„Nie będę cierpieć przez długi twoich rodziców” – Historia polskiej rodziny na granicy miłości i egoizmu
– Nie będę cierpieć przez długi twoich rodziców! – głos Pawła odbił się echem w naszej kuchni, gdy trzymałam w ręku telefon, jeszcze ciepły po rozmowie z tatą. W tej jednej chwili miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Wpatrywałam się w niego, próbując zrozumieć, czy naprawdę to powiedział. Moja mama leżała w szpitalu po udarze, tata nie miał już siły ani pieniędzy, a mój mąż – człowiek, z którym dzieliłam życie od dziesięciu lat – patrzył na mnie z chłodną obojętnością.
– Paweł, to moja rodzina. Oni mnie potrzebują – wyszeptałam, czując jak łzy napływają mi do oczu.
– A ja? Myślisz, że nie potrzebuję spokoju? Że nie mam dość twoich wiecznych problemów z nimi? – jego głos był coraz ostrzejszy. – Nie zamierzam płacić za błędy twojego ojca!
Wiedziałam, że tata nie był idealny. Przez lata prowadził mały warsztat samochodowy w Radomiu, czasem podejmował złe decyzje. Ale nigdy nie był złym człowiekiem. Teraz, kiedy mama zachorowała, wszystko się posypało. Kredyty, zaległe rachunki, komornik na karku. Tata zadzwonił do mnie w środku nocy: „Córeczko, nie wiem już co robić. Mama jest w szpitalu, a ja… nie mam nawet na leki dla niej.”
Przez całe życie byłam tą „odpowiedzialną”. Starsza córka, zawsze gotowa pomóc. Ale teraz miałam własną rodzinę: Pawła i naszą siedmioletnią Zosię. Pracowałam jako nauczycielka w podstawówce, Paweł był informatykiem. Nie żyliśmy w luksusie, ale radziliśmy sobie. Do tej pory.
– Może spróbujemy znaleźć jakieś rozwiązanie? – zaproponowałam cicho.
Paweł tylko prychnął.
– Rozwiązanie? Ty zawsze chcesz wszystkich ratować! A kto uratuje nas?
Zosia weszła do kuchni w piżamie, zaspana i przestraszona.
– Mamo, czemu krzyczycie?
Przykucnęłam przy niej i przytuliłam ją mocno.
– Nic się nie dzieje, kochanie. Idź spać.
Ale wiedziałam, że kłamię. Wszystko się działo. Wszystko się waliło.
Następnego dnia pojechałam do szpitala. Mama leżała blada i słaba, z trudem mówiła.
– Nie martw się o nas… – wyszeptała. – Masz swoją rodzinę.
Ale jak mogłam nie martwić się o nich? Tata siedział na korytarzu ze spuszczoną głową. Wyglądał na dziesięć lat starszego.
– Tato…
– Przepraszam cię, Aniu. Nie chciałem ci tego wszystkiego zwalać na głowę. Ale nie mam już nikogo…
Objęłam go i poczułam jego drżące ramiona.
Wieczorem wróciłam do domu wykończona psychicznie i fizycznie. Paweł siedział przy komputerze.
– I co? – zapytał bez emocji.
– Musimy im pomóc. Chociaż trochę…
– Nie stać nas na to! – rzucił ostro. – Jeśli dasz im pieniądze, możesz zapomnieć o wspólnych wakacjach i nowym aucie!
Poczułam się jak rozdarta na pół. Z jednej strony miał rację – nie mieliśmy oszczędności na czarną godzinę. Z drugiej… czy naprawdę mogłam zostawić rodziców samych?
Przez kolejne dni żyliśmy jak obcy ludzie pod jednym dachem. Paweł zamykał się w swoim świecie, ja coraz częściej jeździłam do szpitala lub pomagałam tacie ogarnąć papiery i długi. Zosia zaczęła mieć problemy w szkole – nauczycielka wezwała mnie na rozmowę.
– Pani Aniu, Zosia jest ostatnio bardzo zamknięta w sobie. Czy coś się dzieje w domu?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Jak wytłumaczyć siedmiolatce, że świat dorosłych jest tak skomplikowany?
Pewnego wieczoru Paweł wrócił późno z pracy. Usiadł naprzeciwko mnie przy stole.
– Musimy podjąć decyzję – powiedział cicho. – Albo oni, albo my.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
– To nie jest wybór! To moja rodzina!
– A ja? Zosia? My się nie liczymy?
Zacisnęłam pięści pod stołem.
– Liczycie się najbardziej na świecie… Ale nie mogę zostawić rodziców na pastwę losu!
Wtedy Paweł po raz pierwszy od dawna spojrzał mi prosto w oczy.
– Wiesz co? Może powinniśmy zrobić sobie przerwę…
Te słowa uderzyły mnie mocniej niż cokolwiek innego tego roku.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy osobno – on u swojej matki, ja z Zosią w naszym mieszkaniu. Pomagałam tacie spłacać długi, brałam nadgodziny w szkole, sprzedawałam biżuterię po babci. Mama powoli dochodziła do siebie, ale wiedziałam, że już nigdy nie będzie tak jak dawniej.
Zosia coraz częściej pytała o tatę:
– Mamo, czy tata jeszcze nas kocha?
Nie umiałam odpowiedzieć.
W końcu Paweł przyszedł któregoś dnia wieczorem. Usiadł na kanapie i długo milczał.
– Przepraszam – powiedział w końcu. – Nie umiałem sobie z tym wszystkim poradzić… Bałem się, że stracimy wszystko przez twoją rodzinę.
Popatrzyłam na niego przez łzy.
– A ja bałam się stracić ciebie…
Objął mnie mocno pierwszy raz od miesięcy.
Nie wiem, jak będzie dalej. Czy uda nam się odbudować nasze małżeństwo? Czy rodzina przetrwa próbę czasu i pieniędzy?
Czasem patrzę na Zosię i pytam siebie: czy naprawdę musimy wybierać między tymi, których kochamy? Czy pieniądze są warte rozbicia rodziny?