Prezent od córki: warcząca cisza starości
– Jadwiga, co ty, świętujesz coś, Jaduś? – zapytała pani Zosia, kiedy wracałam z torbami pełnymi zakupów. Zatrzymałam się na chwilę, próbując ukryć zmęczenie i niepokój pod uśmiechem. – Urodziny mam dzisiaj. Córka przyjedzie, wnuczka… – odpowiedziałam, choć w głębi duszy czułam niepewność, czy rzeczywiście ktoś przyjedzie.
Od rana krzątałam się po kuchni. Kroiłam warzywa na sałatkę jarzynową, gotowałam rosół na wiejskiej kurze, którą specjalnie zamówiłam na targu. Kurczaka z czosnkiem wstawiłam do piekarnika, a potem zabrałam się za czyszczenie kryształowej wazy – tej samej, którą dostałam od mamy na ślub. Raz po raz zerkałam na zegar i telefon. Córka nie dzwoniła. Może jest w drodze? Może szykuje niespodziankę?
W południe zadzwonił domofon. Serce mi zabiło mocniej. Otworzyłam drzwi – to tylko listonosz z rachunkiem za prąd. Westchnęłam ciężko i wróciłam do kuchni. Włączyłam radio, żeby zagłuszyć ciszę, która zaczynała warczeć wokół mnie jak głodny pies.
O czternastej zadzwoniła sąsiadka z naprzeciwka. – Jaduś, może wpadniesz na kawę? – zaproponowała. – Dziękuję, Zosiu, dziś mam gości – odpowiedziałam z wymuszonym entuzjazmem.
O piętnastej zadzwonił telefon. To była Ania, moja córka. – Mamo, przepraszam, nie damy rady dziś przyjechać. Zosia ma anginę, a Tomek utknął w pracy. Ale wysłałam ci prezent przez kuriera! – Jej głos był ciepły, ale pospieszny, jakby już myślami była gdzie indziej.
– Rozumiem, kochanie. Zdrowia dla Zosi. – Odpowiedziałam spokojnie, choć w środku czułam, jakby ktoś wyciągnął mi serce i zostawił pustkę.
Po rozmowie usiadłam przy stole. Na białym obrusie stały talerze dla trzech osób i świeczki na torcie. Przez chwilę patrzyłam na te puste miejsca i poczułam się tak bardzo sama jak nigdy dotąd.
Cisza w mieszkaniu była głośna. Warczała i ryczała jednocześnie – przypominała mi o wszystkich świętach spędzonych razem, o śmiechu wnuczki, o rozmowach z Anią przy herbacie. Teraz zostały tylko wspomnienia i echo własnych kroków.
Zadzwonił domofon. Kurier. Wręczył mi paczkę – ładnie zapakowaną, z kokardą. W środku była elektroniczna ramka na zdjęcia i kartka: „Dla najukochańszej Mamy i Babci! Teraz zawsze będziesz miała nas przy sobie”.
Włączyłam ramkę. Na ekranie pojawiły się zdjęcia: Ania z Tomkiem na wakacjach w Chorwacji, Zosia z psem na spacerze, wspólne zdjęcie sprzed dwóch lat z mojego ogródka działkowego… Przewijały się obrazy szczęśliwej rodziny, której dziś nie było przy mnie.
Poczułam łzy pod powiekami. Przecież to taki piękny prezent – pomyślałam. Ale czy elektroniczna ramka może zastąpić dotyk dłoni córki? Czy zdjęcia mogą zagłuszyć ciszę starości?
Wstałam i zaczęłam sprzątać ze stołu. Schowałam rosół do lodówki, przykryłam tort folią aluminiową. Zgasiłam świeczki, które nawet nie zdążyły się wypalić do końca.
Wieczorem zadzwoniła Ania jeszcze raz. – Mamo, podoba ci się prezent? – zapytała z nadzieją w głosie.
– Bardzo ładny… Dziękuję ci, kochanie – odpowiedziałam cicho.
– Wiesz… Może w weekend uda nam się przyjechać? Zrobimy sobie małe święto! – powiedziała radośnie.
– Oczywiście, będę czekać – skłamałam bez przekonania.
Po rozmowie usiadłam w fotelu naprzeciwko ramki ze zdjęciami. Patrzyłam na uśmiechnięte twarze mojej rodziny i czułam narastającą pustkę. Przypomniały mi się słowa mojej mamy: „Starość jest jak długa zima – czasem brakuje ciepła nawet wtedy, gdy masz dom pełen wspomnień”.
Zadzwoniła Zosia z naprzeciwka.
– Jaduś? Wszystko w porządku?
– Tak… Tak, wszystko dobrze.
– Jeśli chcesz pogadać albo wypić herbatę… Wiesz gdzie mieszkam.
– Dziękuję ci, Zosiu.
Odłożyłam słuchawkę i przez chwilę zastanawiałam się, czy nie powinnam była przyjąć jej zaproszenia. Może wtedy ta warcząca cisza byłaby mniej dokuczliwa?
Nocą długo nie mogłam zasnąć. Wpatrywałam się w sufit i myślałam o tym, jak bardzo zmieniło się moje życie przez ostatnie lata. Kiedyś dom był pełen ludzi: mąż żył, córka biegała po pokojach, wnuczka śmiała się do rozpuku… Teraz zostały tylko wspomnienia i elektroniczna ramka ze zdjęciami.
Czy to już tak będzie zawsze? Czy starość naprawdę musi być taka samotna? Czy jeszcze kiedyś usłyszę prawdziwy śmiech mojej rodziny przy stole?
Może powinnam nauczyć się prosić o obecność zamiast czekać na nią w milczeniu? Może powinnam otworzyć drzwi sąsiadce albo sama zadzwonić do Ani bez okazji?
Nie wiem. Ale jedno wiem na pewno: cisza potrafi ryczeć głośniej niż najgłośniejszy krzyk.
Czy ktoś jeszcze czuje to samo? Czy tylko ja boję się tej warczącej ciszy starości?