Nie przychodź tu więcej, mamo – historia matki, którą zdradził własny syn
„Nie przychodź tu więcej, mamo.”
Te słowa dźwięczą mi w uszach już trzeci tydzień. Siedzę na przystanku, ściskając w dłoni klucz do mieszkania, które jeszcze niedawno było dla mnie drugim domem. Michał zawsze był moim oczkiem w głowie. Nawet kiedy dorósł, zawsze mogłam liczyć na jego uśmiech, czuły gest, telefon z pytaniem: „Mamo, jak się czujesz?”
A teraz? Teraz patrzył na mnie tymi swoimi szarymi oczami, jakby widział obcą kobietę. „Nie przychodź tu więcej, mamo.”
Wszystko zaczęło się niewinnie. Była sobota, dzień jak co dzień. Przyniosłam im świeże bułki z piekarni na rogu i słoik ogórków kiszonych, które sama zrobiłam. Zawsze lubili moje przetwory. Synowa, Agnieszka, była w kuchni. Zauważyłam, że jest spięta, ale nie pytałam. Michał bawił się z małym Antosiem w salonie.
– Mamo, możesz mi podać portfel? – zawołała Agnieszka z kuchni.
Znalazłam go na komodzie i podałam jej. Uśmiechnęła się chłodno. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to początek końca.
Wieczorem zadzwonił telefon. Michał. – Mamo… muszę cię o coś zapytać. – Jego głos był dziwnie napięty.
– Co się stało, synku?
– Agnieszce zginęło 500 złotych z portfela. Mówi, że tylko ty byłaś dziś w kuchni…
Zamarłam. – Michał… chyba nie myślisz…
– Nie wiem już, co mam myśleć – przerwał mi szorstko.
Następnego dnia pojechałam do nich wyjaśnić sprawę. Agnieszka patrzyła na mnie z pogardą.
– Nie chcę cię tu więcej widzieć – powiedziała cicho, ale stanowczo.
Michał stał obok niej. Nie spojrzał mi w oczy.
– Mamo… proszę cię…
– Michał! – krzyknęłam przez łzy. – Przecież mnie znasz! Wychowałam cię sama po śmierci ojca! Nigdy bym cię nie okradła!
Agnieszka tylko wzruszyła ramionami.
– Może nie mnie, ale mnie już tak.
Wyszłam stamtąd jak we śnie. Ludzie na klatce patrzyli na mnie dziwnie. Może już wiedzieli? Plotki rozchodzą się szybko.
Przez kolejne dni dzwoniłam do Michała. Nie odbierał. Pisałam SMS-y: „Synku, proszę cię, odezwij się.” Bez odpowiedzi.
Przestałam jeść. Przestałam spać. W pracy koleżanki pytały: „Co się stało?” Milczałam. Jak powiedzieć komuś, że własny syn uważa cię za złodziejkę?
Pewnego dnia spotkałam sąsiadkę z ich bloku, panią Halinę.
– Pani Jadziu, co się stało? Słyszałam… – zawahała się.
– To nieprawda – wyszeptałam. – Nigdy bym tego nie zrobiła.
Pokiwała głową ze współczuciem, ale widziałam w jej oczach cień wątpliwości.
Wieczorami siadałam przy oknie i patrzyłam na światła miasta. Wspominałam dzieciństwo Michała: jego pierwszy dzień w szkole, jak płakał po śmierci ojca, jak tulił się do mnie w nocy podczas burzy.
„Nie przychodź tu więcej, mamo.”
Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego w moim życiu.
Po tygodniu zadzwoniła do mnie moja siostra, Basia.
– Jadźka, musisz coś zrobić! Nie możesz tak tego zostawić!
– Co mam zrobić? – zapytałam bezradnie. – On mi nie wierzy…
– Idź do nich jeszcze raz! Porozmawiaj z Agnieszką! Może to jakieś nieporozumienie?
Zebrałam się w sobie i poszłam. Drzwi otworzył Michał. Wyglądał na zmęczonego.
– Mamo… mówiłem ci już…
– Michał! – przerwałam mu drżącym głosem. – Chcę tylko porozmawiać z Agnieszką.
Agnieszka wyszła z kuchni z Antosiem na rękach.
– Czego chcesz?
– Chcę tylko wiedzieć… czy jesteś pewna? Może gdzieś te pieniądze się zawieruszyły?
Spojrzała na mnie zimno.
– Nie będę z tobą rozmawiać o moich pieniądzach. Proszę wyjść.
Michał odwrócił wzrok. Poczułam się jak intruz we własnej rodzinie.
Wyszłam na klatkę schodową i rozpłakałam się jak dziecko.
Tego wieczoru zadzwoniła Basia.
– Jadźka… musisz walczyć! Przecież to twoja rodzina!
Ale jak walczyć, kiedy nikt ci nie wierzy?
Minęły dwa tygodnie. W pracy zaczęto szeptać za moimi plecami. Ktoś widział mnie płaczącą pod blokiem syna. Ktoś inny powiedział coś o kradzieży pieniędzy.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie mama Agnieszki.
– Pani Jadwigo… chciałam tylko powiedzieć… Agnieszka czasem przesadza… Proszę się nie martwić…
Ale co mi po tych słowach? Michał milczał jak zaklęty.
W końcu postanowiłam napisać list do syna:
„Michałku,
Nie wiem, co mam zrobić, żebyś mi uwierzył. Zawsze byłam dla ciebie matką i przyjaciółką. Nigdy cię nie zawiodłam. Jeśli kiedyś będziesz gotów porozmawiać – czekam.”
Nie odpowiedział.
Minął miesiąc. Zbliżały się urodziny Antosia. Zawsze piekłam mu tort marchewkowy i przynosiłam prezent. Tym razem nie dostałam zaproszenia.
Siedziałam sama w kuchni i patrzyłam na zdjęcia Michała z dzieciństwa. Na jednym miał może pięć lat – uśmiechnięty, z lizakiem w ręku.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam – stała Basia.
– Jadźka… musisz żyć dalej. Masz mnie! Masz znajomych! Nie możesz pozwolić, żeby jedno kłamstwo zniszczyło ci życie!
Próbowałam jej uwierzyć. Ale każda noc była walką z samotnością i żalem.
Któregoś dnia spotkałam Agatę – dawną koleżankę ze szkoły Michała.
– Jadwiga! Słyszałam o wszystkim… Wiesz co? Agnieszka już raz oskarżyła swoją matkę o kradzież pieniędzy…
Zamarłam.
– Co ty mówisz?
– Tak było jeszcze zanim poznała Michała! Może powinnaś porozmawiać z jej rodziną?
Ta rozmowa dała mi nadzieję. Zadzwoniłam do mamy Agnieszki jeszcze raz.
– Pani Krystyno… czy mogłybyśmy się spotkać?
Spotkałyśmy się w kawiarni na rynku.
– Pani Jadwigo… ja wiem, że pani tego nie zrobiła – powiedziała cicho Krystyna. – Agnieszka od dziecka miała problem z pieniędzmi… Czasem coś ginęło… Ale nigdy nie miałam dowodów…
Poczułam ulgę i jednocześnie gniew. Dlaczego nikt mi o tym nie powiedział wcześniej?
Krystyna obiecała porozmawiać z córką i Michałem.
Minął kolejny tydzień ciszy. Aż pewnego dnia zadzwonił dzwonek do drzwi.
Otworzyłam – stał Michał. Blady, zmęczony, ze spuszczoną głową.
– Mamo… przepraszam…
Zaczął płakać jak małe dziecko. Przytuliłam go mocno, choć serce nadal bolało.
– Nie wiem, co mam robić… Agnieszka przyznała się… Przepraszam cię za wszystko…
Łzy płynęły mi po policzkach.
– Synku… najważniejsze, że jesteś tutaj…
Michał został u mnie na noc. Rozmawialiśmy długo o wszystkim: o jego małżeństwie, o problemach Agnieszki, o tym, jak łatwo można stracić zaufanie do najbliższych przez jedno kłamstwo.
Nie wiem jeszcze, czy wszystko da się naprawić. Ale wiem jedno: rodzina to najważniejsza rzecz na świecie – nawet jeśli czasem rani najmocniej.
Czy można wybaczyć taką zdradę? Czy warto walczyć o prawdę za wszelką cenę? Co wy byście zrobili na moim miejscu?