Ostatni Dzwonek dla „Zacharego i Przyjaciół” – Historia Mojego Dzieciństwa i Rodzinnego Rozstania

– Mamo, dlaczego oni się żegnają? – zapytałem, patrząc na ekran telewizora, gdzie Zachary, uśmiechnięty miś w czerwonym swetrze, ściskał łapkę swojej przyjaciółki Leny. Moja mama stała w progu kuchni, wycierając ręce o fartuch. Przez chwilę milczała, jakby nie wiedziała, co odpowiedzieć.

– Czasem nawet najlepsi przyjaciele muszą się pożegnać, synku – powiedziała cicho. Jej głos był dziwnie drżący.

Miałem wtedy dziewięć lat i nie rozumiałem jeszcze, że to pożegnanie na ekranie jest czymś więcej niż tylko zakończeniem kolejnego odcinka. „Zachary i Przyjaciele” był moim codziennym rytuałem – ucieczką od krzyków za ścianą, od trzaskających drzwi i cichych rozmów rodziców, które kończyły się łzami mamy. To Zachary nauczył mnie, że można być smutnym i jednocześnie mieć nadzieję. Że nawet jeśli coś się kończy, to nie znaczy, że wszystko przepadło.

Kiedy ogłosili ostatni sezon programu, miałem już dwadzieścia dziewięć lat. Pracowałem w biurze rachunkowym w Warszawie, miałem własne mieszkanie i kota o imieniu Pączek. Ale tamtego wieczoru, kiedy zobaczyłem wiadomość na Facebooku – „Po 20 latach żegnamy się z Wami! Dziękujemy za wspólne chwile!” – poczułem się jak tamten mały chłopiec sprzed lat. Znowu byłem sam w pokoju, z kubkiem kakao i miękkim kocykiem na kolanach.

Nie mogłem przestać myśleć o tym, jak bardzo ten program był obecny w moim życiu. Pamiętam odcinek, w którym Zachary pomagał Lenie pogodzić się z przeprowadzką do innego miasta. Albo ten, gdy wspólnie rozmawiali o rozwodzie rodziców – wtedy pierwszy raz usłyszałem w telewizji słowo „rozwód” i poczułem, że ktoś rozumie mój ból.

Mój tata wyprowadził się pewnego zimowego wieczoru. Byłem wtedy chory na grypę i leżałem pod kołdrą. Słyszałem tylko jego kroki na korytarzu i szelest walizki. Mama przyszła do mnie później, usiadła na brzegu łóżka i głaskała mnie po głowie.

– Wszystko będzie dobrze, Michałku – szeptała. – Zawsze będziemy razem.

Ale nie byliśmy. Tata dzwonił coraz rzadziej, a potem przestał odbierać moje telefony. Została mi tylko mama i… Zachary. To on tłumaczył mi, że czasem dorośli nie potrafią być razem szczęśliwi i to nie jest moja wina.

Przez lata wracałem do tego programu jak do starego przyjaciela. Nawet kiedy byłem już nastolatkiem i udawałem przed kolegami, że „to dla dzieci”, po cichu oglądałem powtórki na YouTubie. Wstydziłem się tego sentymentu, ale nie potrafiłem inaczej.

W dniu emisji ostatniego odcinka postanowiłem zrobić coś szalonego – napisałem do mamy i zaprosiłem ją do siebie na wspólne oglądanie finału. Nie widzieliśmy się od miesięcy; nasze relacje były napięte po tym, jak pokłóciliśmy się o pieniądze i jej nowego partnera.

– Michał? Naprawdę chcesz obejrzeć to ze mną? – zapytała przez telefon. W jej głosie słyszałem zdziwienie i coś jeszcze – może ulgę?

– Tak. Myślę, że powinniśmy to zrobić razem.

Przyszła punktualnie o dziewiętnastej. Przyniosła domowe ciasto i butelkę soku malinowego – tak jak kiedyś. Usiedliśmy obok siebie na kanapie, a Pączek wskoczył jej na kolana.

Ostatni odcinek był pełen wspomnień. Zachary odwiedzał stare miejsca: park z pierwszego sezonu, sklepik pani Basi, gdzie zawsze kupował bułki z miodem. Każda scena była jak ukłucie w serce. W pewnym momencie Lena powiedziała: „Nie boję się zmian, bo wiem, że przyjaciele zostają w sercu na zawsze”.

Mama ścisnęła moją dłoń. Spojrzałem na nią – miała łzy w oczach.

– Przepraszam cię za wszystko – wyszeptała nagle. – Za to, że nie umiałam ci pomóc wtedy… po rozwodzie.

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Cisza między nami była ciężka jak ołów.

– Ja też przepraszam – odpowiedziałem w końcu. – Za to, że cię odpychałem.

Program się skończył. Na ekranie pojawiły się napisy końcowe i piosenka, którą znałem na pamięć: „Choć czasem smutno nam żegnać się z kimś bliskim, pamiętaj – przyjaźń trwa wiecznie”.

Siedzieliśmy tak jeszcze długo po zakończeniu emisji. Mama głaskała Pączka, a ja myślałem o tym wszystkim, co straciłem i co jeszcze mogę odzyskać.

Czy naprawdę musimy żegnać się z tymi, których kochamy? Czy można nauczyć się akceptować zmiany bez żalu? Może właśnie tego próbował mnie nauczyć Zachary przez te wszystkie lata…