„Nie jestem tylko nianią” – historia babci, która pragnie być zauważona
– Mamo, przyjedziesz dziś po dzieci? – głos Magdy w słuchawce był jak zwykle szybki, niecierpliwy. Nawet nie czekała na moją odpowiedź. – Muszę zostać dłużej w pracy, a Bartek ma spotkanie. Wiesz, jak jest. Przyjedziesz, prawda?
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, usłyszałam już sygnał zakończonego połączenia. Stałam przez chwilę w kuchni, trzymając telefon w drżącej dłoni. Znowu. Znowu nikt nie zapytał, czy mam czas, czy siłę, czy ochotę. Po prostu się zakłada, że jestem – i będę – zawsze dostępna.
Kiedy urodził się pierwszy wnuk, płakałam ze wzruszenia. Nie miałam wtedy jeszcze sześćdziesiątki i wydawało mi się, że świat stoi przede mną otworem. Byłam dumna z Bartka i Magdy, cieszyłam się każdą chwilą z małym Antosiem. Potem pojawiła się Zosia, a dwa lata później – Staś. Moje serce rosło z każdym kolejnym dzieckiem, ale moje ciało… Ciało coraz częściej odmawiało posłuszeństwa.
Nie wiem, kiedy dokładnie zaczęłam czuć się bardziej jak niania niż babcia. Może wtedy, gdy Magda wróciła do pracy i zostawiła mi dzieci na całe dnie? Albo gdy Bartek zaczął dzwonić z prośbą o odebranie Antosia z przedszkola, bo „przecież mama i tak jest w domu”? Przestałam mieć własne plany. Przestałam chodzić na spotkania z koleżankami, bo zawsze mogło się okazać, że ktoś mnie potrzebuje.
Pamiętam jeden szczególny dzień. Był piątek, miałam umówioną wizytę u lekarza – od tygodni bolały mnie plecy. O dziewiątej rano zadzwoniła Magda:
– Mamo, Zosia ma gorączkę. Możesz zostać z nią dziś?
– Kochanie, mam dziś wizytę u lekarza…
– Ale przecież to tylko godzina! Proszę cię, mamo! Ja naprawdę nie mogę wziąć wolnego.
Zgodziłam się. Oczywiście, że się zgodziłam. Zawsze się zgadzam. Siedziałam potem przy łóżku Zosi i patrzyłam na jej rozpalone policzki. Głaskałam ją po włosach i czułam narastającą frustrację. Czy naprawdę nikt nie widzi, że ja też mam swoje potrzeby? Że też mogę być zmęczona, chora, bezradna?
Wieczorem zadzwoniła do mnie moja przyjaciółka Ela:
– Irena, kiedy się wreszcie postawisz? Przecież oni cię wykorzystują!
– Nie przesadzaj… To przecież moje wnuki.
– Ale ty też jesteś człowiekiem! – Ela nie dawała za wygraną. – Masz prawo do swojego życia.
Zamknęłam oczy i poczułam łzy pod powiekami. Tak bardzo chciałam być dobrą babcią. Tak bardzo chciałam być potrzebna…
Kilka dni później Bartek przyszedł do mnie wieczorem.
– Mamo, Magda mówiła, że byłaś dziś jakaś smutna. Coś się stało?
Spojrzałam na niego i nagle poczułam ogromną złość.
– Bartek… Czy ty w ogóle pamiętasz, kiedy ostatni raz zapytałeś mnie, czy mam ochotę zostać z dziećmi? Czy kiedykolwiek zastanowiłeś się, czy nie jestem zmęczona?
Bartek wyglądał na zaskoczonego.
– Przecież zawsze mówisz „tak”…
– Bo nie umiem inaczej! Bo boję się was zawieść! Ale ja już nie mam siły…
Widziałam w jego oczach coś na kształt zrozumienia – albo może tylko poczucie winy? Nie wiem. Wyszedł szybko, mówiąc tylko: „Porozmawiamy o tym z Magdą”.
Następnego dnia Magda zadzwoniła.
– Mamo… Bartek mówił mi o waszej rozmowie. Przepraszam… Naprawdę nie chciałam cię obciążać…
– Magda – przerwałam jej łagodnie – ja kocham wasze dzieci. Kocham je nad życie. Ale ja też jestem człowiekiem. Potrzebuję odpoczynku.
Po tej rozmowie przez kilka dni było inaczej. Magda zaczęła pytać: „Mamo, czy możesz?”, a nie: „Mamo, przyjedziesz?”. Bartek sam odebrał Antosia z przedszkola. Nawet zaproponowali mi weekend tylko dla siebie – żebym mogła odpocząć.
Ale potem wszystko wróciło do normy. Znów telefony bez pytania, znów prośby wypowiadane tonem rozkazu. Znów poczucie winy, gdy odmawiam.
Czasem siedzę wieczorami sama w kuchni i myślę: czy to naprawdę tak musi wyglądać? Czy bycie babcią oznacza rezygnację z siebie? Czy moje potrzeby są mniej ważne tylko dlatego, że jestem starsza?
Kocham swoje wnuki. Oddałabym za nie wszystko. Ale coraz częściej czuję się samotna i niewidzialna. Czy naprawdę tak trudno zobaczyć we mnie człowieka?
Może powinnam nauczyć się mówić „nie”? Może powinnam walczyć o siebie? A może po prostu taka jest rola babci w dzisiejszych czasach?
Czasem pytam siebie: ile jeszcze dam radę? I czy ktoś wreszcie zapyta mnie: „Mamo, a jak ty się dziś czujesz?”