Między Wiarą a Rozpaczą: Jak Przetrwaliśmy Rodzinny Szantaż

– Mama, nie rozumiesz? Albo wykupisz ode mnie swoją część domu, albo wszystko pójdzie pod młotek. – Głos Pawła drżał, ale w oczach miał chłód, którego nigdy wcześniej u niego nie widziałam.

Zamarłam. Siedziałam przy kuchennym stole, dłonie ściskały kubek z herbatą tak mocno, że aż bolały mnie palce. Przez chwilę miałam wrażenie, że to nie mój syn stoi przede mną, tylko obcy człowiek. Próbowałam coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły mi w gardle.

– Paweł… przecież to jest nasz dom. Twój dom. – Wyszeptałam w końcu, patrząc na niego z niedowierzaniem.

– Już nie mój. Potrzebuję pieniędzy. Ty masz oszczędności po tacie. Wiem o tym. – Jego głos był twardy jak stal.

W tej chwili świat mi się zawalił. Przypomniałam sobie wszystkie te lata, kiedy samotnie wychowywałam Pawła po śmierci męża. Ile razy rezygnowałam z własnych marzeń, żeby jemu niczego nie zabrakło. Ile razy modliłam się o jego zdrowie, szczęście, przyszłość. A teraz on… on grozi mi sprzedażą domu?

Nie spałam tej nocy. Leżałam w łóżku i patrzyłam w ciemność. W głowie kłębiły mi się myśli: „Co zrobiłam źle? Gdzie popełniłam błąd? Czy naprawdę jestem aż tak złą matką?”

Następnego dnia zadzwoniła do mnie siostra, Zofia. Od razu wyczuła w moim głosie coś niepokojącego.

– Marysiu, co się stało? – zapytała cicho.

Nie wytrzymałam. Rozpłakałam się do słuchawki.

– Paweł chce sprzedać dom… Chce, żebym go wykupiła… Szantażuje mnie… – łkałam, a ona słuchała cierpliwie.

– Przyjadę do ciebie – powiedziała stanowczo.

Przyjechała jeszcze tego samego dnia. Usiadłyśmy razem przy stole, a ja opowiedziałam jej wszystko od początku do końca. Zofia była zawsze tą silniejszą z nas dwóch. Potrafiła spojrzeć na sprawy chłodno i logicznie.

– Musisz z nim porozmawiać jeszcze raz – powiedziała. – Ale najpierw się pomódl. Oddaj to Bogu. On cię poprowadzi.

Zawsze byłam wierząca, ale nigdy nie czułam się tak bezradna jak teraz. Uklękłam przy łóżku i zaczęłam się modlić. Prosiłam Boga o siłę i mądrość. O to, żeby Paweł zrozumiał, jak bardzo mnie rani.

Kolejne dni były koszmarem. Paweł przysyłał mi SMS-y z żądaniami. „Masz tydzień na decyzję.” „Albo wykupujesz moją część, albo sprzedaję wszystko.”

Zofia próbowała go przekonać do rozmowy, ale on był nieugięty.

W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do niego.

– Paweł, spotkajmy się. Porozmawiajmy spokojnie.

Przyszedł wieczorem. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie w salonie, który pamiętał jeszcze dziecięce zabawy Pawła i śmiech jego ojca.

– Dlaczego to robisz? – zapytałam cicho.

– Bo mam długi! – wybuchł nagle. – Wpakowałem się w coś głupiego… Potrzebuję pieniędzy natychmiast!

Zamarłam. Długi? O niczym nie wiedziałam.

– Czemu mi nie powiedziałeś wcześniej?

– Bo się wstydziłem! – krzyknął i spuścił wzrok.

Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu.

– Paweł… Ja nie mam tyle pieniędzy, ile myślisz. Oszczędności po tacie ledwo wystarczą mi na życie… Ale mogę ci pomóc inaczej. Może spróbujemy razem znaleźć rozwiązanie?

Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

– Ty naprawdę chcesz mi pomóc?

– Jesteś moim synem – odpowiedziałam łamiącym się głosem.

Tamtego wieczoru długo rozmawialiśmy o jego problemach finansowych. Okazało się, że Paweł został oszukany przez wspólnika w interesach i został z długami na kilkadziesiąt tysięcy złotych. Był zdesperowany i dlatego postanowił sprzedać swoją część domu.

Zaproponowałam mu, żebyśmy poszli razem do doradcy finansowego. Zgodził się niechętnie, ale widziałam w jego oczach ulgę.

Przez kolejne tygodnie walczyliśmy razem o wyjście z tej sytuacji. Było ciężko – banki nie chciały rozmawiać z Pawłem, komornik groził zajęciem konta. Ale dzięki pomocy Zofii i kilku życzliwych ludzi udało nam się rozłożyć długi na raty.

W tym czasie modliłam się codziennie. Prosiłam Boga o siłę dla siebie i dla Pawła. Czułam Jego obecność bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Pewnego dnia Paweł przyszedł do mnie i powiedział:

– Przepraszam cię, mamo… Nie powinienem był ci grozić… Byłem głupi i przestraszony…

Objęłam go mocno i obiecałam sobie, że już nigdy nie pozwolę, żeby pieniądze zniszczyły naszą rodzinę.

Dziś nasza relacja jest inna niż kiedyś – bardziej szczera i dojrzała. Paweł znalazł nową pracę i powoli spłaca swoje zobowiązania. Ja nauczyłam się ufać Bogu nawet wtedy, gdy wydaje się, że wszystko jest stracone.

Czasem zastanawiam się: ile rodzin rozpada się przez pieniądze? Ile matek płacze nocami przez błędy swoich dzieci? Czy naprawdę musimy przejść przez piekło, żeby docenić to, co mamy najcenniejszego?