Między Dwoma Ojcami: Mój Wybór w Najważniejszym Dniu Życia

– Nie rozumiem, dlaczego to w ogóle jest problem – powiedział tata, patrząc mi prosto w oczy. Jego głos drżał, choć starał się brzmieć stanowczo. – To ja jestem twoim ojcem. To ja powinienem cię poprowadzić do ołtarza.

Siedziałam przy kuchennym stole, ściskając w dłoniach kubek z herbatą, która już dawno wystygła. Mama stała przy oknie, udając, że patrzy na ogród, ale widziałam, jak jej ramiona drżą. W powietrzu wisiała cisza, gęsta jak mgła nad Wisłą w listopadowy poranek.

– Tato… – zaczęłam cicho, ale przerwał mi ojczym, Andrzej, który właśnie wszedł do kuchni. – Może nie powinienem się wtrącać – powiedział, choć dobrze wiedziałam, że to niemożliwe. – Ale wychowywałem cię przez piętnaście lat. Byłem przy tobie, kiedy miałeś gorączkę, kiedy płakałaś po pierwszym zawodzie miłosnym…

Spojrzałam na niego. Jego twarz była zmęczona, oczy podkrążone. Przez chwilę miałam ochotę rzucić się mu na szyję i powiedzieć: „To ty! Ty mnie poprowadzisz!” Ale wtedy zobaczyłam twarz taty – tego biologicznego, który zniknął z mojego życia na osiem lat, a potem wrócił nagle, jakby nigdy nic się nie stało.

W mojej głowie kłębiły się wspomnienia. Tata zabierający mnie na lody do cukierni Sowa w Toruniu, tata znikający bez słowa wyjaśnienia, mama płacząca nocami w łazience. Andrzej pojawiający się w naszym życiu jak cichy bohater – nie narzucał się, nie próbował zastąpić taty. Po prostu był. Z czasem stał się kimś więcej niż tylko „nowym mężem mamy”.

– To nie jest takie proste – wyszeptałam. – Nie chcę nikogo zranić.

– Ale kogo kochasz bardziej? – zapytał tata ostro. – Kto jest dla ciebie ważniejszy?

Mama odwróciła się gwałtownie od okna.
– Przestań! To nie konkurs! – krzyknęła. – To jej dzień! Jej wybór!

Wybiegłam z kuchni, zanim łzy zdążyły popłynąć po policzkach. Zamknęłam się w swoim pokoju i opadłam na łóżko. Przez chwilę słyszałam jeszcze podniesione głosy rodziców, potem zapadła cisza.

Telefon zadzwonił nagle, wyrywając mnie z zamyślenia.
– Cześć, Anka – usłyszałam głos Magdy, mojej świadkowej. – Jak tam? Wszystko gotowe?

Zaśmiałam się gorzko.
– Gotowe? Chyba tylko moje nerwy są gotowe do wybuchu.

– Co się dzieje?

Opowiedziałam jej wszystko. O tym, jak tata i Andrzej niemal walczą o prawo do poprowadzenia mnie do ołtarza. O tym, jak czuję się rozdarta na pół.

– A czego ty chcesz? – zapytała Magda cicho.

Zamilkłam. Nie wiedziałam.

Noc była niespokojna. Przewracałam się z boku na bok, wsłuchując się w ciszę domu. W końcu wstałam i wyszłam na balkon. Nad Warszawą wisiał księżyc w pełni. Pomyślałam o moim narzeczonym, Piotrku – on też miał trudne relacje z ojcem, ale nigdy nie musiał wybierać między dwoma.

Nad ranem zeszłam do kuchni. Mama siedziała przy stole z kubkiem kawy.
– Nie spałaś? – zapytała cicho.

Pokręciłam głową.
– Mamo… co mam zrobić?

Spojrzała na mnie z troską.
– Zrób to, co czujesz. Nie to, czego oczekują inni.

Łatwo powiedzieć.

W południe zadzwonił tata.
– Musimy porozmawiać – powiedział bez zbędnych wstępów.
Spotkaliśmy się w parku Skaryszewskim. Siedzieliśmy na ławce pod kasztanem.
– Wiem, że zawaliłem – zaczął cicho. – Wiem, że nie byłem przy tobie wtedy, kiedy najbardziej mnie potrzebowałaś…

Patrzyłam na jego dłonie – duże, spracowane, z popękaną skórą.
– Dlaczego odszedłeś?

Westchnął ciężko.
– Byłem tchórzem. Bałem się odpowiedzialności. Myślałem, że sobie nie poradzę…

Łzy napłynęły mi do oczu.
– A teraz chcesz być bohaterem?

Spojrzał na mnie smutno.
– Nie chcę być bohaterem. Chcę być twoim ojcem. Choćby przez te kilka minut…

Wieczorem przyszedł Andrzej. Usiadł naprzeciwko mnie w salonie.
– Aniu… Jeśli wybierzesz swojego tatę, zrozumiem. Naprawdę. Ale chcę, żebyś wiedziała jedno: kocham cię jak własną córkę i zawsze będę przy tobie.

Objął mnie mocno. Poczułam jego ciepło i spokój.

Nadszedł dzień ślubu. Stałam przed lustrem w białej sukni i patrzyłam na swoje odbicie. W oczach miałam strach i determinację.

W kościele panowała podniosła atmosfera. Goście szeptali między sobą. Piotrek czekał przy ołtarzu z uśmiechem pełnym nadziei.

Podeszłam do drzwi zakrystii. Tam czekali obaj – tata i Andrzej. Spojrzeli na mnie pytająco.

Wzięłam głęboki oddech.
– Chodźcie obaj – powiedziałam cicho.

Zaskoczenie malowało się na ich twarzach.
– Razem? – zapytał tata niepewnie.
– Razem – powtórzyłam stanowczo.

Chwyciłam ich za ręce i ruszyliśmy powoli przez nawę kościoła. Czułam ich obecność po obu stronach – dwóch mężczyzn, którzy ukształtowali moje życie na różne sposoby. Goście patrzyli zdumieni, mama płakała ze wzruszenia.

Przy ołtarzu puściłam ich dłonie i spojrzałam im w oczy.
– Dziękuję wam obu – wyszeptałam drżącym głosem.

Po ceremonii podeszli do mnie razem. Tata ścisnął moją dłoń mocno, Andrzej pocałował mnie w czoło.
– Jesteśmy z ciebie dumni – powiedzieli niemal jednocześnie.

Wieczorem siedziałam już sama w pokoju hotelowym i myślałam o tym wszystkim. Czy można kochać dwóch ojców? Czy rodzina to tylko więzy krwi? A może to przede wszystkim wybory i codzienna obecność?

Czasem życie nie daje prostych odpowiedzi…
Czy wy też kiedyś musieliście wybierać między sercem a lojalnością? Jakie decyzje były dla was najtrudniejsze?