Mój Anioł Stróż – Historia Elżbiety

– Ela, odbierz. Jak długo jeszcze będziesz tak siedzieć? – głos Marianny przebił się przez ciszę, jakby ktoś rzucił kamieniem w szybę. Stała w drzwiach mojego pokoju, zniecierpliwiona, z rękami skrzyżowanymi na piersi. – Albo wyłącz telefon, jeśli nie chcesz rozmawiać.

Z trzaskiem zatrzasnęła drzwi. Przez chwilę patrzyłam na ekran, na którym po raz kolejny pojawiło się imię Nikodema. Dzwonił nieprzerwanie od rana. Odrzucałam połączenie za połączeniem, aż w końcu wyłączyłam telefon i cisnęłam go na drugi koniec kanapy. Zrobiłabym to dawno temu, ale czekałam na telefon od Andrzeja. Andrzej był moim starszym bratem, jedyną osobą w rodzinie, która jeszcze potrafiła mnie wysłuchać bez oceniania. Ale on milczał już trzeci dzień.

W domu panowała atmosfera napięcia, jakbyśmy wszyscy chodzili po cienkim lodzie. Mama – Marianna – od rana krzątała się po kuchni, głośno stawiając talerze i sztućce, jakby chciała dać mi do zrozumienia, że jej cierpliwość się kończy. Ojciec, Zbigniew, wracał coraz później z pracy i unikał rozmów. Nikodem był moim narzeczonym od trzech lat. Ostatnio coraz częściej się kłóciliśmy – o wszystko: o przyszłość, o pieniądze, o to, że nie chcę jeszcze dzieci. Ale to nie on był powodem mojego milczenia.

Wszystko zaczęło się tydzień temu, kiedy wróciłam wcześniej z pracy i zobaczyłam Nikodema siedzącego w kuchni z moją młodszą siostrą, Kingą. Śmiali się do rozpuku, a kiedy weszłam, nagle zamilkli. Coś we mnie pękło. Przez następne dni Kinga unikała mojego wzroku, a Nikodem próbował tłumaczyć się na wszelkie sposoby. – To tylko rozmowa! – powtarzał. Ale ja widziałam w jego oczach coś więcej niż zwykłą sympatię.

Od tamtej pory nie mogłam spać. W nocy przewracałam się z boku na bok, analizując każde słowo, każdy gest. Czy byłam ślepa? Czy naprawdę nie widziałam tego wcześniej? Mama mówiła: – Przesadzasz, Elżbieta. Kinga jest twoją siostrą! Nikodem cię kocha! Ale ja czułam się zdradzona przez wszystkich naraz.

W pracy też nie było lepiej. Szefowa patrzyła na mnie z dezaprobatą, bo po raz trzeci w tym miesiącu poprosiłam o wolne. Koleżanki szeptały za moimi plecami. Czułam się jak intruz we własnym życiu.

W czwartek wieczorem postanowiłam wyjść na spacer. Było zimno i padał deszcz, ale potrzebowałam oddechu. Przechodziłam obok starego kościoła na Pradze, kiedy zobaczyłam starszą kobietę siedzącą na ławce pod drzewem. Miała na sobie cienki płaszcz i trzymała w rękach reklamówkę z chlebem. Przystanęłam obok niej.

– Wszystko w porządku? – zapytałam nieśmiało.

Spojrzała na mnie uważnie i uśmiechnęła się lekko.

– Czasem trzeba po prostu usiąść i poczekać aż burza minie – powiedziała cicho.

Nie wiem dlaczego, ale usiadłam obok niej i zaczęłyśmy rozmawiać. Miała na imię Stefania i mieszkała sama od śmierci męża. Opowiedziała mi swoją historię – o synu, który wyjechał za granicę i przestał dzwonić; o sąsiadach, którzy zapomnieli o jej istnieniu; o samotności tak głębokiej, że czasem bolało ją serce.

– Ale wie pani co? – powiedziała nagle. – Czasem pojawia się ktoś niespodziewany i wtedy człowiek przypomina sobie, że nie jest sam.

Te słowa zostały ze mną przez całą noc. Następnego dnia zadzwoniłam do Andrzeja. Odebrał dopiero za trzecim razem.

– Ela? Wszystko w porządku?

Nie wytrzymałam i rozpłakałam się do słuchawki.

– Andrzej… Ja już nie wiem co robić…

Słuchał cierpliwie przez godzinę. Nie oceniał, nie przerywał. Po rozmowie poczułam ulgę – jakby ktoś zdjął mi z pleców ciężki plecak.

Wieczorem Nikodem przyszedł do mnie do domu. Stał w progu z bukietem tulipanów i wyglądał na zmęczonego.

– Ela… Musimy porozmawiać.

Chciałam go wyrzucić za drzwi, ale coś mnie powstrzymało.

– Dobrze – powiedziałam cicho.

Usiedliśmy naprzeciwko siebie w salonie. Nikodem długo milczał.

– Wiem, że zawiodłem twoje zaufanie – zaczął w końcu. – Ale przysięgam ci, że między mną a Kingą nic nie było i nigdy nie będzie. Po prostu… czuję się ostatnio zagubiony. Ty jesteś ciągle smutna, zamknięta w sobie… Chciałem tylko porozmawiać z kimś bliskim.

Patrzyłam na niego długo. Chciałam mu wierzyć, ale coś we mnie krzyczało: „Nie ufaj!” Z drugiej strony wiedziałam też, że sama od dawna byłam zamknięta na świat.

– Potrzebuję czasu – powiedziałam w końcu.

Nikodem skinął głową i wyszedł bez słowa.

Przez następne dni próbowałam poukładać sobie wszystko w głowie. Rozmawiałam z Kingą – pierwszy raz szczerze od lat.

– Ela… Przepraszam cię, jeśli poczułaś się zdradzona – powiedziała ze łzami w oczach. – Nikodem jest dla mnie jak brat. Po prostu… chciałam ci pomóc.

Zrozumiałam wtedy, jak bardzo wszyscy byliśmy pogubieni we własnych emocjach i lękach.

W niedzielę poszłam jeszcze raz pod kościół na Pradze. Stefania już tam nie siedziała. Zostawiła jednak na ławce małą karteczkę: „Nie bój się prosić o pomoc”.

Dziś wiem jedno: czasem anioły pojawiają się w naszym życiu pod postacią zwykłych ludzi – starszej kobiety na ławce czy brata po drugiej stronie telefonu. Może właśnie dlatego warto czasem otworzyć serce i zaufać jeszcze raz?

Czy wy też mieliście kiedyś taki moment, kiedy wydawało się wam, że wszystko się wali? Kto był wtedy waszym aniołem stróżem?