Mamo, dlaczego nie dałaś dzieciom jeść? – Prawda, która rozdarła naszą rodzinę
– Mamo, dlaczego nie dałaś dzieciom jeść? – mój głos drżał, a w gardle czułam gulę, której nie mogłam przełknąć. Stałam w kuchni mojej mamy, patrząc na puste talerze i jeszcze bardziej puste spojrzenia moich córek, Zosi i Oli. Moja mama, pani Helena, odwróciła się do mnie powoli, jakby nie rozumiała pytania. Ale ja już wiedziałam. Wiedziałam wszystko.
To był upalny lipiec. Pracowałam wtedy w Warszawie na dwa etaty, żeby utrzymać rodzinę po tym, jak mój mąż, Tomek, wyjechał do Niemiec za pracą i przestał się odzywać. Mama mieszkała w naszym rodzinnym domu w Radomiu i zgodziła się zająć dziewczynkami na czas wakacji. Co miesiąc przelewałam jej pieniądze – na jedzenie, ubrania, drobne przyjemności dla wnuczek. Wierzyłam jej bezgranicznie. Przecież to moja mama.
Przez pierwsze tygodnie wszystko wydawało się w porządku. Dzwoniłam codziennie – mama zapewniała mnie, że dziewczynki są szczęśliwe, najedzone, chodzą na spacery do parku i bawią się z sąsiadkami. Ale coś zaczęło mnie niepokoić. Zosia, starsza córka, coraz częściej mówiła przez telefon cicho i krótko. Ola płakała, że tęskni za mną bardziej niż zwykle.
W końcu postanowiłam zrobić niespodziankę i przyjechać bez zapowiedzi. Weszłam do domu w środku dnia. Dziewczynki siedziały na kanapie z pustymi brzuszkami i smutnymi oczami. W kuchni nie było śladu obiadu ani nawet śniadania. Mama krzątała się przy zlewie, jakby nic się nie stało.
– Mamo, co one jadły dzisiaj? – zapytałam jeszcze raz, tym razem ciszej.
– No… kanapkę rano – odpowiedziała wymijająco.
– I co jeszcze?
– A co miały jeść? – wzruszyła ramionami. – Przecież nie są głodne.
Wtedy Zosia podeszła do mnie i szepnęła: – Mamo, babcia mówiła, że nie wolno nam prosić o jedzenie, bo to kosztuje dużo pieniędzy.
Poczułam, jak świat mi się wali. Przecież co miesiąc przesyłałam mamie 1500 złotych! To więcej niż wystarczało na jedzenie dla dwóch dzieci przez miesiąc. Zaczęłam przeszukiwać szafki – były niemal puste. W lodówce tylko masło i kilka jajek.
– Mamo, gdzie są pieniądze? – zapytałam już bez ogródek.
Mama spuściła wzrok.
– Musiałam zapłacić za prąd… i za leki… i trochę pożyczyłam sąsiadce…
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Przez chwilę miałam ochotę krzyczeć, ale spojrzałam na dziewczynki i wiedziałam, że muszę być silna dla nich.
Zabrałam je do sklepu i kupiłyśmy wszystko, czego potrzebowały – owoce, warzywa, mleko, płatki śniadaniowe. W drodze powrotnej Ola zapytała:
– Mamo, czy babcia nas już nie kocha?
Łzy napłynęły mi do oczu. Jak miałam im to wytłumaczyć? Jak miałam sama sobie to wytłumaczyć?
Wieczorem usiadłam z mamą przy stole. Przez długi czas milczałyśmy.
– Dlaczego mi to zrobiłaś? – spytałam cicho.
– Nie rozumiesz… Ja też mam swoje potrzeby – odpowiedziała z goryczą. – Ty masz swoją pracę, swoje życie w Warszawie. Ja tu jestem sama.
– Ale to są twoje wnuczki! Powierzyłam ci je! Myślałam, że mogę ci ufać!
Mama zaczęła płakać. Po raz pierwszy zobaczyłam ją taką słabą i zagubioną.
– Nie chciałam ich skrzywdzić… Po prostu… czasem nie starczało mi sił. I pieniędzy też nie zawsze wystarczało na wszystko…
Przez kolejne dni próbowałam poskładać wszystko na nowo. Dziewczynki były wystraszone i nieufne wobec babci. Ja czułam się rozdarta między gniewem a współczuciem dla mamy. Wiedziałam jednak jedno: nie mogę już zostawić dzieci pod jej opieką.
Zaczęły się telefony od rodziny. Ciotka Basia zarzucała mi niewdzięczność: „Jak możesz tak traktować własną matkę? Przecież ona tyle dla ciebie zrobiła!” Kuzynka Ania pisała wiadomości pełne pretensji: „Może powinnaś częściej przyjeżdżać zamiast zrzucać wszystko na babcię?”
Czułam się osamotniona jak nigdy wcześniej. W pracy ledwo dawałam radę się skupić. W nocy budziły mnie wyrzuty sumienia: czy naprawdę byłam aż tak ślepa? Czy powinnam była wcześniej zauważyć sygnały?
Mama próbowała się tłumaczyć:
– Gdybyś wiedziała, ile kosztują leki na serce… A jeszcze ten rachunek za gaz… Nie chciałam cię martwić.
Ale ja już nie potrafiłam jej zaufać. Każda rozmowa kończyła się kłótnią albo łzami. Dziewczynki przestały dzwonić do babci. W domu panowała cisza pełna żalu.
Minęło kilka miesięcy. Zosia zaczęła mieć problemy z jedzeniem – bała się prosić o dokładkę przy stole. Ola stała się zamknięta w sobie i często płakała bez powodu. Zdecydowałam się zabrać je do psychologa.
Mama dzwoni coraz rzadziej. Czasem wysyła smsa: „Tęsknię”. Ale ja nie wiem już, czy potrafię jej wybaczyć.
Często wracam myślami do tamtego dnia w kuchni. Do spojrzenia moich dzieci i do własnego poczucia winy.
Czy można odbudować zaufanie po takiej zdradzie? Czy rodzina naprawdę jest najważniejsza, jeśli potrafi zranić najmocniej?
Może ktoś z was zna odpowiedź?