłam w kłamstwie: Mój mąż ukrywał przede mną prawdę o firmowych imprezach
— Naprawdę nie rozumiem, dlaczego znowu musisz iść sam — powiedziałam, patrząc na Andrzeja, który nerwowo zapinał mankiety koszuli. — Przecież to tylko kolacja z kolegami z pracy. Czy naprawdę żony nie mogą przyjść?
Andrzej nawet nie spojrzał mi w oczy. — Kochanie, mówiłem ci już sto razy. W naszej firmie żony nie są zapraszane na takie imprezy. To taka polityka, nie mam na to wpływu.
Westchnęłam ciężko. Przez lata przyzwyczaiłam się do tej odpowiedzi. Nigdy nie lubiłam hałaśliwych imprez, więc nie naciskałam. Ale tym razem coś mnie tknęło. Może przez to, jak bardzo Andrzej się spieszył, jak unikał mojego wzroku. Może przez to, że ostatnio coraz częściej czułam się w naszym domu jak gość, a nie jak żona.
Nazywam się Marta Nowicka. Mam 38 lat, dwójkę dzieci i męża, który przez większość naszego małżeństwa był dla mnie opoką. Przynajmniej tak myślałam. Zawsze powtarzał, że rodzina jest najważniejsza, że wszystko robi dla nas. A ja wierzyłam. Może za bardzo.
Tego wieczoru długo nie mogłam zasnąć. Leżałam w łóżku i słuchałam tykania zegara. W głowie kołatały mi się pytania: Dlaczego Andrzej nigdy nie chce mnie zabrać na te imprezy? Czy naprawdę wszyscy jego koledzy są tacy zasadniczy? A może… Może coś przede mną ukrywa?
Następnego dnia odebrałam dzieci ze szkoły i przypadkiem spotkałam Kasię — żonę kolegi Andrzeja z pracy. Zawsze była otwarta i rozmowna, więc postanowiłam zapytać:
— Kasiu, twój Tomek też chodzi sam na te firmowe imprezy? Bo Andrzej mówi, że żony nie są zapraszane.
Kasia spojrzała na mnie zdziwiona. — Ależ skąd! Ja byłam z Tomkiem na ostatniej kolacji świątecznej. Było super! Poznałam wszystkich jego kolegów i szefa. Nawet zdjęcia mamy!
Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Uśmiechnęłam się sztucznie i szybko pożegnałam się z Kasią. Wróciłam do domu z bijącym sercem i łzami w oczach. Przez lata żyłam w kłamstwie. Andrzej okłamywał mnie bez mrugnięcia okiem.
Wieczorem czekałam na niego z duszą na ramieniu. Kiedy wszedł do domu, od razu wyczuł napiętą atmosferę.
— Co się stało? — zapytał, zdejmując płaszcz.
— Spotkałam dziś Kasię — powiedziałam spokojnie, choć w środku wszystko we mnie krzyczało. — Opowiadała mi o firmowej imprezie, na której była razem z Tomkiem.
Andrzej zbladł. Przez chwilę milczał, potem zaczął coś mamrotać pod nosem.
— Marta… Ja… To nie tak…
— To jak? — przerwałam mu ostro. — Przez lata mówiłeś mi, że żony nie mogą chodzić na te imprezy! Dlaczego mnie okłamywałeś?
Andrzej spuścił głowę. — Bałem się…
— Czego? Że zobaczę, jak bawisz się lepiej beze mnie? Że poznam twoich kolegów? Czy może… że dowiem się czegoś jeszcze?
Zapanowała cisza. Dzieci bawiły się w swoim pokoju, a ja czułam, jakby cały świat się zawalił.
— Marta… Ja po prostu chciałem mieć trochę przestrzeni dla siebie. Te imprezy to jedyna okazja, żeby poczuć się swobodnie, pogadać z ludźmi bez tematów o dzieciach i rachunkach…
— Przestrzeni? — powtórzyłam z goryczą. — A ja? Ja też mam prawo do swojego życia! Ale nie okłamywałam cię przez lata!
Andrzej próbował mnie objąć, ale odsunęłam się od niego.
— Wiesz co jest najgorsze? — powiedziałam cicho. — Nie to, że chciałeś trochę wolności. Najgorsze jest to, że przez tyle lat patrzyłeś mi w oczy i kłamałeś bez mrugnięcia okiem.
Przez kolejne dni w naszym domu panowała napięta atmosfera. Andrzej próbował ze mną rozmawiać, tłumaczyć się, przepraszać. Ale ja nie potrafiłam mu zaufać jak dawniej. Każde jego słowo wydawało mi się podejrzane.
Zaczęły się kłótnie o drobiazgi: kto ma odebrać dzieci ze szkoły, kto ma zrobić zakupy, kto zapomniał o wywiadówce. Każda rozmowa kończyła się wyrzutami i łzami.
Pewnego wieczoru usiadłam sama w kuchni z kubkiem herbaty i spojrzałam na nasze wspólne zdjęcia na lodówce. Uśmiechnięci na wakacjach nad morzem, trzymający się za ręce podczas spaceru po lesie… Czy to wszystko było tylko iluzją?
Zadzwoniła moja mama.
— Martuś, co się dzieje? Słyszę po głosie, że coś jest nie tak.
Nie wytrzymałam i rozpłakałam się w słuchawkę.
— Mamo… Andrzej mnie okłamywał przez lata…
Mama westchnęła ciężko.
— Dziecko, każdy popełnia błędy. Ale jeśli nie ma zaufania, trudno budować cokolwiek dalej.
Te słowa długo dźwięczały mi w głowie.
Po tygodniu Andrzej przyszedł do mnie wieczorem z bukietem tulipanów.
— Marta… Wiem, że zawiodłem twoje zaufanie. Nie wiem, czy potrafisz mi wybaczyć… Ale chcę spróbować wszystko naprawić. Chcę cię zabrać na następną firmową imprezę. Chcę, żebyś zobaczyła ten mój świat.
Patrzyłam na niego długo w milczeniu. Chciałam wierzyć, że to początek czegoś nowego. Ale czy można odbudować coś, co zostało tak mocno nadwyrężone?
Czasem zastanawiam się: ile jeszcze tajemnic kryje nasze codzienne życie? Czy można naprawdę poznać drugiego człowieka do końca? A może każdy z nas nosi w sobie coś, czego nigdy nie odważy się powiedzieć najbliższym?