Między prawdą a rodziną: tajemnica Barbary

– Barbara, śpisz? – usłyszałam szept mojego męża, Marka, w ciemności sypialni. Nie odpowiedziałam. Wiedział, że nie śpię. Od tygodni przewracam się z boku na bok, wpatrzona w sufit, a myśli wracają do tamtego wieczoru, który podzielił moje życie na „przed” i „po”.

To było na weselu kuzynki mojej synowej, w domu weselnym pod Warszawą. Cała rodzina, gwar, śmiechy dzieci, muzyka. Michał, mój syn, tańczył z naszymi wnukami, a ja wyszłam na chwilę odetchnąć świeżym powietrzem do ogrodu. I wtedy zobaczyłam ją – Agnieszkę, moją synową, w objęciach obcego mężczyzny. Rozmawiali szeptem, potem ona położyła mu dłoń na ramieniu, a on pogładził jej włosy. Serce mi zamarło. Chciałam wierzyć, że to nic – może kuzyn, może przyjaciel z pracy. Ale potem się pocałowali. Nie było już żadnych złudzeń.

Od tamtej chwili żyję w koszmarze. Każde rodzinne spotkanie to dla mnie próba sił. Patrzę na Michała – mojego chłopca, który wyrósł na dobrego ojca i męża – i widzę, jak bardzo kocha Agnieszkę. Jak ją przytula, jak mówi o niej z dumą. A ja wiem coś, czego on nie wie. Coś, co może roztrzaskać mu życie.

– Musisz przestać o tym myśleć – Marek westchnął ciężko. – To nie nasza sprawa.

– Ale to NASZ syn! – syknęłam przez zaciśnięte zęby. – Jak mam milczeć?

– Jeśli mu powiesz, możesz go stracić – powiedział cicho. – Pomyśli, że chcesz mu zniszczyć rodzinę. Może nawet ci nie uwierzy.

Nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że ma rację. Ale jak spojrzeć własnemu dziecku w oczy i ukrywać przed nim coś takiego?

Następnego dnia Agnieszka zadzwoniła do mnie jak gdyby nigdy nic. Zaproponowała wyjazd z wnukami nad Zalew Zegrzyński. Jej głos był pogodny, nawet ciepły. Zgodziłam się – chyba z nadziei na wyjaśnienie albo choć cień usprawiedliwienia tego, co widziałam.

Siedziałyśmy na kocu, dzieci bawiły się w piasku, a Agnieszka opowiadała mi o nowej pracy w korporacji. Wyglądała na zmęczoną, ale szczęśliwą. Przez chwilę prawie uwierzyłam, że nic się nie stało – może to ja sobie coś ubzdurałam? Ale potem dostała SMS-a i uśmiechnęła się do siebie tym dziwnym uśmiechem, którego nigdy wcześniej u niej nie widziałam.

Wieczorem zadzwoniłam do mojej przyjaciółki, Krystyny.

– Basia, to nie jest proste – powiedziała drżącym głosem. – Ale pomyśl: jeśli powiesz Michałowi i on się z nią rozwiedzie… co z wnukami? A jeśli ci nie uwierzy? Jesteś gotowa na takie ryzyko?

– Nie wiem… – odpowiedziałam przez łzy.

Minęły dwa tygodnie. Michał zadzwonił z zaproszeniem na niedzielny obiad do ich mieszkania na Ursynowie. Całą drogę serce waliło mi jak młotem. W głowie układałam możliwe scenariusze rozmowy: jak zacząć? Jak wyjaśnić? Czy w ogóle powinnam?

W ich domu wszystko wyglądało idealnie: Agnieszka upiekła mój ulubiony sernik, dzieci biegały po salonie, Michał przytulił mnie mocno.

– Mamo, wyglądasz na zmęczoną – powiedział z troską.

– Wszystko dobrze – skłamałam.

Podczas obiadu próbowałam patrzeć na Agnieszkę inaczej – szukać oznak winy albo żalu. Ale była taka jak zawsze: śmiała się z dziećmi, troszczyła o Michała, pytała mnie o zdrowie Marka.

W nocy znów nie mogłam zasnąć. Marek spał twardo obok mnie, a ja wyszłam na balkon z kubkiem herbaty.

Nagle dostałam SMS-a z nieznanego numeru: „Wiesz, co widziałaś. Lepiej dbaj o rodzinę.” Zamarłam. Kto to mógł być? Czy Agnieszka wie, że ją widziałam? A może ten mężczyzna?

Nie zmrużyłam oka do rana. Rano zadzwoniłam do Krystyny jeszcze raz.

– Basia, to zaczyna być niebezpieczne – szepnęła. – Może lepiej zostaw to wszystko…

Ale ja nie potrafię zostawić tego za sobą. Każdego dnia czuję się jak zdrajczyni wobec Michała. Z drugiej strony – jeśli mu powiem, mogę go stracić na zawsze.

W piątek wieczorem Michał zadzwonił ponownie.

– Mamo… mogę przyjechać pogadać?

Serce mi stanęło.

– Oczywiście, synku – odpowiedziałam drżącym głosem.

Przyjechał sam. Usiadł naprzeciwko mnie w kuchni i patrzył smutno.

– Mamo… czuję ostatnio, że Agnieszka się ode mnie oddala. Myślisz, że coś przede mną ukrywa?

Zabrakło mi tchu. To była moja szansa – powiedzieć prawdę albo chronić go przed bólem.

Milczałam za długo.

– Nie wiem… – wyszeptałam w końcu.

Michał spojrzał na mnie z nadzieją i lękiem jednocześnie.

– Jeśli dowiesz się czegoś… powiesz mi? Proszę?

Pokiwałam głową bez słowa.

Tej nocy płakałam jak nigdy dotąd. Czułam się rozdarta między dwoma miłościami – do syna i do naszej rodziny jako całości.

Wciąż nie wiem, co zrobić – czy wyznać mu prawdę i ryzykować utratę kontaktu? Czy milczeć i żyć z tym ciężarem do końca życia?

A może wy mi pomożecie podjąć decyzję: czy jest jakaś prawda warta rozbicia rodziny? Co wy byście zrobili na moim miejscu?