Przed Tobą Przyszłość: Powracający Czas

Wilgotny listopadowy wieczór. Mgła ścieliła się nisko nad brukiem, a ja stałem jak zahipnotyzowany przed witryną starego sklepu z antykami w samym sercu Rzecznego. W powietrzu czuć było stęchliznę, opadłe liście i coś jeszcze – zapach wspomnień, które nie dawały mi spokoju. Małe, wytworne zegary ze startymi cyferblatami i cienkimi wskazówkami szeptały o przeszłości. Przypomniały mi o dziadku, o tych dniach, gdy jako chłopiec śledziłem zafascynowany ruch wskazówek na jego starym zegarze stojącym w salonie. Wtedy czas wydawał się nieskończony. Teraz czułem, jakby wracał do mnie z całą siłą, domagając się rozliczenia.

Nagle usłyszałem za sobą znajomy głos:
– Krystian? Co ty tu robisz o tej porze?
Odwróciłem się gwałtownie. To była Marta, moja młodsza siostra. Jej twarz była blada, a oczy podkrążone – wyglądała na jeszcze bardziej zmęczoną niż zwykle.
– Nie mogłem spać – odpowiedziałem wymijająco. – Ty też?
– Mama dzwoniła. Znowu się pokłóciliście?
Westchnąłem ciężko. Ostatnie tygodnie były pasmem nieporozumień i cichych pretensji. Po śmierci dziadka wszystko się posypało. Ojciec zamknął się w sobie, mama chodziła jak cień, a ja… Ja próbowałem uciec od tego wszystkiego, ale czas wracał jak bumerang.

– Chodźmy stąd – powiedziała Marta cicho. – Nie chcę tu stać.
Ruszyliśmy razem przez opustoszałe ulice. Każdy krok odbijał się echem w mojej głowie. W końcu nie wytrzymałem:
– Pamiętasz ten zegar dziadka? Ten z rzeźbionym orłem?
Marta skinęła głową.
– Oczywiście. Zawsze mówił, że czas to największy dar i największa kara.
Zamilkliśmy na chwilę. W mojej głowie przewijały się obrazy: dziadek siedzący w fotelu, opowiadający historie z wojny; ojciec krzyczący na mnie za to, że nie chcę przejąć rodzinnego warsztatu; mama płacząca po nocach.

Wróciliśmy do domu. W salonie panował półmrok, tylko zegar dziadka tykał jednostajnie. Ojciec siedział przy stole z kieliszkiem wódki.
– Wróciliście – mruknął bez entuzjazmu.
– Tato… – zacząłem niepewnie.
– Nie zaczynaj – przerwał mi ostro. – Zawsze tylko pretensje i żale.
Marta usiadła naprzeciwko niego.
– Może w końcu porozmawiamy? Tak naprawdę? Bez krzyków?
Ojciec spojrzał na nią z niedowierzaniem.
– O czym tu gadać? Dziadek nie żyje, warsztat stoi pusty, a wy tylko uciekacie od odpowiedzialności!
Poczułem, jak narasta we mnie gniew.
– To nie tak! Próbuję… Ale nie chcę żyć twoim życiem! Nie jestem tobą!
Ojciec uderzył pięścią w stół.
– A kim jesteś? Kim chcesz być? Myślisz, że czas cię nie dogoni?

Wyszedłem na balkon, żeby zaczerpnąć powietrza. Mgła była jeszcze gęstsza. W oddali słyszałem dźwięk dzwonów kościelnych. Czułem się jak więzień własnych wspomnień i oczekiwań innych ludzi.

Marta przyszła za mną po chwili.
– Krystian… On też cierpi. Każdy z nas cierpi na swój sposób.
Spojrzałem na nią ze łzami w oczach.
– Nie potrafię już tego dźwigać. Mam wrażenie, że czas się zatrzymał w dniu pogrzebu dziadka. Wszystko jest takie… puste.
Marta objęła mnie ramieniem.
– Może musimy pozwolić sobie na żałobę? Przestać udawać, że wszystko jest w porządku?

Tej nocy długo nie mogłem zasnąć. Leżałem w łóżku i słuchałem tykania zegara. Każde uderzenie przypominało mi o tym, co straciłem – dzieciństwo, poczucie bezpieczeństwa, rodzinny dom pełen śmiechu.

Następnego dnia postanowiłem odwiedzić warsztat dziadka. Pachniało tam smarem i drewnem, tak jak dawniej. Na stole leżały niedokończone projekty: drewniany zegar z rzeźbionym orłem i szkic nowego mechanizmu. Przesunąłem palcami po starych narzędziach. Pamiętałem, jak dziadek uczył mnie szlifować drewno i mówił:
– Czasu nie da się zatrzymać, ale można go dobrze wykorzystać.
Łzy napłynęły mi do oczu.

Wtedy usłyszałem za sobą kroki. To był ojciec.
– Przyszedłeś się pożegnać? – zapytał cicho.
Pokręciłem głową.
– Chciałem spróbować naprawić ten zegar… Dla dziadka. I dla siebie.
Ojciec usiadł obok mnie. Przez chwilę milczeliśmy.
– Ja też nie umiem sobie poradzić – powiedział w końcu. – Myślałem, że jak będę twardy, to wszystko się ułoży… Ale chyba tylko pogorszyłem sprawy.
Spojrzałem na niego inaczej niż dotąd – zobaczyłem w nim nie tylko surowego ojca, ale człowieka złamanego stratą i samotnością.

Pracowaliśmy razem przez kilka godzin. Każdy ruch dłoni był jak rozmowa bez słów. Kiedy mechanizm zegara zaczął działać, poczułem ulgę – jakby coś we mnie również zaczęło się naprawiać.

Wieczorem cała rodzina zebrała się przy stole. Po raz pierwszy od miesięcy rozmawialiśmy spokojnie – o dziadku, o przyszłości, o tym, czego się boimy i czego pragniemy.

Czas naprawdę wraca – nie po to, by nas karać, ale by dać nam szansę na nowy początek. Może właśnie dlatego zegary są takie ważne: przypominają nam, że nawet jeśli coś się kończy, zawsze można spróbować zacząć od nowa.

Czy można naprawić to, co zostało złamane? Czy czas naprawdę leczy rany – czy tylko uczy nas z nimi żyć?