„To nie koniec, znajdę synowi lepszą dziewczynę!” – Historia Kasi, która zrozumiała, że z teściową nigdy się nie dogada

– To nie koniec, znajdę synowi lepszą dziewczynę! – usłyszałam zza drzwi kuchni głos mojej teściowej. Stałam wtedy w przedpokoju, trzymając w rękach talerz z jeszcze ciepłym sernikiem, który upiekłam specjalnie na jej imieniny. W jednej chwili ciasto wydało mi się ciężkie jak kamień. Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody.

Nie pierwszy raz słyszałam podobne słowa z ust pani Haliny, matki mojego męża Jakuba. Ale tym razem coś we mnie pękło. Przez chwilę miałam ochotę rzucić tym talerzem o podłogę i wybiec z mieszkania, zostawiając za sobą wszystko – jej chłodne spojrzenia, kąśliwe uwagi i wieczne porównania do „porządnych dziewczyn” z sąsiedztwa. Zamiast tego weszłam do kuchni z wymuszonym uśmiechem.

– Kasiu, już jesteś? – zapytała teściowa, udając serdeczność. – Postaw ciasto na stole. Mam nadzieję, że nie jest za słodkie, bo Jakub nie lubi przesłodzonych rzeczy.

– Sprawdziłam dwa razy przepis – odpowiedziałam cicho. – Powinno być w sam raz.

Jakub siedział przy stole i nawet nie podniósł wzroku znad telefonu. Czułam się jak powietrze. Przez pierwsze miesiące naszego małżeństwa wierzyłam, że z czasem wszystko się ułoży. Że pani Halina zaakceptuje mnie, jeśli tylko będę się starać. Ale im bardziej się starałam, tym bardziej ona pokazywała mi moje miejsce.

Pamiętam dzień naszego ślubu. Byłam taka szczęśliwa! Wydawało mi się, że zaczynam nowy rozdział życia z człowiekiem, którego kocham. Mama Jakuba już wtedy patrzyła na mnie z rezerwą. – Taka młoda, a już chce się wiązać? – rzuciła do swojej siostry podczas wesela, myśląc, że nie słyszę.

Przez pierwsze tygodnie po ślubie mieszkaliśmy u teściów. To miał być tylko miesiąc – zanim znajdziemy coś swojego. Ale miesiąc zamienił się w pół roku. Każdego dnia czułam się coraz bardziej obco w tym domu. Pani Halina miała swoje zasady: śniadanie o siódmej, obiad punkt dwunasta, kolacja o dziewiętnastej. Jeśli spóźniłam się choćby pięć minut, patrzyła na mnie z wyrzutem.

– U nas w domu każdy zna swoje miejsce – mówiła często. – Ja przez czterdzieści lat prowadzę ten dom i wiem najlepiej, co jest dobre dla mojej rodziny.

Jakub milczał. Zawsze powtarzał: „Daj spokój, mama jest trudna, ale to dobra kobieta”. Tylko że ja coraz częściej czułam się jak intruz. Nawet kiedy znalazłam pracę w pobliskiej szkole jako nauczycielka matematyki, pani Halina komentowała:

– Nauczycielka? A nie mogłaś znaleźć czegoś lepszego? Moja koleżanka ma synową lekarkę.

Czasami miałam wrażenie, że cokolwiek bym zrobiła, zawsze będzie źle. Nawet kiedy przyniosłam do domu pierwszą wypłatę i kupiłam dla wszystkich drobne upominki, usłyszałam:

– Lepiej byś odłożyła na coś porządnego dla Jakuba.

Najgorsze były jednak wieczory. Siedzieliśmy przy stole w milczeniu, a pani Halina opowiadała o córce sąsiadów:

– Ania z trzeciego piętra to dopiero dziewczyna! Skończyła studia z wyróżnieniem i już kupili z mężem mieszkanie na kredyt. A ty Kasiu? Kiedy wy się w końcu ogarniecie?

Czułam się coraz gorzej. Zaczęłam unikać wspólnych posiłków. Wychodziłam wcześniej do pracy i wracałam późno. Jakub tego nie zauważał albo nie chciał zauważać.

Pewnego dnia wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. Usłyszałam rozmowę w kuchni:

– Nic, jeszcze zdążę znaleźć synowi porządną dziewczynę! – mówiła teściowa do swojej przyjaciółki.

Zamarłam w progu. Poczułam łzy napływające do oczu. To był ten moment, kiedy zrozumiałam, że między nami nigdy nie będzie dobrze.

Wieczorem próbowałam porozmawiać z Jakubem.

– Kuba, twoja mama powiedziała dziś…

– Daj spokój, Kasiu – przerwał mi zirytowany. – Ona zawsze tak gada. Nie przejmuj się.

Ale ja już nie mogłam udawać, że nic się nie dzieje. Zaczęliśmy się kłócić coraz częściej. O drobiazgi: o to, kto ma wynieść śmieci, kto zrobi zakupy, kto odbierze pranie od mamy Jakuba.

W końcu postanowiłam porozmawiać z teściową w cztery oczy.

– Pani Halino… Czy ja naprawdę jestem aż tak zła? – zapytałam drżącym głosem.

Spojrzała na mnie chłodno.

– Nie jesteś zła, Kasiu. Po prostu nie jesteś odpowiednia dla mojego syna. On zasługuje na więcej.

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok i myślałam o tym wszystkim: o swoim małżeństwie, o marzeniach sprzed lat, o tym, jak bardzo chciałam być częścią tej rodziny.

Po kilku tygodniach znaleźliśmy z Jakubem małe mieszkanie na wynajem. Wyprowadziliśmy się niemal w pośpiechu – ja z ulgą, on z poczuciem winy wobec matki.

Myślałam, że teraz wszystko się zmieni. Że bez codziennej obecności pani Haliny będziemy mogli zacząć od nowa. Ale jej cień ciągle wisiał nad naszym życiem. Dzwoniła codziennie do Jakuba, wypytywała o wszystko: co jadł na obiad, czy dobrze śpi, czy ja przypadkiem nie zaniedbuję domu.

Z czasem zaczęliśmy oddalać się od siebie z Kubą. On coraz częściej spędzał wieczory u matki pod pretekstem „pomocy przy ogrodzie”. Ja zamykałam się w sypialni i płakałam po cichu.

Pewnego dnia wrócił późno niż zwykle.

– Kasia… Musimy porozmawiać – powiedział cicho.

Wiedziałam już wtedy, co chce powiedzieć.

– Twoja mama wygrała – szepnęłam przez łzy.

Nie odpowiedział. Spakował kilka rzeczy i wyszedł.

Dziś mieszkam sama w tym samym wynajmowanym mieszkaniu. Czasem mijam panią Halinę na ulicy – patrzy na mnie z satysfakcją wymalowaną na twarzy. Kuba wrócił do niej i podobno spotyka się teraz z Anią z trzeciego piętra.

Często zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy naprawdę byłam taka zła? A może czasem trzeba po prostu odejść tam, gdzie ktoś naprawdę nas doceni?