Sobotni poranek, który roztrzaskał moje zaufanie – Historia Zofii z osiedlowego supermarketu
– Proszę pani, czy może się pani odsunąć? – kasjerka spojrzała na mnie zniecierpliwiona, a za mną już ustawiła się kolejka. W rękach ściskałam siatkę z jabłkami i chlebem, a serce waliło mi jak młot. Przeszukiwałam torebkę raz po raz, coraz szybciej, coraz bardziej nerwowo. Portfel musiał tu być. Musiał! Przecież przed chwilą płaciłam za bilet autobusowy.
– Przepraszam… – szepnęłam, czując jak policzki płoną mi ze wstydu. Ludzie zaczęli szeptać, ktoś chrząknął znacząco. Kasjerka przewróciła oczami i nacisnęła przycisk pod ladą. Po chwili pojawił się ochroniarz – młody chłopak w czarnej kurtce z napisem „Ochrona”.
– Co się dzieje? – zapytał, patrząc na mnie z góry.
– Zgubiłam portfel – wydukałam, czując jak łzy napływają mi do oczu. – Musiał mi wypaść…
– Proszę się nie martwić, zaraz sprawdzimy monitoring – powiedział, ale w jego głosie nie było współczucia. Raczej rutyna i lekkie zniecierpliwienie.
Ludzie w kolejce zaczęli się niecierpliwić. Ktoś rzucił: „Zawsze to samo z tymi starymi babami!” Ktoś inny: „Może specjalnie udaje, żeby nie płacić!”
Czułam się jak intruz we własnym mieście. Jakby nagle wszyscy zapomnieli, że ja też kiedyś byłam młoda, pracowałam, wychowywałam dzieci, płaciłam podatki. Teraz byłam tylko przeszkodą.
Ochroniarz poprosił mnie na bok. Zostawiłam zakupy na taśmie i poszłam za nim do małego pokoiku obok wejścia. Tam już czekała kierowniczka sklepu – pani Grażyna, którą znałam z widzenia.
– Pani Zofio, proszę się uspokoić – powiedziała łagodnie. – Zaraz wszystko wyjaśnimy.
Ale ja nie mogłam się uspokoić. W głowie miałam mętlik: co jeśli ktoś ukradł mi portfel? Co jeśli nie będę miała za co kupić leków? Jak wrócę do domu bez pieniędzy i bez zakupów?
Nagle poczułam ból w klatce piersiowej. Zrobiło mi się słabo. Kierowniczka zauważyła to i natychmiast zadzwoniła po pogotowie.
W tym czasie do sklepu weszli policjanci. Jeden z nich, starszy aspirant Nowak, podszedł do mnie i zapytał:
– Czy może nam pani opisać portfel? Czy miała pani w nim dokumenty?
– Tak… dowód osobisty, karta emeryta, trochę gotówki… zdjęcie wnuczki…
Głos mi się załamał. Policjant spojrzał na mnie uważnie i zanotował coś w notesie.
W międzyczasie przyjechała karetka. Ratowniczka – młoda dziewczyna o imieniu Marta – podała mi wodę i zmierzyła ciśnienie.
– Proszę głęboko oddychać, pani Zofio. To tylko stres – powiedziała cicho.
Wszystko działo się jak w złym śnie. Ludzie gapili się przez szybę na starszą kobietę otoczoną przez policję i ratowników. Czułam się upokorzona jak nigdy dotąd.
Po godzinie okazało się, że portfela nie znaleziono ani w sklepie, ani na parkingu. Policja spisała moje dane i obiecali zadzwonić, jeśli coś się znajdzie.
Wróciłam do domu z pustymi rękami. W mieszkaniu czekała na mnie córka – Agnieszka. Gdy zobaczyła moją bladą twarz i drżące ręce, od razu zaczęła pytać:
– Mamo, co się stało?!
Opowiedziałam jej wszystko ze szczegółami. Agnieszka najpierw była przerażona, potem wściekła.
– Ile razy ci mówiłam, żebyś nie nosiła wszystkich dokumentów naraz! I żebyś uważała na torebkę! – krzyczała.
Poczułam się jak dziecko, które zrobiło coś złego. Zamiast wsparcia dostałam wyrzuty.
Przez kolejne dni czułam się coraz gorzej. Bałam się wychodzić z domu. Każdy dźwięk na klatce schodowej sprawiał, że serce podskakiwało mi do gardła. Wstydziłam się iść do apteki czy sklepu spożywczego – bałam się spotkać sąsiadów, którzy już pewnie słyszeli o mojej „aferze”.
Telefon zadzwonił dopiero po tygodniu. To był policjant.
– Pani portfel został znaleziony w śmietniku za sklepem. Niestety bez pieniędzy i dokumentów…
Zamknęłam oczy i poczułam łzy na policzkach. Zdjęcie wnuczki też przepadło.
Agnieszka pomogła mi wyrobić nowe dokumenty, ale między nami coś pękło. Zaczęła traktować mnie jak dziecko: sprawdzała czy zamykam drzwi, czy mam portfel w torebce, czy nie zapominam o lekach.
– Mamo, musisz być bardziej odpowiedzialna! – powtarzała niemal codziennie.
A ja czułam się coraz bardziej samotna i niepotrzebna. Jakby jeden sobotni poranek przekreślił całe moje życie i godność.
Czasem myślę: czy naprawdę zasłużyłam na takie traktowanie? Czy starość musi oznaczać utratę szacunku i zaufania nawet najbliższych?
Może ktoś z was też tego doświadczył? Jak sobie poradziliście?