Miłość, która nie zna granic… czy raczej szantaż?

– Naprawdę myślisz, że po tym wszystkim mogłabym do ciebie wrócić? – mój głos drżał, choć starałam się brzmieć stanowczo.

Andrzej siedział naprzeciwko mnie przy kuchennym stole, ten sam, przy którym dwadzieścia lat temu wykrzykiwał mi w twarz słowa, których nigdy nie zapomnę. Teraz patrzył na mnie z tym swoim starym, dobrze znanym uśmiechem – uśmiechem człowieka, który zawsze dostaje to, czego chce.

– Nie chodzi o nas, Aniu. Chodzi o Michała. Chcesz, żeby miał mieszkanie? – zapytał cicho, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.

W głowie miałam mętlik. Przez dwadzieścia lat żyłam bez Andrzeja. Po rozwodzie zostałam sama z Michałem, wtedy czteroletnim chłopcem, który nie rozumiał, dlaczego tata nagle zniknął. Przez lata tłumaczyłam mu, że tata jest zajęty, że ma swoje sprawy. Prawda była taka, że Andrzej wyjechał do Niemiec i przestał się nami interesować. Alimenty przychodziły nieregularnie, czasem wcale. Michał dorastał bez ojca, a ja nauczyłam się być matką i ojcem jednocześnie.

Teraz Andrzej wrócił. Zadzwonił tydzień temu, zupełnie niespodziewanie. „Musimy porozmawiać” – powiedział przez telefon. Głos miał spokojny, jakby nic się nie stało. Zgodziłam się na spotkanie tylko dlatego, że wspomniał o Michale.

– To jest chore – powiedziałam w końcu. – Chcesz mi powiedzieć, że oddasz synowi mieszkanie tylko wtedy, jeśli ponownie za ciebie wyjdę?

Andrzej wzruszył ramionami. – To tylko formalność. Mieszkanie jest własnościowe, nie chcę żadnych komplikacji prawnych. Poza tym… może to szansa na nowy początek?

Zaśmiałam się gorzko. – Nowy początek? Po tym wszystkim? Po tych wszystkich latach samotności?

W mojej głowie przewijały się obrazy: Michał jako nastolatek, zamykający się w pokoju i słuchający muzyki tak głośno, żeby nie słyszeć moich łez; ja pracująca na dwa etaty, żeby opłacić rachunki; święta spędzane we dwoje, kiedy wszyscy inni mieli pełne domy gości.

– Aniu… – Andrzej położył dłoń na mojej ręce. Cofnęłam ją natychmiast.

– Nie dotykaj mnie – syknęłam. – Nie masz prawa mnie szantażować.

– To nie szantaż – odparł spokojnie. – To propozycja.

Wstałam gwałtownie od stołu. – Propozycja? Ty zawsze wszystko nazywasz propozycją! Nawet kiedy wyjeżdżałeś do Niemiec i zostawiłeś nas samych, mówiłeś, że to „propozycja na lepsze życie”!

Andrzej milczał przez chwilę. Widziałam w jego oczach cień dawnego uporu.

– Michał jest dorosły – powiedział w końcu. – Ale nie stać go na własne mieszkanie. Ja mogę mu je dać. Ale chcę mieć pewność… że będziemy rodziną.

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Rodziną? Czy można być rodziną po dwudziestu latach milczenia? Po tylu ranach?

Wieczorem Michał wrócił z pracy. Siedziałam w kuchni i gapiłam się w okno.

– Mamo? Wszystko w porządku?

Spojrzałam na niego. Był taki dorosły… a jednocześnie wciąż widziałam w nim tego małego chłopca z rozbitym kolanem.

– Twój ojciec był dziś u mnie – powiedziałam cicho.

Michał zamarł.

– I?

Opowiedziałam mu wszystko. O mieszkaniu, o warunku Andrzeja.

Michał długo milczał.

– To chore – powiedział w końcu. – On myśli, że może wszystko kupić? Nawet ciebie?

Pokiwałam głową.

– Co mam zrobić? – zapytałam szeptem.

Michał usiadł naprzeciwko mnie i złapał mnie za rękę.

– Mamo… nie rób tego dla mnie. Nie chcę tego mieszkania za taką cenę.

Ale wiedziałam, że go boli. Wiedziałam też, jak bardzo chciałby mieć własny kąt. Pracował jako informatyk w małej firmie pod Warszawą, zarabiał nieźle jak na polskie realia, ale ceny mieszkań były kosmiczne.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie mama.

– Aniu, słyszałam od sąsiadki, że Andrzej wrócił do Polski… Co on sobie wyobraża?

Zacisnęłam zęby.

– Chce żebym za niego wyszła… w zamian za mieszkanie dla Michała.

Mama westchnęła ciężko.

– On zawsze był egoistą. Ale ty musisz myśleć o sobie! Przez tyle lat dawałaś radę sama!

Przez kolejne dni nie mogłam spać. W pracy byłam rozkojarzona; koleżanka z biura, Kasia, zapytała czy wszystko w porządku.

– Mój były mąż wrócił i chce żebym za niego wyszła… dla mieszkania dla syna – powiedziałam bez ogródek.

Kasia spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami.

– I co zrobisz?

Wzruszyłam ramionami. – Nie wiem.

Wieczorami rozmawiałam z Michałem godzinami. On powtarzał: „Nie rób tego dla mnie”. Ja powtarzałam: „To twoja przyszłość”. W końcu zaczęliśmy się kłócić.

– Ty zawsze wszystko bierzesz na siebie! – krzyczał Michał pewnego wieczoru. – Zawsze musisz być tą silną! A ja? Ja mam być powodem twojego nieszczęścia?

Poczułam się tak bezradna jak nigdy wcześniej.

W końcu postanowiłam spotkać się z Andrzejem jeszcze raz. Tym razem w kawiarni na Starym Mieście.

– Zgadzam się – powiedziałam bez ogródek. – Ale pod jednym warunkiem: podpiszesz umowę notarialną przekazania mieszkania Michałowi jeszcze przed ślubem.

Andrzej spojrzał na mnie zaskoczony.

– Myślisz, że cię oszukam?

– Po prostu chcę mieć pewność – odparłam chłodno.

Zgodził się bez wahania.

Przez kolejne tygodnie załatwialiśmy formalności u notariusza. Michał był obecny przy podpisywaniu aktu darowizny. Patrzył na mnie z mieszaniną wdzięczności i bólu.

Po przekazaniu mieszkania Andrzej zaczął nalegać na ślub. Czułam się jak aktorka w kiepskim teatrze; wszystko było sztuczne, wymuszone. Mama patrzyła na mnie ze smutkiem; Kasia próbowała mnie pocieszać; Michał coraz częściej zamykał się w swoim nowym mieszkaniu.

W dniu ślubu stałam przed lustrem w białej sukience i pytałam siebie: „Czy to naprawdę ja? Czy to jest życie, którego chciałam?” Andrzej był dumny i zadowolony; ja czułam się jak więzień we własnym życiu.

Po ceremonii wróciliśmy do pustego mieszkania Andrzeja. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie w ciszy.

– Myślisz, że kiedyś mi wybaczysz? – zapytał cicho Andrzej.

Spojrzałam mu prosto w oczy.

– Nie wiem… Ale wiem jedno: zrobiłam to dla syna. I tylko dla niego.

Dziś mijają trzy miesiące od tamtego dnia. Michał urządził swoje mieszkanie po swojemu; jest szczęśliwy jak nigdy dotąd. Ja żyję obok Andrzeja jak cień samej siebie. Czasem zastanawiam się: czy naprawdę można poświęcić własne szczęście dla dobra dziecka? Czy to była miłość… czy tylko szantaż?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?