Między dwoma domami: Walka o własne miejsce i rodzinne szczęście

— Nie rozumiesz, Aniu? Ten dom to ruina! — głos teściowej odbijał się echem od starych ścian, a ja czułam, jak każda jej sylaba wbija się we mnie jak szpilka. Stałam na środku kuchni mojego rodzinnego domu, z rękami ubrudzonymi wapnem i sercem pełnym nadziei, że uda mi się go uratować. — To nie jest miejsce dla twojej rodziny. Myślisz o sentymentach, a nie o przyszłości!

Spojrzałam na męża, Michała. Stał obok, milczący, z opuszczonym wzrokiem. Wiedziałam, że jest rozdarty. Z jednej strony jego matka, pani Halina — kobieta twarda, pragmatyczna, która całe życie walczyła o lepszy byt dla swojej rodziny. Z drugiej ja — jego żona, która marzyła o tym, by nasze dzieci biegały po tym samym ogrodzie, w którym ja kiedyś zbierałam jabłka z dziadkiem.

— Mamo, to jest dom Ani. Jej rodzina mieszkała tu od pokoleń — próbował tłumaczyć Michał, ale jego głos był cichy, niemal nieśmiały.

— I co z tego? — przerwała mu teściowa. — Chcesz żyć w przeszłości? Ja nie po to pracowałam całe życie, żebyście teraz marnowali czas i pieniądze na jakieś stare ściany! W mieście czeka na was mieszkanie. Nowe. Bez problemów.

Poczułam łzy pod powiekami. Nie chciałam płakać przy niej. Nie chciałam pokazać słabości. Ale w środku czułam się jak dziecko, któremu ktoś zabiera ukochaną zabawkę.

Po jej wyjściu długo siedzieliśmy w ciszy. Michał w końcu powiedział:

— Aniu… Może ona ma rację? To wszystko kosztuje…

— Ale to jest mój dom — wyszeptałam. — Tu są moje wspomnienia. Tu czuję się sobą.

Nie spałam tej nocy. Słuchałam skrzypienia starych belek i przypominałam sobie śmiech babci, zapach świeżo upieczonego chleba, dźwięk deszczu uderzającego o blaszany dach. Każdy kąt tego domu był częścią mnie.

Następnego dnia przyszła mama. Usiadłyśmy na ławce pod jabłonią.

— Wiem, że ci ciężko — powiedziała cicho. — Ale musisz pamiętać, że rodzina to nie tylko ściany. To ludzie.

— Ale ja nie chcę wybierać — odpowiedziałam bezradnie. — Chcę mieć i rodzinę, i ten dom.

Mama uśmiechnęła się smutno.

— Czasem nie da się mieć wszystkiego.

Przez kolejne tygodnie walczyłam o każdy metr kwadratowy tego domu. Szukałam fachowców, liczyłam pieniądze, prosiłam Michała o wsparcie. On coraz częściej milczał. Coraz częściej wychodził do pracy wcześniej i wracał później. Czułam, jak oddalamy się od siebie.

Pewnego wieczoru usłyszałam ich rozmowę przez przypadek. Michał rozmawiał przez telefon z matką.

— Nie wiem już, co robić… Ona się uparła… Tak, wiem… Ale ona tu dorastała… Tak… Tak… Dobrze…

Gdy wszedł do kuchni, spojrzałam mu prosto w oczy.

— O czym rozmawiałeś?

Zawahał się.

— Mama chce, żebyśmy wrócili do miasta. Że to lepsze dla dzieci…

— A ty czego chcesz?

Nie odpowiedział od razu. Widziałam w jego oczach zmęczenie i strach.

— Chcę, żebyśmy byli szczęśliwi — powiedział w końcu.

— Ale czy ty tu jesteś szczęśliwy?

Nie odpowiedział.

Wtedy poczułam się naprawdę samotna. Jakbym walczyła nie tylko z teściową, ale i z własnym mężem. Z każdym dniem coraz bardziej czułam presję — ze strony Haliny, która dzwoniła codziennie z nowymi argumentami; ze strony Michała, który coraz mniej angażował się w remont; nawet ze strony sąsiadów, którzy patrzyli na mnie z politowaniem.

Pewnego dnia przyszła do mnie Halina osobiście. Usiadła naprzeciwko mnie przy kuchennym stole.

— Aniu… Ja wiem, że ten dom jest dla ciebie ważny. Ale pomyśl o dzieciach. O przyszłości. W mieście będą miały lepsze szkoły, więcej możliwości…

— A co z moimi uczuciami? — zapytałam drżącym głosem.

Spojrzała na mnie surowo.

— Czasem trzeba poświęcić coś dla dobra rodziny.

Po jej wyjściu długo płakałam. Czułam się rozdarta na pół — między lojalnością wobec własnej rodziny a oczekiwaniami teściowej i męża.

W końcu podjęliśmy decyzję. Michał powiedział:

— Aniu… Ja nie dam rady tu żyć. Przepraszam.

Zgodziłam się na przeprowadzkę do miasta. Dom został pusty. Przez kilka miesięcy jeździłam tam co weekend, podlewałam kwiaty w ogrodzie, sprzątałam kurz z parapetów. Za każdym razem serce mi pękało.

Dziś mieszkamy w nowym mieszkaniu w centrum Poznania. Dzieci mają nowe szkoły, nowe koleżanki i kolegów. Michał jest spokojniejszy, Halina zadowolona. Tylko ja czasem budzę się w nocy i myślę o starym domu pod lasem.

Czy naprawdę musiałam wybierać? Czy szczęście rodziny zawsze oznacza rezygnację z własnych marzeń? Może kiedyś znajdę odpowiedź…