„Mamo, to ja muszę ci powiedzieć prawdę…” – Jak powiedziałam teściowej, że jej syn nie może mieć dzieci
– Joanna, nie możesz tak po prostu tego ukrywać! – głos mojej teściowej, pani Haliny, rozbrzmiewał w kuchni jak dzwon. Stała przy stole, z rękami skrzyżowanymi na piersi, a jej spojrzenie wbijało się we mnie jak szpilki. – Michał jest moim jedynym synem. Chcę wiedzieć, kiedy w końcu zostanę babcią!
Zacisnęłam dłonie na kubku z herbatą, czując jak drżą mi palce. Michał siedział obok mnie, blady jak ściana, z oczami wbitymi w podłogę. Widziałam, jak bardzo cierpi, ale wiedziałam też, że nie powie ani słowa. To ja miałam być tą silną. To ja miałam powiedzieć prawdę.
– Mamo… – zaczęłam cicho, ale głos mi się załamał. Przez chwilę miałam nadzieję, że Michał się odezwie, ale on tylko jeszcze bardziej się skulił.
Teściowa patrzyła na mnie wyczekująco. W powietrzu wisiała cisza tak gęsta, że niemal można ją było kroić nożem. W końcu zebrałam się w sobie.
– Mamo, musisz wiedzieć… Michał… my… nie możemy mieć dzieci.
Pani Halina zamarła. Przez chwilę wyglądała, jakby nie rozumiała moich słów. Potem jej twarz stężała.
– Co ty wygadujesz? – syknęła. – Przecież to niemożliwe! Michał jest zdrowy jak byk! To pewnie twoja wina!
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Michał w końcu podniósł głowę.
– Mamo, to nie Asia… To ja…
Ale ona już nie słuchała. Wstała gwałtownie od stołu i zaczęła chodzić po kuchni tam i z powrotem.
– Całe życie marzyłam o wnukach! – lamentowała. – A wy mi teraz mówicie, że nie będzie dzieci? To po co w ogóle się żeniliście?
Wtedy coś we mnie pękło.
– Mamo! – podniosłam głos. – To nie jest twoja sprawa! Kochamy się z Michałem i chcemy być razem, nawet jeśli nie będziemy mieli dzieci!
Pani Halina spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
– Ty nic nie rozumiesz – wyszeptała. – Rodzina to dzieci. Bez nich wszystko traci sens.
Wyszła trzaskając drzwiami. Zostaliśmy z Michałem sami w kuchni. On objął mnie drżącymi ramionami i przez długi czas siedzieliśmy w milczeniu.
To był dopiero początek piekła. Od tamtej pory teściowa przestała do nas przychodzić. Unikała mnie na ulicy, a kiedy już musiała ze mną rozmawiać – była chłodna i oschła. Michał cierpiał w milczeniu. Widziałam, jak zamyka się w sobie coraz bardziej.
Zaczęły się plotki w rodzinie. Ciotka Basia zadzwoniła pewnego wieczoru:
– Joasiu, słyszałam od Haliny… To prawda? Nie możecie mieć dzieci? Może powinniście spróbować in vitro? Albo adopcji?
Nie miałam siły tłumaczyć każdemu z osobna naszej sytuacji. Każda rozmowa była jak rozdrapywanie świeżej rany.
Michał coraz częściej wracał późno z pracy. Ja zamykałam się w łazience i płakałam do poduszki. Nasze małżeństwo wisiało na włosku.
Pewnego dnia wróciłam do domu wcześniej niż zwykle i usłyszałam cichy szloch dochodzący z sypialni. Weszłam i zobaczyłam Michała skulonego na łóżku.
– Przepraszam, Asiu… – wyszeptał. – Zawiodłem cię…
Usiadłam obok niego i objęłam go mocno.
– Nie zawiodłeś mnie. Kocham cię takim, jakim jesteś.
Ale wiedziałam, że to nie wystarczy. Że jego matka nigdy nam nie wybaczy tego „zawodu”.
Minęły miesiące. Przestaliśmy chodzić na rodzinne uroczystości. Pani Halina przysyłała nam tylko krótkie smsy na święta: „Wesołych Świąt”. Nic więcej.
Któregoś dnia spotkałam ją przypadkiem w sklepie spożywczym. Stałyśmy przy kasie obok siebie. Spojrzała na mnie chłodno.
– Wiesz… – powiedziała cicho – myślałam, że będziesz dla niego lepsza.
Nie odpowiedziałam. Po prostu wyszłam ze sklepu i długo jeszcze stałam na parkingu, próbując złapać oddech.
Czasem myślę: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy powinnam była milczeć? Czy rodzina naprawdę daje prawo do takiego bólu?
Dziś wiem jedno: szczęście to nie tylko dzieci i spełnianie oczekiwań innych ludzi. Ale czy kiedykolwiek będziemy mogli być naprawdę szczęśliwi, jeśli ktoś bliski nigdy nam tego nie wybaczy?
Czy rodzina powinna być miejscem wsparcia czy źródłem cierpienia? Co wy byście zrobili na moim miejscu?