Między Czterema Ścianami: Ciężar Wspomnień
– Mamo, nie możesz tak dalej żyć – głos Michała rozbrzmiewa w mojej głowie jeszcze długo po tym, jak zamknęłam za nim drzwi. – To mieszkanie cię zabija.
Czy naprawdę mnie zabija? Czy to nie raczej ja trzymam się kurczowo tych ścian, bo tylko one jeszcze mnie trzymają przy życiu? Czterdzieści lat. Czterdzieści lat w tym samym mieszkaniu na Pradze, gdzie każdy kąt pachnie dzieciństwem Michała, a ściany wciąż szepczą mi głosami przeszłości. Tu urodził się mój syn. Tu umarł mój mąż. Tu nauczyłam się żyć sama, choć nigdy nie przestałam być żoną.
– Mamo, przecież możesz zacząć od nowa. W Gdańsku jest pięknie, blisko morza, będziesz miała wnuki na wyciągnięcie ręki… – przekonywał mnie Michał ostatnio przy kuchennym stole, stukając nerwowo palcami w blat.
Patrzyłam na niego i widziałam w nim chłopca, który kiedyś z płaczem przybiegł do mnie po rozbite kolano. Teraz był dorosłym mężczyzną, z własną rodziną i własnym życiem. A ja? Ja zostałam tu, wśród mebli pamiętających czasy Gierka i zdjęć, których ramki już dawno straciły blask.
– Nie rozumiesz… – szepnęłam wtedy. – To wszystko, co mam.
Michał westchnął ciężko i spojrzał na mnie z mieszaniną troski i zniecierpliwienia. – Masz mnie. Masz wnuki. Masz przyszłość.
Ale ja mam przeszłość. I ona boli bardziej niż samotność.
Wieczorem siadam w fotelu pod oknem i patrzę na światła miasta. Praga zmieniła się nie do poznania. Kiedyś bałam się tu wracać po zmroku, dziś młodzi ludzie spacerują z psami po odnowionych chodnikach. Czasem słyszę śmiech dzieci na podwórku – taki sam jak śmiech Michała sprzed lat.
Pamiętam dzień, gdy umarł Andrzej. Był listopad, zimny i szary. Michał miał wtedy dwanaście lat. Siedzieliśmy razem na kanapie, gdy zadzwonił telefon. „Wypadek samochodowy” – powiedział głos po drugiej stronie słuchawki. „Przykro mi”.
Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Musiałam być silna dla Michała, choć sama miałam ochotę zniknąć razem z Andrzejem. Pracowałam na dwa etaty – rano w szkole jako nauczycielka polskiego, wieczorami korepetycje. Nie było czasu na żałobę ani na marzenia.
Michał dorastał szybciej niż powinien. Często kłóciliśmy się o drobiazgi: o bałagan w pokoju, o oceny, o to, że wraca za późno do domu. Ale zawsze wracał. Nawet kiedy miał już własne życie, dzwonił codziennie: „Mamo, wszystko w porządku?”.
Teraz to on chce mnie ratować przed samotnością, której sam nigdy nie poznał.
– Mamo! – dzwoni do mnie następnego dnia z Gdańska. – Rozmawiałem z Anią, możemy ci urządzić pokój na poddaszu. Będziesz miała własną łazienkę! Wnuki już się cieszą!
Słyszę w jego głosie nadzieję i ekscytację. Ale ja czuję tylko lęk.
– Michał… ja nie wiem… – zaczynam niepewnie.
– Mamo, proszę cię! Ile jeszcze chcesz tu siedzieć sama? Przecież to mieszkanie to jeden wielki grobowiec!
Zaciskam pięści ze złością i bólem jednocześnie. Jak on może tak mówić? Czy naprawdę nie widzi, że dla mnie to nie są tylko ściany i meble? To tu Andrzej uczył Michała grać w szachy przy kuchennym stole. To tu świętowaliśmy każde Boże Narodzenie – nawet wtedy, gdy nie było na prezenty.
W nocy nie mogę spać. Chodzę po mieszkaniu boso, dotykam ścian, otwieram szuflady pełne starych listów i zdjęć. W jednym z albumów znajduję zdjęcie: Andrzej z Michałem na rękach, obaj uśmiechnięci od ucha do ucha. Mam ochotę krzyczeć ze złości na los.
Następnego dnia przychodzi sąsiadka, pani Zosia.
– Słyszałam, że Michał chce panią zabrać do siebie? – pyta ostrożnie.
– Tak… – odpowiadam cicho.
– A pani chce?
Milczę długo. W końcu wzruszam ramionami.
– Nie wiem już sama…
Pani Zosia kiwa głową ze zrozumieniem.
– Wie pani… ja też myślałam kiedyś o przeprowadzce do córki do Wrocławia. Ale tu mam swoje życie. Nawet jeśli czasem boli.
Wieczorem dzwoni Ania, żona Michała.
– Mamo Haniu – mówi ciepło – dzieci już planują dla pani powitanie! Będzie tort i balony!
Czuję łzy pod powiekami. Oni naprawdę chcą dla mnie dobrze. Ale czy ja tego chcę?
W weekend przyjeżdża Michał z rodziną. Wnuki biegają po mieszkaniu jak szalone, śmieją się i krzyczą:
– Babciu! Babciu! Pokaż nam stare zdjęcia!
Siadamy razem na podłodze w salonie i przeglądamy albumy. Michał patrzy na mnie uważnie.
– Mamo… – zaczyna cicho – ja wiem, że to dla ciebie trudne. Ale boisz się nowego życia czy boisz się zostawić stare?
Nie odpowiadam od razu. Patrzę na zdjęcie Andrzeja i czuję jego obecność obok siebie.
Po wyjeździe rodziny mieszkanie wydaje się jeszcze bardziej puste niż zwykle. Siadam przy oknie i patrzę na światła miasta.
Czy naprawdę jestem gotowa zostawić wszystko? Czy potrafię zacząć od nowa?
Następnego dnia idę do piwnicy po stare walizki. Otwieram jedną z nich i znajduję sweter Andrzeja – ten sam, który nosił w dniu naszej pierwszej randki nad Wisłą. Przytulam go do twarzy i płaczę jak dziecko.
Wieczorem dzwoni Michał.
– Mamo… podjęłaś decyzję?
Biorę głęboki oddech.
– Jeszcze nie wiem, synku… Jeszcze nie wiem…
Odkładam słuchawkę i patrzę na swoje odbicie w lustrze. Widzę kobietę zmęczoną życiem, ale wciąż pełną miłości do tych czterech ścian.
Czy można zostawić całe życie za sobą? Czy dom to tylko miejsce – czy może serce bije tam, gdzie są nasze wspomnienia?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?