Polomiony szklarniak i kobieca przebiegłość: Jak intryga prawie zniszczyła dwa domy – Moja historia o zaufaniu, zdradzie i sile kobiet

— Coś ty zrobił?! — wrzasnęłam, widząc jak Paweł stoi nad rozbitym szklarniakiem, a szkło rozsypuje się po trawie jak kryształowe łzy. Była trzecia nad ranem, a ja wybiegłam na podwórko w samych kapciach, bo usłyszałam huk, jakby świat się walił. Paweł patrzył na mnie pustym wzrokiem, a potem odwrócił się bez słowa i poszedł w stronę stodoły.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to nie był przypadek. Że tej nocy nie tylko szkło pękło, ale i coś we mnie. Siedziałam na schodach, trzęsąc się z zimna i złości, kiedy podeszła do mnie sąsiadka, Halina. Zawsze była zbyt ciekawska, zbyt blisko naszych spraw. — Widziałam, jak twoja szklarnia poszła w drzazgi — powiedziała z udawaną troską. — Ale to nie wiatr. Ktoś cię nie lubi, Aniu.

Nie spałam już tej nocy. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym, co powiedziała Halina. Czy to możliwe, że ktoś naprawdę chciał mi zaszkodzić? Przecież wszyscy wiedzieli, ile pracy włożyłam w tę szklarnię. To był mój sposób na niezależność — własne warzywa, trochę grosza ze sprzedaży na targu. Paweł zawsze mówił, że to głupota, że lepiej kupić w sklepie. Ale ja chciałam mieć coś swojego.

Rano Paweł wrócił do domu. Pachniał wódką i sianem. — Przepraszam — mruknął pod nosem. — Nerwy mi puściły.

— To przez Halinę? — zapytałam ostrożnie.

Zamarł. — Co ona ma do tego?

— Wiem, że do niej chodzisz — powiedziałam cicho. — Wiem o wszystkim.

Nie odpowiedział. Wyszedł z kuchni i trzasnął drzwiami tak mocno, że aż talerze zadzwoniły w kredensie.

Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Paweł coraz częściej znikał wieczorami. Halina coraz częściej zaglądała do mnie z ciastem albo plotkami. Ludzie na wsi zaczęli szeptać za moimi plecami. Czułam się jak zwierzyna na polowaniu.

Najgorsze przyszło tydzień później. Moja córka Zosia wróciła ze szkoły zapłakana. — Mamo, dzieci mówią, że tata ma drugą rodzinę! Że będziemy musiały się wyprowadzić!

Serce mi pękło. Przytuliłam ją mocno i obiecałam, że wszystko będzie dobrze, choć sama w to nie wierzyłam.

Wieczorem usiadłam przy stole naprzeciw Pawła. — Musimy porozmawiać — powiedziałam stanowczo.

— O czym? — burknął.

— O nas. O Halinie. O tym, co dalej.

Milczał długo, patrząc w blat stołu.

— To nie tak, jak myślisz — zaczął w końcu. — Halina… ona… ona mnie szantażuje.

Zamarłam. — Czym?

— Powiedziała, że jeśli nie będę do niej przychodził, powie wszystkim o moim długu u Staszka z młyna. Że zabierze nam dom.

Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Halina była moją przyjaciółką od lat! Razem piekłyśmy chleb na dożynki, razem płakałyśmy po śmierci jej matki.

— Dlaczego mi nie powiedziałeś? — szepnęłam.

— Bałem się…

Wtedy zrozumiałam, że nie tylko Paweł jest winny tej sytuacji. Że wszyscy jesteśmy uwikłani w sieć kłamstw i niedopowiedzeń.

Następnego dnia poszłam do Haliny. Stała przy płocie i podlewała kwiaty.

— Musimy porozmawiać — powiedziałam zimno.

Uśmiechnęła się słodko. — O czym?

— Wiem o wszystkim. O długu Pawła. O twoich groźbach.

Przez chwilę widziałam w jej oczach strach, ale szybko się opanowała.

— Każdy dba o swoje — rzuciła lekceważąco. — Ty masz szklarnię, ja mam swoje sposoby.

— Zniszczyłaś mi życie — powiedziałam przez łzy.

— Sama je sobie niszczysz, Aniu. Za dużo ufasz ludziom.

Wróciłam do domu roztrzęsiona. Przez kolejne dni unikałam ludzi, nie odbierałam telefonu od matki ani siostry. Czułam się upokorzona i zdradzona przez wszystkich wokół.

Ale potem spojrzałam na Zosię i wiedziałam, że muszę walczyć. Dla niej. Dla siebie.

Zadzwoniłam do Staszka z młyna i poprosiłam o spotkanie. Powiedziałam mu całą prawdę o długu Pawła i o szantażu Haliny.

Staszek pokiwał głową ze zrozumieniem. — Halina już nie raz próbowała takich numerów — powiedział cicho. — Pomogę wam spłacić dług na raty. Ale musicie być razem silni.

Wróciłam do domu z nową nadzieją. Usiadłam z Pawłem przy stole i powiedziałam mu wszystko. O rozmowie ze Staszkiem, o mojej decyzji.

— Chcę spróbować jeszcze raz — powiedziałam cicho. — Ale musisz mi obiecać szczerość.

Paweł spojrzał mi w oczy pierwszy raz od miesięcy.

— Obiecuję.

Minęły tygodnie zanim ludzie na wsi przestali szeptać za naszymi plecami. Halina omijała mnie szerokim łukiem. Szklarnia została naprawiona wspólnymi siłami sąsiadów i rodziny.

Ale czasem w nocy budzę się zlękniona i pytam siebie: czy szczęście można zbudować na cudzym nieszczęściu? Czy przebaczenie naprawdę leczy rany?

A wy… co byście zrobili na moim miejscu?