Miłość w chmurach: Nowy rozdział po ukończeniu szkoły

– Mamo, nie musisz się martwić. Poradzę sobie – powiedział Tomek, ściskając mnie na pożegnanie przed wejściem do akademika. Uśmiechnął się, ale widziałam w jego oczach niepewność, której nie potrafił ukryć. Przez chwilę chciałam go zatrzymać, przytulić jeszcze raz, powiedzieć, że zawsze będę obok. Ale wiedziałam, że to już nie jest moje miejsce. On miał zacząć swoje dorosłe życie, a ja… ja miałam w końcu zacząć swoje.

Wysiadłam z tramwaju na Dworcu Zachodnim i poczułam, jak serce bije mi szybciej. W ręku ściskałam bilet do Krakowa – miasta, gdzie czekał na mnie Stefan. Mój mąż. Mężczyzna, którego pokochałam późno, ale z całą siłą dojrzałego serca. Przez lata byliśmy razem tylko na odległość – on pracował w Krakowie, ja wychowywałam Tomka w Warszawie. Czekaliśmy na ten moment: aż nasz syn skończy szkołę i pójdzie na studia. Wtedy mieliśmy wreszcie być razem.

W autobusie patrzyłam przez okno na mijane pola i lasy. Myśli krążyły wokół Tomka – czy będzie umiał sam gotować? Czy nie zapomni o praniu? Czy znajdzie przyjaciół? Ale zaraz potem pojawiał się obraz Stefana: jego ciepłe oczy, dłonie, które zawsze potrafiły mnie uspokoić. Tęskniłam za nim tak bardzo, że aż bolało.

Gdy tylko wysiadłam na dworcu w Krakowie, Stefan już tam był. Stał z bukietem polnych kwiatów i uśmiechał się szeroko. – Witaj w domu, Aniu – powiedział cicho, obejmując mnie mocno. Poczułam się jak nastolatka – zakochana, szczęśliwa, pełna nadziei.

Ale już pierwszego wieczoru coś zaczęło się psuć. Stefan był inny niż w moich wspomnieniach. Zamiast czułych słów słyszałam narzekania: że mieszkanie za małe, że praca go męczy, że nie wie, czy dobrze zrobił, zapraszając mnie do siebie na stałe. – Przecież tego chcieliśmy – powiedziałam zaskoczona jego tonem. – Chciałeś tego tak samo jak ja.

– Chciałem… ale teraz wszystko wygląda inaczej – odpowiedział, patrząc gdzieś poza mnie. – Przyzwyczaiłem się do samotności. Do ciszy po pracy. Do tego, że nikt nie przesuwa moich rzeczy.

Zamarłam. Przez tyle lat marzyłam o tej chwili, a teraz czułam się jak intruz we własnym życiu. Próbowałam się uśmiechać, gotować jego ulubione dania, opowiadać o Tomku i o tym, jak bardzo się cieszę z naszej wspólnej przyszłości. Ale Stefan coraz częściej zamykał się w sobie.

Któregoś wieczoru wybuchł:
– Aniu, ja nie wiem, czy potrafię żyć z kimś pod jednym dachem! Przez tyle lat byłem sam…

– Ale przecież jesteśmy małżeństwem! – krzyknęłam rozpaczliwie. – Czekałam na ten dzień całe życie!

– Może to był błąd…

Te słowa rozdarły mnie na pół. Wyszłam z mieszkania i długo chodziłam po Plantach, próbując zrozumieć, co poszło nie tak. Czy naprawdę można tak bardzo się zmienić? Czy miłość może przegrać z przyzwyczajeniem do samotności?

Następnego dnia zadzwonił Tomek.
– Mamo? Wszystko w porządku?

Chciałam powiedzieć „tak”, ale głos mi zadrżał.
– Synku… chyba nie jestem tu szczęśliwa.

– To wracaj – odpowiedział bez wahania. – Albo… spróbuj jeszcze raz pogadać z tatą.

Zrozumiałam wtedy, że Tomek dorósł szybciej niż myślałam. To ja byłam teraz zagubiona i potrzebowałam wsparcia.

Wieczorem usiadłam ze Stefanem przy kuchennym stole.
– Boisz się zmian? – zapytałam cicho.

– Tak – przyznał bez oporu. – Boję się stracić siebie.

– A ja boję się stracić nas – odpowiedziałam szczerze.

Milczeliśmy długo. W końcu Stefan ujął moją dłoń.
– Spróbujmy powoli. Dajmy sobie czas.

Nie wiem, co będzie dalej. Może miłość naprawdę wymaga odwagi i cierpliwości? Może najtrudniejsze są te nowe początki po latach samotności? Czasem zastanawiam się: czy można nauczyć się być razem od nowa? Czy warto walczyć o szczęście, nawet jeśli droga do niego jest pełna wątpliwości?

A Wy… co byście zrobili na moim miejscu?