„Nie jestem darmową opiekunką tylko dlatego, że jestem na macierzyńskim!” – Kiedy rodzina obraca się przeciwko tobie

– Nie jestem darmową opiekunką tylko dlatego, że jestem na macierzyńskim! – wykrzyknęłam, czując jak głos mi drży, a serce wali jak oszalałe. Siedzieliśmy przy stole w niedzielne popołudnie, a zapach rosołu unosił się w powietrzu, mieszając się z gęstą atmosferą. Mąż, Tomek, spojrzał na mnie z niedowierzaniem, a teściowa, pani Halina, uniosła brwi tak wysoko, że niemal zniknęły pod jej siwymi włosami.

– No ale przecież i tak siedzisz w domu – powiedziała teściowa tonem, jakby tłumaczyła coś dziecku. – Magda musi wrócić do pracy, a ty masz wolne. To chyba oczywiste, że możesz pomóc.

Poczułam, jak narasta we mnie złość. „Wolne”. Tak właśnie widzą mój urlop macierzyński – jako wakacje. Przez chwilę miałam ochotę rzucić łyżką i wybiec z kuchni, ale powstrzymałam się. Spojrzałam na mojego synka, który spał w wózku obok. Był taki spokojny, zupełnie nieświadomy tego, jak bardzo jego mama walczy o odrobinę szacunku.

– Nie mam wolnego – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – Opiekuję się naszym dzieckiem przez całą dobę. To nie jest urlop.

Tomek westchnął ciężko i spojrzał na mnie tak, jakby nie poznawał własnej żony.

– Przesadzasz, Anka. Magda naprawdę potrzebuje pomocy. Ty przecież zawsze byłaś taka rodzinna.

Zacisnęłam dłonie na kolanach. „Zawsze byłaś taka rodzinna” – powtarzało mi się w głowie jak echo. Czy to znaczy, że jeśli raz odmówię, to już nie jestem dobrą siostrą, synową, żoną?

– A ja? – zapytałam cicho. – Ja też potrzebuję pomocy. Ale jakoś nikt mnie o to nie pyta.

Teściowa prychnęła.

– Kiedyś kobiety rodziły po sześcioro dzieci i nikt nie narzekał.

Poczułam łzy pod powiekami. Wstałam od stołu i wyszłam do pokoju. Za drzwiami usłyszałam jeszcze szept Tomka:

– No pięknie. Teraz będzie foch.

Usiadłam na kanapie i przytuliłam synka do siebie. W głowie miałam mętlik. Czy naprawdę przesadzam? Może rzeczywiście powinnam pomóc Magdzie? Ale przecież ja ledwo ogarniam własne życie. Karmię co dwie godziny, nie śpię po nocach, a jedyną chwilą dla siebie jest szybki prysznic między drzemkami małego.

Wieczorem Tomek wrócił do rozmowy.

– Anka, mama ma rację. Magda nie ma nikogo innego. Ty przecież siedzisz w domu…

– Przestań mówić „siedzisz w domu”! – wybuchłam. – Ty naprawdę nie widzisz, jak wygląda mój dzień? Myślisz, że to takie proste?

Tomek wzruszył ramionami.

– Przecież ja też pracuję…

– Ale po pracy możesz odpocząć! Ja nie mam końca zmiany! – krzyknęłam.

Zapanowała cisza. Tomek wyszedł z pokoju bez słowa.

Przez kolejne dni atmosfera w domu była gęsta jak kisiel. Teściowa dzwoniła codziennie z pretensjami:

– Aniu, nie poznaję cię. Zawsze byłaś taka pomocna…

Mama próbowała mnie pocieszać:

– Nie przejmuj się nimi. Każdy myśli tylko o sobie.

Ale ja czułam się coraz gorzej. Magda przysłała mi SMS-a: „Nie wierzę, że mi to robisz”.

Zaczęłam się zastanawiać: Może rzeczywiście jestem egoistką? Może powinnam po prostu zacisnąć zęby i pomóc?

Ale potem patrzyłam na swoje odbicie w lustrze: podkrążone oczy, włosy związane byle jak gumką, blada twarz. Przypomniałam sobie nocne pobudki, kolki synka, własne łzy ze zmęczenia.

Pewnego dnia przyszła Magda z córką bez zapowiedzi.

– Zostawię ją tylko na dwie godzinki – powiedziała szybko i już była w drzwiach.

Zostałam sama z dwójką dzieci: swoim niemowlakiem i trzyletnią Zosią Magdy. Zosia zaczęła płakać za mamą, mój synek obudził się i też zaczął płakać. Próbowałam ich uspokoić jednocześnie – Zosi podać soczek, synka nakarmić piersią… W końcu sama rozpłakałam się razem z nimi.

Kiedy Magda wróciła po dwóch godzinach (które trwały wieczność), zobaczyła mnie roztrzęsioną i dzieci w chaosie.

– O matko… Co tu się stało?

– Nie dam rady – powiedziałam przez łzy. – Przepraszam… Ale nie dam rady.

Magda spojrzała na mnie dziwnie – może pierwszy raz zobaczyła mnie naprawdę? Bez makijażu, bez uśmiechu przyklejonego na siłę.

– Przepraszam… Nie wiedziałam, że aż tak…

Po jej wyjściu długo siedziałam w ciszy. W końcu przyszedł Tomek.

– Mama mówiła mi dziś ostro o tobie…

Spojrzałam na niego bez słowa.

– Ale widziałem cię przez okno… Jak płakałaś z dzieciakami…

Usiadł obok mnie i pierwszy raz od dawna przytulił mocno.

– Przepraszam – powiedział cicho. – Nie rozumiałem tego wszystkiego…

Łzy popłynęły mi po policzkach jeszcze raz – tym razem ze wzruszenia i ulgi.

Ale teściowa nie odpuściła tak łatwo. Na rodzinnej imprezie rzuciła głośno:

– Kiedyś kobiety były silniejsze…

Wszyscy spojrzeli na mnie wymownie. Poczułam się jak oskarżona przed sądem rodzinnym.

Tym razem jednak nie spuściłam wzroku.

– Może kiedyś kobiety były silniejsze dlatego, że nikt ich nie zmuszał do bycia wszystkim dla wszystkich naraz – powiedziałam spokojnie.

Zapadła cisza.

Od tamtej pory minęło kilka tygodni. Relacje z Magdą powoli się poprawiają – zaczęła szukać opiekunki przez internet i już nie naciska na mnie tak bardzo. Tomek częściej pomaga przy synku i chyba naprawdę zaczął doceniać moją codzienność.

Ale czasem nadal czuję ukłucie winy. Czy naprawdę miałam prawo postawić granicę? Czy egoizm to dbanie o siebie wtedy, gdy wszyscy oczekują poświęcenia?

Czy wy też kiedyś musieliście wybierać między sobą a rodziną? Jak poradziliście sobie z presją najbliższych?