„Mamo, czy jesteś szczęśliwa?” – Powrót do domu byłej teściowej po rozwodzie z Pawłem
– Aniu, usiądź, proszę. – Głos pani Zofii drżał lekko, kiedy stawiała przede mną filiżankę herbaty. Zapach mięty mieszał się z czymś nieuchwytnym – może z zapachem starego mieszkania, a może z moimi wspomnieniami. Przez chwilę patrzyłam na jej dłonie – te same, które kiedyś piekły dla mnie sernik na święta, a potem, po rozwodzie z Pawłem, nie odzywały się przez rok.
– Dziękuję, pani Zofio – odpowiedziałam cicho, nie wiedząc, czy powinnam jeszcze mówić do niej „mamo”. Przez chwilę trwała cisza, przerywana tylko tykaniem zegara i odgłosami tramwajów za oknem. W końcu usiadła naprzeciwko mnie i spojrzała prosto w oczy.
– Aniu… – zaczęła, a ja poczułam, jak ściska mi się gardło. – Wiem, że to dziwne. Ale musiałam cię zobaczyć. Musiałam zapytać… czy jesteś szczęśliwa?
Nie byłam gotowa na to pytanie. Przez głowę przetoczyły mi się obrazy: kłótnie z Pawłem o drobiazgi, jego milczenie po pracy, moje łzy w łazience, kiedy myślałam, że nikt nie słyszy. Potem samotność w nowym mieszkaniu i ta cisza, która bolała bardziej niż krzyk.
– Nie wiem – odpowiedziałam szczerze. – Chyba nie.
Pani Zofia westchnęła ciężko. Przez moment wydawało mi się, że zaraz się rozpłacze.
– Wiesz… Paweł też nie jest szczęśliwy. Nie rozmawiamy o tym głośno, ale widzę to po nim. Wraca późno, nie je kolacji… Czasem myślę, że gdybyście oboje umieli wtedy ze sobą rozmawiać…
Zacisnęłam dłonie na filiżance. Przypomniałam sobie ostatnią kłótnię: Paweł wrócił pijany z pracy integracyjnej. Krzyczał, że go ograniczam. Ja wykrzyczałam mu w twarz wszystko, co bolało mnie przez lata. Następnego dnia spakowałam walizkę i wyszłam.
– To nie było takie proste – powiedziałam cicho. – Próbowałam. Ale on… on był już gdzie indziej. Myślami, sercem…
Pani Zofia pokiwała głową.
– Wiem. Ale wiesz… ja też nie byłam idealną matką. Może gdybym wtedy bardziej się wtrącała…
– Proszę pani…
– Zofio. Po prostu Zofio.
Zaskoczyła mnie ta bezpośredniość. Przez chwilę poczułam się tak, jakbyśmy były dwoma kobietami po przejściach, a nie byłymi teściową i synową.
– Zofio… czasem nie da się nic zrobić. Czasem wszystko już jest za późno.
Zamilkłyśmy. W tle słychać było sąsiadkę stukającą w kaloryfer i dzieci bawiące się na podwórku. Przez okno wpadało blade światło latarni.
– Wiesz – odezwała się nagle Zofia – ja też kiedyś chciałam odejść od męża. Twój teść… pił. Bywało ciężko. Ale wtedy nie było tak łatwo odejść. Rodzina, sąsiedzi… wszyscy by gadali. Zostałam dla Pawła. Może dlatego tak bardzo przeżywam wasz rozwód. Bo widzę w tobie siebie sprzed lat.
Spojrzałam na nią z nową czułością. Nigdy nie mówiła o swoim małżeństwie. Zawsze była twarda, stanowcza – typowa polska matka z blokowiska.
– A Paweł? – zapytałam cicho. – On wie?
– Nigdy mu nie powiedziałam. Może powinnam…
Znowu zapadła cisza. Poczułam, jak narasta we mnie żal – do Pawła, do siebie, do całego świata.
– Czasem myślę – powiedziałam w końcu – że wszyscy jesteśmy ofiarami swoich rodzin. Powielamy te same błędy…
Zofia uśmiechnęła się smutno.
– Może tak. Ale możemy też próbować coś zmienić.
Wstała i podeszła do kredensu. Wyjęła stary album ze zdjęciami.
– Chcesz zobaczyć Pawła z dzieciństwa?
Przeglądałyśmy zdjęcia: Paweł w krótkich spodenkach na działce pod Warszawą, Paweł z pierwszym rowerem, Paweł na komunii. Na jednym ze zdjęć byłam ja – młoda, uśmiechnięta, jeszcze pełna nadziei.
– Lubiłam cię – powiedziała nagle Zofia. – Nadal cię lubię. I zawsze będziesz częścią tej rodziny… jeśli tylko chcesz.
Łzy napłynęły mi do oczu.
– Dziękuję… To dla mnie dużo znaczy.
Wyszłam od niej późnym wieczorem. Na klatce schodowej zatrzymałam się na chwilę i spojrzałam w okno na rozświetlone bloki. Poczułam ulgę – może pierwszy raz od miesięcy.
W domu długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym spotkaniu, o słowach Zofii, o Pawle i o sobie sprzed lat.
Czy można naprawdę zacząć od nowa? Czy da się wybaczyć sobie i innym? A może szczęście to tylko chwile, które trzeba umieć dostrzec?