„Mamo, daliśmy ci pieniądze: dlaczego dzieci były głodne?” – Odkryłam, jak moja mama karmi wnuki, gdy zostaje z nimi sama na działce
– Mamo, czy dziś mogę zjeść coś ciepłego? – głos mojego syna, Michała, drżał w słuchawce. Było już po siedemnastej, a ja właśnie kończyłam pracę. Zdziwiło mnie to pytanie, bo przecież dzieci były na działce z moją mamą. Zostawiłam im jedzenie, przekazałam mamie pieniądze na zakupy i byłam pewna, że niczego im nie zabraknie.
– Michałku, przecież jesteś z babcią. Co się stało? – zapytałam, próbując ukryć niepokój.
– Babcia powiedziała, że nie ma już nic do jedzenia. Dostałem tylko chleb z masłem na śniadanie i trochę ogórków z ogródka. Jestem głodny – odpowiedział cicho.
Serce mi zamarło. Przez chwilę nie mogłam wydusić słowa. Przecież zostawiłam mamie 100 złotych na zakupy na dwa dni! Dzieci miały mieć wszystko, czego potrzebują. Przypomniałam sobie, jak mama zapewniała mnie przez telefon: „Nie martw się, kochanie. Wszystko będzie dobrze. Dzieci będą szczęśliwe.”
Zadzwoniłam do mamy natychmiast. Odebrała po kilku sygnałach.
– Mamo, Michał mówi, że jest głodny. Co się dzieje? Przecież dałam ci pieniądze na jedzenie! – nie potrafiłam ukryć rozdrażnienia.
– Oj, dziecko, nie przesadzaj. Przecież mają chleb i ogórki. Po co im więcej? Kiedyś to się jadło ziemniaki z kefirem i nikt nie narzekał – odpowiedziała spokojnie.
Poczułam narastającą złość. Przypomniały mi się czasy dzieciństwa, kiedy mama oszczędzała na wszystkim. Myślałam jednak, że dla wnuków będzie inna. Że pozwoli im na coś więcej niż tylko przetrwanie.
Wieczorem pojechałam na działkę. Michał i jego młodsza siostra Zosia siedzieli przy stole w altanie. Byli bladzi i wyraźnie zmęczeni. Mama krzątała się przy kuchence turystycznej, gotując wodę na herbatę.
– Mamo, dlaczego dzieci były głodne? – zapytałam cicho, żeby nie słyszały.
– Przesadzasz. Dzieci są rozpieszczone. Wszystko by chciały: jogurty, parówki, słodycze… A tu trzeba oszczędzać! Poza tym te ceny w sklepie…
– Ale przecież dałam ci pieniądze! – przerwałam jej.
– Tak, ale musiałam kupić sobie leki i trochę rzeczy do domu. A dzieciom wystarczyło na chleb i masło – powiedziała bez cienia skruchy.
Zatkało mnie. Poczułam się zdradzona i upokorzona. Przecież te pieniądze były dla dzieci! Zawsze pomagałam mamie finansowo, nigdy jej niczego nie żałowałam. Ale teraz poczułam, że coś pękło.
W drodze powrotnej do domu dzieci jadły kanapki kupione w sklepie po drodze. Michał milczał, Zosia płakała cicho. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Jak wytłumaczyć im, że babcia, którą tak kochają, nie zadbała o nich?
Wieczorem długo rozmawiałam z mężem. Andrzej był wściekły:
– To nie pierwszy raz! Pamiętasz zeszłe wakacje? Też wrócili głodni! Musimy postawić sprawę jasno.
Ale jak powiedzieć własnej matce, że zawiodła? Że nie może już opiekować się wnukami?
Następnego dnia pojechałam do mamy sama. Siedziała na ławce przed domkiem i patrzyła w dal.
– Mamo… musimy porozmawiać – zaczęłam spokojnie.
– Wiem, o co chodzi – przerwała mi. – Uważasz mnie za wyrodną matkę i babcię. Ale ja robię wszystko najlepiej jak potrafię.
– Mamo, ja cię nie oskarżam. Ale dzieci są najważniejsze. Jeśli daję ci pieniądze na jedzenie dla nich, to nie możesz ich wydawać na siebie.
Mama spuściła wzrok.
– Nie rozumiesz… Ja też mam swoje potrzeby. Emerytura ledwo starcza na leki i rachunki…
Poczułam współczucie i żal jednocześnie. Przecież zawsze jej pomagałam! Ale czy to usprawiedliwia głodzenie wnuków?
Przez kolejne dni atmosfera była napięta. Mama dzwoniła rzadziej, dzieci nie chciały już jechać na działkę bez nas. Michał unikał rozmów o babci, Zosia pytała: „Dlaczego babcia nas nie lubi?”
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
W końcu postanowiłam porozmawiać z mamą jeszcze raz – tym razem szczerze i bez oskarżeń.
– Mamo… Może powinniśmy inaczej rozwiązać sprawę opieki nad dziećmi? Może lepiej będzie, jeśli będą jeździć na półkolonie albo zostaną z nami?
Mama długo milczała.
– Może masz rację – powiedziała w końcu cicho. – Chyba już nie mam tyle siły co kiedyś…
Poczułam ulgę i smutek jednocześnie. Straciłam złudzenia co do tego, że moja mama może być taką babcią, jaką chciałabym dla moich dzieci. Ale może to ja miałam zbyt wygórowane oczekiwania?
Dziś patrzę na to wszystko inaczej. Wiem już, że rozmowy o pieniądzach w rodzinie są trudne i bolesne. Że czasem trzeba postawić granice – nawet jeśli boli to obie strony.
Często zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy powinnam była wcześniej zauważyć sygnały? A może po prostu każda rodzina ma swoje tajemnice i swoje rany?
Czy można odbudować zaufanie po takim rozczarowaniu? Czy wy też mieliście podobne doświadczenia ze swoimi rodzicami lub dziadkami?