Nie moje życie – historia o tym, jak inni decydują za mnie

– Nie rozumiem, dlaczego nie możesz po prostu się zgodzić, Michał! – głos mamy drżał od złości i rozczarowania. Stałem w kuchni, opierając się o blat, a w mojej głowie kłębiły się myśli. Znowu to samo. Znowu decyzja podjęta za moimi plecami.

– Bo to moje życie, mamo! – wybuchłem. – Chciałbym sam decydować, gdzie będę mieszkać!

Siostra, Anka, przewróciła oczami i westchnęła teatralnie. – Michał, przesadzasz. Mama chce dla ciebie dobrze. Przecież mieszkanie na Pradze jest większe i bliżej jej pracy. Poza tym, tam masz swój pokój.

Zacisnąłem pięści. W środku czułem się jak dziecko, które ktoś prowadzi za rękę przez ruchliwą ulicę, choć ono już dawno nauczyło się chodzić samo. Miałem dwadzieścia sześć lat, a mimo to każda ważniejsza decyzja dotycząca mojego życia była podejmowana bez mojego udziału.

Wszystko zaczęło się kilka tygodni wcześniej. Wróciłem z pracy do naszego mieszkania na Ochocie i zastałem mamę z Anką przy stole, pochylone nad planami remontu. Na stole leżały klucze do nowego mieszkania. Byłem przekonany, że to jakieś plany mamy – ona zawsze marzyła o większym lokum. Ale kiedy zapytałem, co się dzieje, usłyszałem:

– Przeprowadzamy się na Pragę. Już wszystko załatwiłyśmy.

Zaniemówiłem. Nawet nie zapytali mnie o zdanie. Nie wiedzieli, że właśnie tutaj, na Ochocie, poznałem Martę – dziewczynę z sąsiedztwa, z którą zaczynało mi się układać. Nie wiedzieli, że codziennie rano biegam do parku Szczęśliwickiego i to miejsce stało się moim azylem po śmierci taty.

Ale dla nich liczyła się wygoda. Mama chciała być bliżej pracy w szpitalu na Grochowie, a Anka – bo jej chłopak mieszkał na Targówku.

Przez kilka dni chodziłem jak struty. Marta zauważyła moją zmianę nastroju.

– Coś się stało? – zapytała pewnego wieczoru, gdy siedzieliśmy na ławce pod blokiem.

– Mama i Anka zdecydowały, że się przeprowadzamy. Nawet mnie nie zapytały.

Marta spojrzała na mnie ze współczuciem. – Michał… przecież jesteś dorosły. Nie musisz robić tego, czego chcą inni.

Wiedziałem o tym. Ale w naszej rodzinie od zawsze panował model: mama wie najlepiej. Po śmierci taty to ona przejęła stery i prowadziła nas przez życie twardą ręką. Anka zawsze była jej sprzymierzeńcem. Ja… byłem tym cichym, który nie chciał robić problemów.

Ale teraz czułem, że coś we mnie pęka.

Pewnego wieczoru zebrałem się na odwagę i wszedłem do kuchni, gdzie mama z Anką omawiały szczegóły przeprowadzki.

– Chciałbym porozmawiać – zacząłem niepewnie.

Mama spojrzała na mnie zaskoczona. – O czym?

– O tym wszystkim… O przeprowadzce. Nie chcę się wyprowadzać z Ochoty.

Anka prychnęła pod nosem. – Michał, nie przesadzaj. To tylko dzielnica.

– Dla mnie to coś więcej! – podniosłem głos. – Tu mam swoje życie! Tu poznałem Martę! Tu czuję się bezpiecznie!

Mama westchnęła ciężko. – Synku, musisz zrozumieć… Ja już nie mam siły dojeżdżać codziennie przez pół miasta do pracy. A ty… przecież możesz wszędzie dojechać tramwajem.

– Ale to moje życie! – powtórzyłem cicho.

Wtedy mama spojrzała na mnie tak, jakby zobaczyła mnie pierwszy raz naprawdę dorosłego.

– Michał… ja tylko chciałam ci pomóc.

– Ale ja nie potrzebuję pomocy w każdej sprawie – odpowiedziałem drżącym głosem.

Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta jak struna. Mama chodziła obrażona, Anka przestała się do mnie odzywać. Marta próbowała mnie wspierać, ale widziałem w jej oczach niepokój.

W końcu nadszedł dzień przeprowadzki. Kartony stały już spakowane przy drzwiach. Mama nie odezwała się do mnie ani słowem przez cały poranek.

Wyszedłem na klatkę schodową i zadzwoniłem do Marty.

– Nie wiem, co robić – powiedziałem z rozpaczą w głosie.

– Michał… może czas spróbować samodzielności? Może powinieneś zostać?

Zawahałem się. Bałem się samotności, bałem się konfliktu z rodziną… Ale jeszcze bardziej bałem się tego, że całe życie będę żył cudzymi decyzjami.

Wróciłem do mieszkania i spojrzałem mamie prosto w oczy.

– Nie jadę z wami na Pragę – powiedziałem stanowczo.

Mama pobladła. Anka spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

– Co ty wygadujesz? – syknęła siostra.

– Zostaję tutaj. Wynajmę pokój albo dogadam się z Martą… Ale chcę spróbować żyć po swojemu.

Mama usiadła ciężko na krześle i ukryła twarz w dłoniach.

– Michał… ja tylko chciałam ci pomóc…

– Wiem, mamo. Ale musisz mi pozwolić popełniać własne błędy.

Przez chwilę panowała cisza tak gęsta, że można by ją kroić nożem.

Anka wyszła trzaskając drzwiami. Mama długo jeszcze siedziała bez ruchu.

W końcu podniosła głowę i spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

– Może masz rację… Może czas pozwolić ci dorosnąć.

Tego dnia pierwszy raz poczułem ulgę i strach jednocześnie. Wiedziałem, że czeka mnie trudna droga – wynajem pokoju, pierwsze samodzielne rachunki, samotność… Ale też wolność i odpowiedzialność za własne decyzje.

Dziś mija rok od tamtego dnia. Mieszkam z Martą na Ochocie, czasem odwiedzam mamę na Pradze. Nasze relacje są trudne, ale powoli uczymy się rozmawiać jak dorośli ludzie.

Często zastanawiam się: ile jeszcze razy pozwolimy innym decydować za nas? Czy odwaga do życia po swojemu zawsze musi tyle kosztować?