Pięć lat w cieniu zniknięcia: Moja walka o prawdę o córce
— Mamo, nie przesadzaj, przecież to tylko weekend! — krzyknęła Julia, trzaskając drzwiami swojego pokoju. Stałam w przedpokoju, ściskając w dłoni jej ulubiony szalik, który zostawiła na krześle. Miała 28 lat, była dorosła, a ja wciąż widziałam w niej tę małą dziewczynkę z rozbitym kolanem. Tamtego dnia nie wiedziałam jeszcze, że to ostatni raz, kiedy usłyszę jej głos.
Julia poznała Michała na charytatywnym balu w Domu Kultury na Pradze. Był czarujący, elokwentny, miał świetną pracę w agencji reklamowej i zawsze wiedział, co powiedzieć. Moja córka rozkwitła przy nim — pierwszy raz od lat widziałam ją tak szczęśliwą. Ale coś mi nie pasowało. Zawsze przychodził spóźniony, unikał rozmów o rodzinie, a jego spojrzenie czasem było zbyt przenikliwe. Gdy Julia oznajmiła, że jadą razem na Mazury na weekend, poczułam niepokój, którego nie potrafiłam nazwać.
W poniedziałek rano odebrałam telefon od jej przyjaciółki, Magdy. — Pani Chmielewska, Julia nie wróciła do Warszawy. Nie odbiera telefonu. Michał też zniknął — powiedziała drżącym głosem. Zamarłam. Najpierw była panika, potem rozpaczliwa nadzieja, że to tylko jakieś nieporozumienie. Ale dni mijały, a Julia nie wracała.
Policja przyjęła zgłoszenie, ale od początku czułam, że traktują mnie jak histeryczkę. — Dorosła kobieta, pewnie się pokłócili i wyjechała — usłyszałam od młodego aspiranta. Mój mąż, Andrzej, próbował mnie uspokoić: — Daj jej czas, może potrzebuje przestrzeni. Ale ja znałam swoją córkę. Wiedziałam, że coś się stało.
Zaczęłam szukać sama. Jeździłam na Mazury, rozmawiałam z właścicielami pensjonatów, pokazywałam zdjęcia Julii i Michała. Nikt ich nie widział. Przeszukiwałam internet, fora dla zaginionych, pisałam do fundacji Itaka. W domu narastało napięcie — Andrzej zamykał się w sobie, nasz syn Tomek wyprowadził się do dziewczyny, nie mogąc znieść atmosfery ciągłego napięcia.
Minął rok. Policja umorzyła śledztwo. — Brak dowodów na przestępstwo — przeczytałam w piśmie. Wtedy zaczęły się plotki: że Julia uciekła za granicę, że miała długi, że była zamieszana w coś podejrzanego. Sąsiadki szeptały za moimi plecami na klatce schodowej. Czułam się coraz bardziej samotna.
Pewnej nocy śniło mi się, że Julia stoi w drzwiach kuchni i mówi: — Mamo, nie przestawaj mnie szukać. Obudziłam się z płaczem i wiedziałam, że nie mogę się poddać.
Zaczęłam grzebać głębiej w przeszłości Michała. Odnalazłam jego dawną dziewczynę, Agnieszkę, która mieszkała pod Radomiem. Spotkałyśmy się w kawiarni przy dworcu PKP. — On był inny niż wszyscy — powiedziała cicho. — Potrafił być czuły, ale miał tajemnice. Bałam się go czasem… Zniknął nagle dwa lata temu i już się nie odezwał.
Zgłosiłam to policji — bez skutku. Zaczęłam więc pisać do dziennikarzy śledczych. Jeden z nich, pan Marek z lokalnej gazety, zainteresował się sprawą. To on odkrył, że Michał był zamieszany w wyłudzenia kredytów i miał kontakty z półświatkiem warszawskim. Nagle sprawa nabrała tempa — policja zaczęła mnie traktować poważniej.
Minęły kolejne dwa lata. Każdy dzień był walką: o uwagę mediów, o wsparcie rodziny (która coraz częściej mówiła mi: „Chyba musisz nauczyć się żyć dalej”), o własne zdrowie psychiczne. Przestałam pracować jako nauczycielka polskiego — nie byłam w stanie skupić się na niczym innym niż poszukiwaniach Julii.
W trzecim roku od zaginięcia dostałam anonimowy list: „Twoja córka żyje. Szukaj jej w Trójmieście.” List był napisany drukowanymi literami na kartce wyrwanej z zeszytu szkolnego. Pojechałam do Gdańska i przez tydzień chodziłam po schroniskach dla bezdomnych, rozmawiałam z wolontariuszami Caritasu i policją portową. Bez skutku.
W międzyczasie mój mąż coraz bardziej oddalał się ode mnie. — Musisz przestać żyć przeszłością — powtarzał mi wieczorami przy kolacji, której już prawie nie jadaliśmy razem. Tomek przestał dzwonić.
W piątym roku od zaginięcia Julii zadzwonił telefon stacjonarny (ten stary aparat z tarczą, który trzymałam tylko dlatego, że Julia go lubiła). Po drugiej stronie odezwał się męski głos: — Pani córka żyje. Ale lepiej dla pani i dla niej będzie, jeśli przestanie pani szukać.
Zgłosiłam to na policję — tym razem potraktowali sprawę poważnie. Okazało się, że Michał był poszukiwany przez CBŚ za udział w grupie przestępczej zajmującej się handlem ludźmi i wyłudzeniami na wielką skalę. Julia mogła być świadkiem lub ofiarą.
Dziś mija dokładnie pięć lat od jej zaginięcia. Nie wiem, czy kiedykolwiek ją odnajdę. Straciłam rodzinę, pracę i dawnych przyjaciół — zostało mi tylko to jedno pytanie:
Czy matka może kiedykolwiek pogodzić się z niewiedzą? Czy Wy bylibyście w stanie przestać szukać własnego dziecka?