„Mamo, tu jest jeszcze brudno!” – Historia, która zmieniła moje życie
– Mamo, tu jest jeszcze brudno! – głos Magdy odbił się echem w kuchni, gdzie stałam z mokrą szmatką w ręku. Zamarłam na chwilę, czując jak fala wstydu i bezsilności zalewa mi policzki. Piotr nawet nie podniósł wzroku znad laptopa, tylko westchnął cicho, jakby już od dawna pogodził się z tym, że jego matka jest częścią wyposażenia mieszkania, a nie osobą z własnymi uczuciami.
Odkąd zamieszkałam z nimi po śmierci mojego męża, wszystko się zmieniło. Zostawiłam swoje mieszkanie w Kielcach, bo Piotr przekonywał: „Mamo, będzie ci łatwiej u nas. Nie będziesz sama.” Wierzyłam mu. Chciałam być blisko rodziny, pomagać przy wnuczce, czuć się potrzebna. Ale szybko okazało się, że „pomagać” znaczy „robić wszystko”.
Codziennie rano budziłam się pierwsza. Zanim Magda zeszła do kuchni, kawa już parowała w jej ulubionym kubku, a śniadanie czekało na stole. Piotr wychodził do pracy, Magda pracowała zdalnie. Ja sprzątałam, gotowałam, prałam, odbierałam Zosię z przedszkola. Wieczorami padałam ze zmęczenia, ale nikt nie pytał, jak się czuję.
Pamiętam dzień, kiedy pierwszy raz poczułam się naprawdę niewidzialna. Była sobota, Magda zaprosiła koleżanki na kawę. Przez trzy godziny szorowałam łazienkę i podłogi. Gdy przyszły goście, usłyszałam zza drzwi: „To moja teściowa. Pomaga nam trochę w domu.” Trochę? Poczułam ukłucie w sercu.
Z czasem zaczęłam unikać lustra. Bałam się spojrzeć na siebie – na kobietę z siwymi włosami i zmęczonymi oczami. Gdzie podziała się Linda? Ta sama, która kiedyś śmiała się najgłośniej na rodzinnych spotkaniach? Która tańczyła z mężem w kuchni do starych przebojów Czerwonych Gitar?
Najgorsze były wieczory. Siedziałam w swoim małym pokoiku i słyszałam przez ścianę rozmowy Piotra i Magdy. Czasem kłócili się o pieniądze, czasem o Zosię. Nigdy o mnie. Jakby mnie nie było.
Pewnego dnia Zosia wróciła z przedszkola zapłakana. „Babciu, pani powiedziała, że nie mam mamy w domu tylko babcię.” Przytuliłam ją mocno. Wtedy Magda weszła do pokoju i rzuciła: „Linda, możesz zrobić pranie? Zosia się pobrudziła.”
Zaczęłam coraz częściej wychodzić na spacery. Siadałam na ławce w parku i patrzyłam na młode matki z dziećmi. Rozmawiały ze sobą, śmiały się. Przypomniałam sobie własną młodość – jak walczyliśmy z mężem o każdy grosz, jak cieszyliśmy się z małych rzeczy. Czy wtedy też byłam tak niewidzialna dla innych?
Któregoś wieczoru usłyszałam rozmowę Piotra i Magdy:
– Może twoja mama mogłaby zostać z Zosią na noc? Chciałabym wyjść z koleżankami.
– Linda i tak nie ma nic do roboty – odpowiedział Piotr bez zastanowienia.
Coś we mnie pękło.
Następnego ranka postanowiłam porozmawiać z synem.
– Piotrze, czy ty wiesz, jak ja się tutaj czuję?
Spojrzał na mnie zdziwiony.
– O co ci chodzi, mamo? Przecież masz wszystko: dach nad głową, rodzinę…
– Mam wszystko? – przerwałam mu drżącym głosem. – Nie mam siebie. Nie pamiętam już nawet, co lubię robić. Nie mam przyjaciół, nie mam swojego miejsca…
Magda weszła do kuchni i spojrzała na mnie chłodno.
– Jeśli coś ci nie pasuje, możesz wrócić do siebie – powiedziała cicho.
Piotr milczał.
Tej nocy nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok i myślałam o swoim życiu. Czy naprawdę jestem tylko pomocą domową? Czy tak wygląda starość? Czy naprawdę na to zasługuję?
Rano spakowałam kilka rzeczy do torby i wyszłam z domu bez słowa. Pojechałam do starej przyjaciółki, Haliny. Przyjęła mnie z otwartymi ramionami.
– Linda! Jak dobrze cię widzieć! Co się stało?
Opowiedziałam jej wszystko. Płakałyśmy razem nad herbatą.
– Musisz pomyśleć o sobie – powiedziała Halina stanowczo. – Masz prawo być szczęśliwa.
Zaczęłam powoli odzyskiwać siebie. Zapisałam się na zajęcia taneczne dla seniorów, zaczęłam czytać książki i spotykać się z dawnymi znajomymi. Po kilku tygodniach zadzwonił Piotr.
– Mamo… wrócisz?
– Piotrze… muszę najpierw wrócić do siebie – odpowiedziałam cicho.
Czasem tęsknię za Zosią, ale wiem jedno: nie mogę żyć tylko dla innych. Muszę nauczyć się żyć dla siebie.
Czy naprawdę każda matka musi zapomnieć o sobie dla dobra rodziny? A może czasem warto postawić granicę i zawalczyć o własne szczęście?