Między matką a córką: Kiedy dom staje się schronieniem przed światem

– Mamo, czy nie masz nic przeciwko, jeśli przyjadę w poniedziałek i zostanę na kilka tygodni? – głos Pauliny drżał lekko, choć starała się brzmieć zwyczajnie. Siedziałam przy kuchennym stole, patrząc przez okno na szare niebo nad Wrocławiem. W tej jednej chwili poczułam, jakby czas się zatrzymał. Odpowiedziałam szybko, żeby nie usłyszała w moim głosie niepokoju: – Tak, oczywiście, nie mam nic przeciwko, przyjeżdżaj.

Ale przecież wiedziałam. Wiedziałam, że to nie jest zwykła wizyta. Paulina nigdy nie prosiła o coś takiego bez powodu. Odkąd wyszła za Michała i zamieszkała z nim oraz jego matką w Legnicy, coraz rzadziej dzwoniła. Zawsze mówiła, że wszystko jest w porządku, ale matka czuje takie rzeczy. Zresztą, ostatnio coraz częściej łapałam się na tym, że czekam na jej telefon jak na znak życia.

Zamknęłam oczy i przypomniałam sobie jej ślub sprzed dwóch lat. Była taka szczęśliwa, a ja dumna i pełna nadziei. Michał wydawał się dobrym chłopakiem – spokojny, pracowity, z dobrego domu. Ale jego matka, pani Barbara… Od początku czułam w niej coś zimnego. Uśmiechała się szeroko, ale jej oczy pozostawały czujne i oceniające. Paulina mówiła mi kiedyś: „Mamo, ona jest po prostu wymagająca. Chce dla nas jak najlepiej.”

Tydzień temu zadzwoniła do mnie sąsiadka z Legnicy – pani Halina. „Pani Aniu, widziałam Paulinę na rynku. Wyglądała na bardzo zmęczoną. Wszystko u niej dobrze?” – zapytała z troską. Skłamałam wtedy: „Tak, wszystko świetnie.” Ale od tamtej pory nie mogłam przestać myśleć.

Kiedy Paulina przyjechała w poniedziałek rano, wyglądała jak cień samej siebie. Wysiadła z autobusu z jedną walizką i torbą na ramię. Przytuliłam ją mocno i poczułam jej drżące ciało.

– Chodź do środka – powiedziałam cicho.

W kuchni zaparzyłam herbatę i postawiłam przed nią talerz z ciastem drożdżowym. Przez chwilę siedziałyśmy w milczeniu.

– Mamo… – zaczęła w końcu. – Ja już nie mogę tam wytrzymać.

Spojrzałam na nią pytająco.

– Barbara znowu przyjechała? – zapytałam ostrożnie.

Paulina skinęła głową i spuściła wzrok.

– Ona… ona traktuje mnie jak służącą. Wszystko musi być po jej myśli. Michał nawet nie staje po mojej stronie. Ostatnio powiedziała mi, że jestem złą żoną, bo nie umiem ugotować rosołu tak jak ona. A potem zaczęła narzekać na to, jak wychowałaś mnie ty…

Poczułam ukłucie w sercu.

– I co zrobił Michał?

– Powiedział tylko: „Mama się martwi o nas.” A potem wyszedł do pracy i zostawił mnie samą z nią na cały dzień.

Paulina zaczęła płakać cicho. Przysunęłam się do niej i objęłam ją ramieniem.

– Kochanie, jesteś u siebie. Odpocznij tutaj tyle, ile potrzebujesz.

Przez kolejne dni Paulina spała do południa, wychodziła na długie spacery po parku i unikała rozmów o Michału i Barbarze. Ja starałam się nie naciskać, ale widziałam jej napięcie za każdym razem, gdy dzwonił telefon.

W piątek wieczorem zadzwonił Michał.

– Paulina? Gdzie jesteś? Mama pyta o ciebie cały czas! – jego głos był zirytowany.

Paulina spojrzała na mnie błagalnie. Wzięłam od niej telefon.

– Michał, Paulina potrzebuje trochę spokoju. Dajcie jej czas.

– Ale mama mówi…

– Michał! – przerwałam mu stanowczo. – To jest moja córka i ja wiem najlepiej, czego teraz potrzebuje.

Rozłączyłam się bez słowa więcej.

Paulina patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.

– Mamo… nigdy nie widziałam cię takiej stanowczej.

Uśmiechnęłam się smutno.

– Czasem trzeba walczyć o swoje dzieci, nawet jeśli są już dorosłe.

Wieczorem usiadłyśmy razem przy stole. Paulina zaczęła opowiadać więcej: o drobnych upokorzeniach ze strony Barbary, o tym jak Michał coraz częściej znikał z domu pod pretekstem pracy, o samotności w obcym mieście.

– Myślałam, że dam radę – powiedziała cicho. – Ale czuję się tam jak intruz we własnym życiu.

Zrobiło mi się żal tej młodej kobiety, która kiedyś była moją beztroską dziewczynką. Zastanawiałam się wtedy: czy dobrze ją wychowałam? Czy powinnam była bardziej ją przygotować do życia? Czy to moja wina?

Następnego dnia odwiedziła nas moja siostra Ewa.

– Aniu, musisz coś zrobić – powiedziała mi na osobności. – Jeśli Paulina wróci do Michała bez zmian, wszystko będzie po staremu. Może powinna porozmawiać z nim szczerze? Albo postawić warunki?

Nie spałam całą noc. Rano usiadłam z Pauliną przy kawie.

– Kochanie… co chcesz zrobić?

Spojrzała na mnie poważnie.

– Nie wiem jeszcze. Boję się wracać tam bez wsparcia. Ale boję się też zostać tutaj na zawsze…

Objęłam ją mocno.

– Cokolwiek zdecydujesz, będę przy tobie.

Minął tydzień. Michał przysłał SMS-a: „Tęsknię za tobą.” Barbara dzwoniła codziennie i zostawiała wiadomości pełne wyrzutów.

Paulina zaczęła powoli odzyskiwać siły. Zaczęłyśmy razem gotować obiady, chodziłyśmy na spacery nad Odrą i śmiałyśmy się z dawnych wspomnień. Ale wiedziałam, że decyzja musi zapaść.

W niedzielny wieczór usiadłyśmy razem przy stole.

– Mamo… chyba muszę wrócić i zawalczyć o siebie – powiedziała nagle Paulina. – Ale jeśli znowu będzie źle… czy mogę wrócić tutaj?

Pocałowałam ją w czoło.

– Zawsze będziesz miała tu dom.

Patrzyłam za nią przez okno, gdy odjeżdżała autobusem do Legnicy. W sercu miałam mieszankę dumy i lęku. Czy dobrze zrobiłam? Czy można nauczyć dziecko walczyć o siebie bez łamania mu serca?

Czasem zastanawiam się: ile jeszcze razy nasze dzieci będą wracać do nas po schronienie? I czy my zawsze będziemy gotowe je przyjąć?