Między dwoma domami: Historia o rodzinnych konfliktach i wyborach serca
– Twój mąż nie będzie naprawiał twojego domu, Marto. – Głos teściowej przeszył ciszę jak nóż. Stała w progu naszej kuchni, z rękami skrzyżowanymi na piersi, a jej spojrzenie było twarde jak kamień. – Maciek ma ważniejsze rzeczy do zrobienia.
Poczułam, jak krew napływa mi do twarzy. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie słowa. W mojej głowie huczały myśli: „Jak to? Przecież to nasz dom, dom moich dziadków, miejsce, gdzie się wychowałam!”
Maciek stał obok lodówki, z opuszczoną głową, jakby nagle stał się mniejszy. Zawsze był między nami – między mną a swoją matką. Od kiedy się pobraliśmy, wiedziałam, że będziemy musieli stawić czoła jej oczekiwaniom, ale nie sądziłam, że będzie aż tak trudno.
Dom, w którym mieszkaliśmy, był stary, z odpadającym tynkiem i przeciekającym dachem. Każda deszczowa noc była dla mnie koszmarem – bałam się, że pewnego dnia sufit runie nam na głowy. Odkąd urodziła się Zosia, nasza córeczka, moje lęki tylko się nasiliły.
– Mamo – odezwał się Maciek cicho – przecież obiecałem Marcie, że zajmę się dachem przed zimą.
Teściowa spojrzała na niego z wyrzutem. – A co z moim domem? Przecież tam też trzeba zrobić remont! Kuchnia się sypie, a łazienka…
Zacisnęłam dłonie na blacie stołu. – Pani Anno, rozumiem, że pani dom też wymaga pracy, ale my tu mieszkamy. To jest dom naszej rodziny od pokoleń. Nie mogę pozwolić, żeby się rozpadł.
Teściowa prychnęła. – Twój dom? To już nie jest tylko twój dom. Maciek jest moim synem i powinien pomóc matce.
W tej chwili poczułam się jak intruz we własnym życiu. Jakby wszystko, co było dla mnie ważne, nagle przestało mieć znaczenie. Spojrzałam na Maćka błagalnie, ale on tylko spuścił wzrok.
Wieczorem siedzieliśmy w salonie w milczeniu. Zosia spała w swoim pokoju, a ja czułam się tak samotna jak nigdy dotąd.
– Maciek… – zaczęłam niepewnie – czy naprawdę musimy wybierać? Czy nie możemy po prostu… zrobić najpierw u nas?
Westchnął ciężko. – Wiesz, jaka jest mama. Jak jej odmówię, będzie miała do mnie żal do końca życia.
– A ja? – zapytałam cicho. – Ja też jestem twoją rodziną.
Zamilkł. Widziałam w jego oczach ból i bezradność.
Następne dni były pełne napięcia. Teściowa przychodziła codziennie, przynosząc ze sobą listy rzeczy do zrobienia w jej domu. Maciek coraz częściej znikał u niej na całe popołudnia. Ja zostawałam sama z Zosią i narastającym poczuciem krzywdy.
Pewnego dnia dach zaczął przeciekać tak bardzo, że musiałam ustawiać garnki w kuchni. Zadzwoniłam do Maćka z płaczem.
– Nie mogę już tak żyć! – krzyknęłam przez telefon. – Albo naprawisz ten dach, albo wyprowadzam się do mamy!
Wrócił późno wieczorem. Był zmęczony i rozdrażniony.
– Marta, nie możesz mnie stawiać przed takim wyborem! Mama jest sama, nie ma nikogo oprócz mnie!
– A ja? – łzy napływały mi do oczu. – Ja też jestem sama! Ty jesteś moim mężem!
Wybuchłam płaczem. Czułam się zdradzona przez wszystkich: przez Maćka, przez teściową, przez los.
Następnego dnia przyszła teściowa. Weszła bez pukania i od razu zaczęła narzekać na swoje problemy.
– Pani Anno – przerwałam jej stanowczo – proszę już nie przychodzić codziennie i nie zabierać mi męża. My też mamy swoje potrzeby.
Spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
– Jak śmiesz mówić do mnie takim tonem?
– Śmiem, bo to mój dom i moja rodzina! – głos mi drżał, ale nie ustąpiłam.
Wyszła trzaskając drzwiami.
Wieczorem Maciek długo milczał. W końcu powiedział:
– Muszę coś zmienić… Nie mogę być wiecznie rozdarty między wami.
Minęły tygodnie zanim sytuacja się uspokoiła. Maciek w końcu naprawił dach u nas, choć relacje z jego matką ochłodziły się na długo.
Często wracam myślami do tamtych dni i zastanawiam się: czy naprawdę musimy wybierać między tymi, których kochamy? Czy rodzina zawsze musi oznaczać walkę o uwagę i lojalność? Może czasem trzeba po prostu postawić granice i zawalczyć o siebie…