Powiedziałam pani Marii, że nie mogę już być jej dziewczyną na posyłki: Moja prawda, którą zbyt długo ukrywałam
– Pani Aniu, czy mogłaby mi pani jeszcze przynieść mleko z Biedronki? – głos pani Marii rozbrzmiewał w mojej głowie jak dzwon. Stałam w progu jej mieszkania, z kluczami do własnego domu w jednej ręce i siatką z zakupami w drugiej. Była środa, godzina osiemnasta, a ja już czułam, jak moje ciało odmawia posłuszeństwa.
– Pani Mario… – zaczęłam niepewnie, czując jak gardło ściska mi się ze stresu. – Ja… ja naprawdę nie mogę już dziś nic więcej zrobić. Muszę wracać do domu, dzieci czekają.
W jej oczach pojawił się cień rozczarowania. – Ale przecież zawsze mi pani pomagała…
To jedno zdanie uderzyło mnie mocniej niż jakakolwiek krytyka. Przez lata byłam jej wsparciem – odkąd jej córka, Magda, wyjechała do Warszawy i pojawiała się w rodzinnym domu raz na kilka miesięcy. Zawsze byłam pod ręką: przynosiłam zakupy, odbierałam leki z apteki, czasem nawet gotowałam rosół, kiedy pani Maria miała gorszy dzień.
Wróciłam do siebie, rzuciłam torbę na podłogę i usiadłam na krześle w kuchni. Dzieci bawiły się w pokoju obok, a ja czułam, jak łzy napływają mi do oczu. „Dlaczego zawsze muszę być tą dobrą?” – pomyślałam. Mąż wrócił późno z pracy i nawet nie zauważył mojego zmęczenia.
– Coś się stało? – zapytał krótko, nalewając sobie herbaty.
– Nic… – odpowiedziałam automatycznie. Przecież nie zrozumie. Dla niego to tylko starsza sąsiadka, której czasem pomagam. Dla mnie – codzienny obowiązek, który przygniata mnie coraz bardziej.
Następnego dnia zadzwoniła Magda.
– Dzień dobry, pani Aniu! Mama mówiła, że ostatnio jest pani jakaś oschła… Czy coś się stało?
Zacisnęłam dłonie na telefonie. – Pani Magdo, ja naprawdę staram się pomagać pani mamie jak mogę, ale mam też własną rodzinę. Nie jestem w stanie być u niej codziennie.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Rozumiem… Ale wie pani, mama jest już starsza…
– Wiem – przerwałam jej. – Ale to nie znaczy, że tylko ja mam się nią zajmować.
Po tej rozmowie poczułam ulgę i… ogromne poczucie winy. Przez kolejne dni unikałam wzroku pani Marii na klatce schodowej. Wydawało mi się, że wszyscy sąsiedzi patrzą na mnie z wyrzutem.
W sobotę spotkałam ją przed blokiem. Stała oparta o laskę, patrząc gdzieś w dal.
– Dzień dobry, pani Mario – powiedziałam cicho.
Nie odpowiedziała od razu. W końcu westchnęła:
– Wie pani… Ja wiem, że przesadzam czasem z prośbami. Ale tak bardzo boję się być sama.
Zrobiło mi się jej żal. Przypomniałam sobie własną mamę – też mieszka sama kilkadziesiąt kilometrów stąd i rzadko ją odwiedzam.
– Może powinna pani porozmawiać z Magdą? Może mogłaby częściej przyjeżdżać?
Pani Maria pokiwała głową.
– Ona ma swoje życie… Nie chcę być ciężarem.
Przez chwilę stałyśmy w milczeniu. Potem wróciłam do domu i długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: czy jestem złą osobą? Czy powinnam poświęcać więcej czasu innym kosztem siebie?
Następnego dnia zadzwoniła do mnie mama.
– Aniu, wszystko w porządku? Dawno się nie odzywałaś.
Zacisnęło mi się serce ze wstydu. Znowu zaniedbałam własną rodzinę przez obowiązki wobec innych.
Wieczorem usiadłam z mężem przy stole.
– Muszę coś zmienić – powiedziałam stanowczo. – Nie dam rady być wszystkim dla wszystkich.
Popatrzył na mnie z troską.
– Masz prawo postawić granice. Nie jesteś robotem.
Te słowa dodały mi otuchy. Następnego dnia poszłam do pani Marii i zaproponowałam kompromis: będę pomagać jej dwa razy w tygodniu, ale nie codziennie. Zgodziła się bez słowa sprzeciwu – chyba obie poczułyśmy ulgę.
Kilka dni później Magda przyjechała do matki. Spotkałyśmy się na klatce schodowej.
– Dziękuję za wszystko, co pani robi dla mamy – powiedziała cicho. – Wiem, że to nie jest łatwe.
Uśmiechnęłam się smutno.
– Każdy z nas potrzebuje czasem pomocy… Ale każdy też ma swoje granice.
Od tamtej pory czuję się lżej. Nadal pomagam pani Marii, ale już nie kosztem siebie i swojej rodziny. Zrozumiałam, że bycie dobrą sąsiadką nie oznacza rezygnacji z własnych potrzeb.
Czasem jednak wraca do mnie pytanie: czy można być dobrym człowiekiem i jednocześnie dbać o siebie? Czy stawianie granic to egoizm czy zdrowy rozsądek? Co wy o tym myślicie?