„Nie musisz siedzieć przy stole. Twoim zadaniem jest zadbać, by goście byli zadowoleni i najedzeni” – historia Magdy z warszawskiego Mokotowa

– Nie musisz siedzieć przy stole. Twoim zadaniem jest zadbać, by goście byli zadowoleni i najedzeni – powiedział Tomek, nawet nie patrząc mi w oczy. Stał w progu salonu, poprawiając mankiet białej koszuli. W jego głosie nie było cienia wątpliwości, tylko chłodna pewność siebie.

W tamtej chwili poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Przez chwilę stałam nieruchomo, z rękami wciąż mokrymi od mycia naczyń. W kuchni pachniało pieczonym schabem i świeżym chlebem, a ja czułam się jak służąca we własnym domu. Goście już się schodzili – ciotka Basia z wiecznym narzekaniem, kuzynka Anka z nowym chłopakiem i oczywiście teściowa, która zawsze patrzyła na mnie z góry.

– Ale przecież to też moja rodzina – wyszeptałam, bardziej do siebie niż do niego.

Tomek wzruszył ramionami. – Ty się lepiej czujesz w kuchni. Zresztą, kto by chciał słuchać twoich opowieści o pracy w bibliotece? – dodał z ironicznym uśmiechem.

Zacisnęłam zęby. Od lat powtarzał mi, że jestem nudna, że nie mam ambicji. A ja przecież kochałam swoją pracę – zapach starych książek, rozmowy z czytelnikami, ciszę między regałami. To był mój świat. Ale w domu nie miałam prawa głosu.

Kiedy wszyscy siedzieli już przy stole, śmiali się i rozmawiali, ja krzątałam się między kuchnią a jadalnią. Słyszałam urywki rozmów:

– Magda, podaj jeszcze ogórki! – krzyknęła teściowa.

– A może masz coś słodkiego? – dodała Anka.

Czułam się przezroczysta. Jak duch, który tylko spełnia życzenia innych.

Wieczorem, gdy wszyscy wyszli, usiadłam na podłodze w kuchni i rozpłakałam się. Nie pierwszy raz. Ale tym razem łzy były inne – gorące, pełne gniewu i rozczarowania.

Następnego dnia Tomek wrócił z pracy późno. Siedziałam przy stole z kubkiem zimnej herbaty.

– Co chcesz na urodziny? – zapytał beznamiętnie.

Zaskoczył mnie tym pytaniem. Przez chwilę nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Moje urodziny zawsze były pretekstem do kolejnej rodzinnej imprezy, na której byłam tylko tłem.

– Nie wiem… Może coś dla siebie? – powiedziałam niepewnie.

Tomek spojrzał na mnie z politowaniem. – To powiedz konkretnie.

Zamilkłam. W głowie miałam pustkę. Czy ja w ogóle jeszcze czegoś chcę? Czy potrafię chcieć?

– A ty? Co byś chciał dostać? – zapytałam nagle.

Uśmiechnął się krzywo. – Kupiłaś mi kiedyś coś sensownego? Może karnet na siłownię.

Zdziwiłam się. – Przecież nie lubisz ćwiczyć.

– No i co z tego? Karnet to karnet. Może kiedyś pójdę.

Patrzyłam na niego i czułam coraz większą pustkę. Nasze rozmowy były jak wymiana zdań między obcymi ludźmi.

W pracy próbowałam zapomnieć o domu. Koleżanka z biblioteki, pani Ela, zauważyła moje podkrążone oczy.

– Magda, wszystko w porządku?

Chciałam jej powiedzieć prawdę: że czuję się niewidzialna, że mąż traktuje mnie jak mebel, że nie wiem już kim jestem. Ale tylko się uśmiechnęłam.

– Tak, po prostu trochę zmęczona jestem.

Wieczorami coraz częściej siadałam przy oknie i patrzyłam na światła miasta. Mokotów nocą był piękny – cichy, spokojny. Marzyłam o tym, żeby wyjść z domu i po prostu iść przed siebie. Bez celu, bez obowiązków.

Pewnego dnia zadzwoniła mama.

– Madziu, dawno cię nie widziałam. Może przyjedziesz na obiad?

Wahałam się. Mama zawsze była dla mnie wsparciem, ale odkąd wyszłam za Tomka, widywałyśmy się coraz rzadziej.

– Dobrze, przyjadę w sobotę – odpowiedziałam cicho.

W sobotę rano Tomek był wyjątkowo opryskliwy.

– Znowu do matki jedziesz? Może lepiej zajmij się domem?

Nie odpowiedziałam. Spakowałam kilka rzeczy i wyszłam bez słowa.

U mamy poczułam się jak dziecko – bezpieczna i kochana. Opowiedziałam jej wszystko: o upokorzeniach, o samotności, o tym, że nie wiem już kim jestem.

Mama przytuliła mnie mocno.

– Madziu, życie masz tylko jedno. Nie pozwól nikomu go zmarnować.

Te słowa długo dźwięczały mi w głowie.

Wróciłam do domu późno wieczorem. Tomek siedział przed telewizorem.

– Gdzie byłaś tak długo?

– U mamy – odpowiedziałam spokojnie.

Spojrzał na mnie podejrzliwie.

– Może powinnaś tam zostać na dłużej?

Poczułam nagły przypływ odwagi.

– Może masz rację – powiedziałam cicho, ale stanowczo.

Przez kolejne dni unikaliśmy się nawzajem. W pracy byłam coraz bardziej zamyślona. Pani Ela zaproponowała mi udział w warsztatach literackich dla kobiet po przejściach.

– To może ci pomóc – powiedziała delikatnie.

Zgodziłam się bez namysłu. Na pierwszym spotkaniu poznałam kobiety takie jak ja – zagubione, zranione, ale pełne nadziei na zmianę.

Zaczęłam pisać swój dziennik. Każdego dnia zapisywałam swoje myśli i uczucia. Z czasem poczułam ulgę – jakby ktoś zdjął mi z pleców ciężki plecak.

Tomek zauważył zmianę.

– Co ty wypisujesz całymi wieczorami? – zapytał podejrzliwie.

– Piszę o sobie – odpowiedziałam spokojnie.

Prychnął tylko i wyszedł z pokoju.

Pewnego dnia wrócił wcześniej niż zwykle. Zastał mnie przy komputerze.

– Znowu siedzisz i nic nie robisz? Może byś posprzątała?

Spojrzałam mu prosto w oczy.

– Posprzątam wtedy, kiedy uznam to za stosowne.

Był w szoku. Nigdy wcześniej mu się nie postawiłam.

Od tego dnia atmosfera w domu stała się jeszcze bardziej napięta. Tomek coraz częściej wychodził wieczorami „na siłownię”, choć wiedziałam, że tam nie chodzi. Przestało mnie to obchodzić.

Zaczęłam spotykać się z koleżankami z warsztatów. Rozmawiałyśmy o marzeniach, planach na przyszłość. Po raz pierwszy od lat poczułam się wolna.

Któregoś wieczoru Tomek wrócił pijany i zaczął krzyczeć:

– Myślisz, że jesteś lepsza ode mnie? Że możesz robić co chcesz?

Nie odpowiedziałam. Spakowałam walizkę i wyszłam z domu bez słowa.

Zamieszkałam u mamy. Przez pierwsze dni płakałam bez przerwy. Potem przyszła ulga – cicha radość z odzyskanej wolności.

Po kilku tygodniach Tomek przysłał mi SMS-a:

„Wróć do domu albo pożałujesz.”

Nie odpowiedziałam. Wiedziałam już, że nigdy tam nie wrócę.

Dziś mija rok od tamtych wydarzeń. Pracuję nadal w bibliotece, prowadzę warsztaty dla kobiet i piszę własną książkę o sile kobiet takich jak ja.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: dlaczego tak długo pozwalałam innym decydować o moim życiu? Czy naprawdę trzeba upaść na samo dno, żeby nauczyć się kochać siebie?

A wy? Czy mieliście odwagę zawalczyć o siebie?