Muszę ci wszystko wyjaśnić, córeczko…
— Smacznego! — powiedziałam, siadając przy stole. Mój głos zabrzmiał nieco zbyt radośnie, jakby miał zagłuszyć napięcie, które czułam w środku. Każdy w rodzinie miał swoje miejsce: Andrzej, mój mąż, zawsze siadał twarzą do okna, Kinga naprzeciwko, a ja — jak przystało na panią domu — między nimi, plecami do kuchenki i zlewu. Uwielbiałam te wieczorne chwile, gdy cała rodzina zbierała się przy stole. Rano wszyscy gdzieś pędzili, ale wieczorem mogliśmy być razem. Dziś jednak czułam, że to nie będzie zwykły wieczór.
Kinga rzuciła mi szybkie spojrzenie spod grzywki. Miała dwanaście lat, ale jej oczy były poważniejsze niż u niejednej dorosłej kobiety. Ostatnio coraz częściej widziałam w nich cień — cień pytań, na które nie chciałam odpowiadać. Andrzej rozłożył gazetę obok talerza i zaczął nakładać sobie ziemniaki. Cisza była gęsta jak śmietana w barszczu.
— Mamo, mogę iść po kolacji do Zuzy? — zapytała Kinga, próbując przełamać milczenie.
— Najpierw zjemy razem — odpowiedziałam łagodnie, choć w środku czułam narastający niepokój.
Andrzej spojrzał na mnie z ukosa. Wiedział, że coś jest nie tak. Od tygodnia chodziłam spięta, zapominałam o zakupach, a w nocy długo nie mogłam zasnąć. On jednak nie pytał. Może bał się odpowiedzi.
— Kinga, pomóż mi nalać kompotu — poprosiłam córkę, wstając od stołu. W kuchni szumiała zmywarka, a przez uchylone okno wpadał chłodny powiew kwietniowego wieczoru.
— Mamo, co się dzieje? — zapytała cicho Kinga, kiedy nalałyśmy kompot do szklanek.
Zawahałam się. To był ten moment. Wiedziałam, że dłużej nie mogę milczeć.
— Muszę ci wszystko wyjaśnić, córeczko…
Zamarła. Jej dłonie zadrżały lekko, a ja poczułam ukłucie winy. Przez chwilę chciałam się wycofać, udawać, że nic się nie dzieje. Ale wiedziałam, że jeśli teraz nie powiem prawdy, już nigdy nie znajdę odwagi.
Wróciłyśmy do stołu. Andrzej spojrzał na mnie pytająco.
— Co się dzieje? — zapytał.
Usiadłam ciężko na swoim miejscu. Przez chwilę patrzyłam na talerz z niedojedzonym kotletem schabowym i ziemniakami. Potem spojrzałam na Kingę.
— Kinga… Jest coś, o czym powinnam ci powiedzieć już dawno temu. Coś ważnego.
Cisza była nieznośna. Słyszałam tylko tykanie zegara i szum samochodów za oknem.
— Pamiętasz, jak pytałaś mnie kiedyś o moją mamę? — zaczęłam niepewnie.
Kinga skinęła głową.
— Mówiłaś, że zmarła zanim się urodziłam.
Przełknęłam ślinę.
— To prawda… Ale nie powiedziałam ci wszystkiego. Moja mama… twoja babcia… żyje. Mieszka niedaleko Poznania.
Kinga otworzyła szeroko oczy. Andrzej odłożył widelec.
— Jak to? — wyszeptała córka.
— Pokłóciłyśmy się wiele lat temu. Bardzo się pokłóciłyśmy… I od tamtej pory nie mamy kontaktu. Było mi tak łatwiej powiedzieć ci, że jej nie ma… niż tłumaczyć całą tę historię.
Andrzej patrzył na mnie z niedowierzaniem.
— Dlaczego nigdy mi o tym nie powiedziałaś? — zapytał cicho.
Poczułam łzy pod powiekami.
— Wstydziłam się… Wstydziłam się tego wszystkiego, co wydarzyło się między mną a moją matką. Kiedy byłam młoda, uciekłam z domu po kłótni o studia i chłopaka. Ona nigdy mi tego nie wybaczyła… A ja nie potrafiłam wrócić.
Kinga siedziała nieruchomo. Widziałam, jak walczy ze sobą — chciała coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły jej w gardle.
— Czy mogę ją poznać? — zapytała w końcu drżącym głosem.
Zaskoczyło mnie to pytanie. Przez tyle lat budowałam wokół siebie mur milczenia i nagle moja córka chciała go przebić jednym zdaniem.
— Nie wiem… Nie wiem, czy ona by tego chciała…
Andrzej odchrząknął.
— Może powinnaś spróbować się z nią skontaktować? Dla Kingi…
Poczułam narastającą panikę. Przez lata przekonywałam siebie, że to już zamknięty rozdział mojego życia. Że lepiej zostawić przeszłość za sobą. Ale teraz widziałam w oczach córki nadzieję i ciekawość — coś, czego nie mogłam jej odebrać.
Po kolacji Kinga poszła do swojego pokoju bez słowa. Andrzej został ze mną w kuchni.
— Barbara… Może to czas na pojednanie? — powiedział cicho.
Westchnęłam ciężko.
— Boję się… Boję się jej reakcji. Boję się tego wszystkiego, co wróci razem z nią…
Andrzej ujął moją dłoń.
— Ale czy nie boisz się bardziej stracić Kingę? Jeśli ona kiedyś odkryje prawdę sama…
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Wpatrywałam się w sufit i myślałam o mamie — o jej surowych oczach i głosie pełnym wyrzutów. O tym, jak bardzo mnie zraniła i jak bardzo ja zraniłam ją swoim odejściem. Zastanawiałam się też nad Kingą — czy będzie miała odwagę wybaczyć mi kłamstwo?
Następnego dnia rano znalazłam na stole kartkę od córki: „Mamo, chcę poznać babcię. Proszę.”
Patrzyłam na te kilka słów i czułam narastający lęk pomieszany z nadzieją. Czy można naprawić błędy sprzed lat? Czy rodzina jest silniejsza niż dawne urazy?
Czasem myślę: ile jeszcze tajemnic nosimy w sobie tylko dlatego, że boimy się prawdy? Czy lepiej żyć w kłamstwie dla świętego spokoju… czy mieć odwagę zmierzyć się z przeszłością? Co wy byście zrobili na moim miejscu?