Ostatnia minuta: Opowieść o stracie, winie i nadziei

Stałem przy oknie swojego mieszkania w Bydgoszczy i patrzyłem, jak po porannej ulicy śpieszą się uczniowie. Jedni w szarych kurtkach puchowych, drudzy w jeansach i z gołymi kostkami, choć za oknem było minus dwadzieścia. Wiatr wciskał zimno w szyby, ale dzieci wydawały się nieczułe na mróz. Uśmiechnąłem się gorzko — prawie z zazdrością. Kiedy ostatni raz czułem się tak beztroski? Kiedy ostatni raz nie czułem ciężaru odpowiedzialności, który przygniata mnie od miesięcy?

Telefon zadzwonił nagle, przerywając moje rozmyślania. Spojrzałem na wyświetlacz — „Mama”. Przez chwilę miałem ochotę nie odbierać. Ostatnie nasze rozmowy kończyły się kłótnią lub milczeniem. Ale sumienie nie pozwoliło mi zignorować połączenia.

— Michał, musisz przyjechać — usłyszałem jej głos, drżący i cichy. — Tata… jest w szpitalu. Zawał.

Poczułem, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Przez chwilę nie mogłem złapać tchu. Tata… Zawsze był silny, nie do zdarcia. Nawet kiedy się kłóciliśmy, wydawał się niezniszczalny.

— Zaraz będę — odpowiedziałem automatycznie i rozłączyłem się.

W drodze do szpitala myśli kotłowały mi się w głowie. Ostatnia rozmowa z ojcem… Krzyczałem na niego, że nie rozumie mojego życia, że nigdy nie był dla mnie wsparciem. On milczał, a potem wyszedł trzaskając drzwiami. To było dwa tygodnie temu. Od tamtej pory nie rozmawialiśmy.

W szpitalu panował chaos. Ludzie biegali po korytarzach, ktoś płakał, ktoś inny krzyczał na pielęgniarkę. Znalazłem mamę siedzącą na plastikowym krześle pod salą intensywnej terapii. Wyglądała na starszą o dziesięć lat niż jeszcze miesiąc temu.

— Michał… — podniosła na mnie oczy pełne łez. — Lekarze mówią, że to była ostatnia chwila. Gdyby nie sąsiad, który zadzwonił po karetkę…

Usiadłem obok niej i objąłem ją ramieniem. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu.

— On pytał o ciebie — powiedziała nagle mama. — Chciał ci coś powiedzieć.

Poczułem ukłucie w sercu. Czy zdążę? Czy będę miał jeszcze szansę usłyszeć jego głos?

Po godzinie pozwolono mi wejść do sali. Tata leżał podłączony do aparatury, blady i słaby jak nigdy dotąd. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko.

— Michał… — wyszeptał. — Przepraszam.

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Chciałem wykrzyczeć mu wszystko: żal za dzieciństwo, za brak wsparcia, za wieczne wymagania i krytykę. Ale widząc go takiego bezbronnego, wszystkie słowa ugrzęzły mi w gardle.

— Ja też przepraszam, tato — powiedziałem cicho i ścisnąłem jego dłoń.

Następnego dnia tata zmarł.

Przez kolejne tygodnie żyłem jak we śnie. Pogrzeb, formalności, puste mieszkanie rodziców… Mama zamknęła się w sobie, a ja wróciłem do swojego życia — pracy w biurze rachunkowym, samotnych wieczorów z telewizorem i butelką piwa.

Ale coś się zmieniło. Każdego ranka budziłem się z poczuciem winy i żalu. W pracy byłem rozkojarzony, klienci narzekali na opóźnienia. Szef wezwał mnie na rozmowę:

— Michał, co się z tobą dzieje? Zawsze byłeś solidny…

Nie potrafiłem odpowiedzieć. Jak wyjaśnić komuś obcemu ten ciężar na sercu?

W weekend pojechałem do mamy. Siedziała przy stole z filiżanką herbaty i patrzyła w okno.

— Mamo… — zacząłem niepewnie. — Przepraszam za wszystko. Za to, że byłem taki uparty…

Spojrzała na mnie smutno.

— Każdy z nas popełnia błędy, Michałku. Twój tata też miał swoje słabości. Ale kochał cię… tylko nie umiał tego okazać.

Zamilkliśmy na chwilę.

— Wiesz… — powiedziała cicho mama — on zostawił dla ciebie list.

Podała mi kopertę z moim imieniem napisanym jego charakterem pisma.

Drżącymi rękami otworzyłem list:

„Michał,
Nie byłem dobrym ojcem. Wiem o tym i żałuję każdego dnia. Chciałem cię nauczyć życia, ale zapomniałem ci pokazać, jak bardzo cię kocham. Jeśli możesz mi wybaczyć — zrób to dla siebie, nie dla mnie.
Tata”

Łzy popłynęły mi po policzkach. Siedzieliśmy z mamą długo w ciszy.

Od tamtej pory próbuję żyć inaczej. Częściej dzwonię do mamy, odwiedzam ją w weekendy. Zacząłem chodzić na terapię — pierwszy raz odważyłem się przyznać przed kimś obcym do swoich uczuć i lęków.

Czasem patrzę przez okno na dzieci biegnące do szkoły i myślę: czy gdybym wtedy inaczej postąpił, wszystko potoczyłoby się inaczej? Czy można naprawić relacje nawet wtedy, gdy jest już za późno?

Może najważniejsze to nauczyć się wybaczać — sobie i innym? Co wy o tym sądzicie?