Między Testamentem a Przebaczeniem: Moja Walka o Spokój po Śmierci Ojca

– To nie jest sprawiedliwe, Anka! – głos mojej siostry, Magdy, rozbrzmiał echem w kuchni, gdzie jeszcze niedawno razem piliśmy herbatę z ojcem. – Tata obiecał mi ten dom, a teraz wszystko zapisane jest na ciebie? Jak mogłaś mu to zrobić?

Zacisnęłam dłonie na kubku, czując jak gorąca herbata parzy mi palce. Chciałam odpowiedzieć, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Przecież nie miałam wpływu na testament. Ojciec zmarł nagle, zostawiając nas z bólem i… tym przeklętym dokumentem, który podzielił rodzinę bardziej niż jakiekolwiek słowa.

Wszystko zaczęło się w styczniu. Zima była wyjątkowo mroźna, a śnieg przykrył nasze podwórko grubą warstwą ciszy. Ojciec zachorował nagle – zapalenie płuc. W szpitalu leżał cicho, patrząc na mnie tymi swoimi zmęczonymi oczami.

– Aniu, pamiętaj… dom to nie tylko mury – wyszeptał pewnego wieczoru. – To wasza historia. Dbaj o nią.

Nie rozumiałam wtedy, że to pożegnanie. Kilka dni później zadzwonił telefon. Mama płakała tak, jakby ktoś wyrwał jej serce. Ja stałam w kuchni, patrząc na śnieg za oknem i czułam się pusta.

Pogrzeb był prosty. Rodzina, sąsiedzi, kilku dawnych przyjaciół ojca. Magda nie odzywała się do mnie przez cały czas. Po wszystkim wróciliśmy do domu – tego samego, który miał być teraz kością niezgody.

Testament odczytano tydzień później. Notariusz, pan Kowalski, miał głos jak z radia – spokojny, bez emocji.

– Dom wraz z działką przekazuję mojej córce Annie…

Magda zerwała się z miejsca.

– Co?! Przecież to niemożliwe!

Mama spuściła wzrok. Ja poczułam się winna, choć nie zrobiłam nic złego. Przez kolejne dni Magda nie chciała ze mną rozmawiać. W domu panowała cisza przerywana tylko stukotem jej obcasów na schodach.

Wieczorami zamykałam się w swoim pokoju i modliłam się o spokój. Nie byłam szczególnie religijna, ale wtedy czułam, że tylko rozmowa z Bogiem może mi pomóc. Prosiłam o siłę, o zrozumienie dla Magdy i dla siebie.

Pewnej nocy usłyszałam cichy płacz za ścianą. To była Magda. Chciałam do niej pójść, przytulić ją jak kiedyś, gdy byłyśmy dziećmi i bałyśmy się burzy. Ale coś mnie powstrzymało – duma? Strach przed odrzuceniem?

Następnego dnia Magda przyszła do kuchni z walizką.

– Wyjeżdżam do Warszawy – powiedziała chłodno. – Nie chcę tu być.

Patrzyłam na nią bezradnie.

– Magda…

– Nie mów nic! – przerwała mi ostro. – Tata zawsze cię faworyzował. Zawsze byłaś tą lepszą córką.

Zamknęła za sobą drzwi tak mocno, że aż zadrżały szyby.

Mama siedziała przy stole i patrzyła na mnie z wyrzutem.

– Może powinnaś oddać jej część domu? – zapytała cicho.

– Ale to nie ja decydowałam…

– Ale możesz naprawić to, co się stało.

Przez kilka dni chodziłam jak struta. Nie mogłam spać, nie mogłam jeść. W pracy byłam nieobecna duchem – szefowa zwróciła mi uwagę, że popełniam błędy w raportach.

W końcu poszłam do kościoła. Usiadłam w ławce i patrzyłam na krzyż nad ołtarzem.

– Boże, dlaczego to wszystko jest takie trudne? – wyszeptałam. – Przecież chciałam tylko pokoju…

Wróciłam do domu i napisałam Magdzie wiadomość: „Chcę z tobą porozmawiać. Proszę.”

Odpisała dopiero po kilku dniach: „Nie mam ci nic do powiedzenia.”

Czułam się coraz bardziej samotna. Mama zamknęła się w sobie, Magda wyjechała, a ja zostałam sama w wielkim domu pełnym wspomnień i żalu.

Pewnego wieczoru zadzwonił telefon.

– Aniu? – głos Magdy był cichy i drżący. – Mogę przyjechać?

Serce mi zabiło mocniej.

– Oczywiście! Zawsze możesz wrócić.

Przyjechała następnego dnia. Była blada i zmęczona.

– Przepraszam – powiedziała na progu. – Nie powinnam była tak reagować…

Przytuliłyśmy się po raz pierwszy od lat. Obie płakałyśmy.

Usiadłyśmy w kuchni przy herbacie – tak jak dawniej.

– Bałam się, że cię stracę – wyznała Magda. – Że dom cię zmieni…

– Dom to tylko mury – powtórzyłam słowa ojca. – Najważniejsze jesteśmy my.

Zdecydowałyśmy razem: sprzedamy dom i podzielimy się pieniędzmi. Mama długo protestowała, ale w końcu zrozumiała naszą decyzję.

Sprzedaż domu była bolesna. Każdy kąt przypominał mi dzieciństwo: zapach ciasta drożdżowego mamy, śmiech ojca w ogrodzie, nasze kłótnie o łazienkę przed szkołą.

Ale wiedziałam już jedno: żaden majątek nie jest wart utraty rodziny.

Dziś mieszkam w małym mieszkaniu na obrzeżach miasta. Magda odwiedza mnie co tydzień; razem chodzimy na groby rodziców i rozmawiamy o przyszłości.

Czasem siadam wieczorem przy oknie i pytam siebie: czy naprawdę musieliśmy przejść przez tyle bólu, żeby zrozumieć, co jest najważniejsze? Czy inni też potrafią wybaczyć tak jak my?