„Nie dzwoń do mnie babcią, jeśli nie masz czasu” – historia rodzinnych konfliktów w cieniu codzienności
– Znowu nie możesz przyjść? – głos mojej matki przeszył ciszę kuchni, jakby wbijała mi nóż prosto w serce. – Przecież obiecałaś, że zajmiesz się dziś Zosią!
Patrzę na telefon, czując jak dłonie zaczynają mi drżeć. W tle słyszę płacz mojej córki, a z pokoju dobiega głos teściowej: – Paulina, herbata już wystygła! Ile można czekać?
Mam trzydzieści dwa lata i czuję się, jakbym miała sto. Mieszkamy w dwupokojowym mieszkaniu na Pradze – ja, mój mąż Bartek, nasza roczna córeczka Zosia, moja mama i moja starsza siostra Magda. Każdy dzień to walka o kawałek ciszy, o chwilę dla siebie, o oddech.
– Mamo, naprawdę nie mogę dziś przyjechać – mówię cicho do słuchawki. – Bartek wraca późno z pracy, Zosia jest chora, a Magda…
– Magda! – przerywa mi matka. – Zawsze ta Magda! Ona to, ona tamto! A ty? Kiedy w końcu pomyślisz o mnie?
Zaciskam powieki. Wiem, że zaraz się rozpłaczę. Wiem też, że nie mogę sobie na to pozwolić. W tym domu łzy są luksusem.
Magda wchodzi do kuchni bez pukania. Ma na sobie szlafrok i papierosa za uchem.
– Znowu rozmawiasz z mamą? – pyta z przekąsem. – Powiedz jej, żeby sama przyszła i posiedziała z Zosią. Może wtedy zrozumie, jak to jest.
Wzdycham. Magda zawsze była tą silniejszą. To ona potrafiła powiedzieć „nie”, kiedy ja łamałam się pod ciężarem oczekiwań.
– Nie rozumiesz… Ona nie ma nikogo poza nami – szepczę.
– A my co? Mamy siebie nawzajem i to powinno wystarczyć – rzuca Magda i wychodzi trzaskając drzwiami.
Zosia zaczyna kaszleć. Biegnę do niej, przytulam ją mocno. Jej gorące czoło przypomina mi o tym, jak bardzo jestem bezradna.
Bartek wraca późno. Pachnie zimnym powietrzem i zmęczeniem.
– Jak było w pracy? – pytam z nadzieją na chwilę normalności.
– Szef znowu się czepiał. Podobno za wolno robię raporty. A ty?
– Mama dzwoniła. Chce, żebym jutro przyszła do niej z Zosią.
Bartek wzdycha ciężko.
– Paulina… Musisz w końcu postawić granice. Twoja mama myśli tylko o sobie.
– Nie mów tak! Ona po prostu… tęskni za nami.
Bartek patrzy na mnie z rezygnacją.
– Tęskni czy chce mieć nad tobą kontrolę?
Nie odpowiadam. Wiem, że ma rację. Ale przecież to moja mama. Jak mam jej odmówić?
Nocą nie mogę spać. Słyszę przez cienką ścianę, jak Magda rozmawia przez telefon z kimś obcym. Śmieje się głośno, jakby chciała udowodnić całemu światu, że nic jej nie rusza.
Myślę o tym, jak wyglądałoby moje życie, gdybyśmy mieli własne mieszkanie. Gdyby mama nie dzwoniła codziennie z pretensjami. Gdyby Bartek miał lepszą pracę. Gdyby Magda znalazła kogoś, kto ją pokocha.
Rano budzi mnie krzyk mamy:
– Paulina! Znowu nie przyszłaś! Babcia powinna być dla wnuczki najważniejsza!
Zosia płacze, Bartek przewraca się na drugi bok udając, że śpi. Magda wychodzi bez słowa.
Czuję się jak w pułapce.
Postanawiam zadzwonić do mamy jeszcze raz.
– Mamo…
– Nie dzwoń do mnie babcią, jeśli nie masz czasu dla własnej matki! – krzyczy do słuchawki.
Rozłączam się i płaczę po cichu w łazience.
Wieczorem Magda wraca pijana. Kładzie się na kanapie i zaczyna śpiewać stare piosenki z dzieciństwa.
– Pamiętasz, jak tata śpiewał nam „Stokrotkę”? – pyta nagle.
Przytakuję. Tata odszedł pięć lat temu. Od tamtej pory wszystko się posypało.
– Myślisz czasem o tym, żeby uciec? – pyta Magda cicho.
Patrzę na nią zdziwiona.
– Uciec dokąd?
– Gdziekolwiek… Byle dalej od tego wszystkiego.
Nie odpowiadam. Boję się nawet pomyśleć o tym głośno.
Kilka dni później mama przychodzi niespodziewanie do nas. Stoi w drzwiach z torbą pełną zakupów i pretensji.
– Przyniosłam wam trochę jedzenia – mówi oschle. – Widzę, że nikt tu nie dba o porządek.
Bartek wychodzi do pracy bez słowa. Magda zamyka się w łazience.
Zostajemy same z mamą i Zosią.
– Paulina… Ja tylko chcę pomóc – mówi nagle cicho mama. – Ale ty nigdy nie masz dla mnie czasu.
Patrzę na nią i widzę zmęczoną kobietę, która całe życie poświęciła rodzinie i teraz nie potrafi być sama ze sobą.
– Mamo… Ja też jestem zmęczona. Nie daję rady…
Mama zaczyna płakać. Po raz pierwszy od lat widzę jej łzy.
Przytulamy się długo w milczeniu.
Wieczorem Bartek wraca wcześniej niż zwykle. Siadamy razem przy stole i pijemy herbatę w ciszy.
– Może powinniśmy spróbować terapii rodzinnej? – pyta nagle Bartek.
Patrzę na niego zdziwiona.
– Myślisz, że to coś da?
Wzrusza ramionami.
– Nie wiem… Ale gorzej już chyba być nie może.
Zosia zasypia spokojnie po raz pierwszy od tygodni.
Leżę w łóżku i myślę: czy można być dobrą córką, żoną i matką jednocześnie? Czy naprawdę trzeba rezygnować z siebie dla innych?
A wy? Jak radzicie sobie z oczekiwaniami rodziny? Czy można być dobrą babcią (albo dobrym dzieckiem), kiedy własne życie rozsypuje się na kawałki?