Ultimatum mojej mamy: Albo spełnisz jej warunki, albo wynoś się z domu babci. Moja walka o rodzinę i własne marzenia.
– Albo robisz tak, jak mówię, albo wynoś się z domu babci! – głos mojej mamy odbił się echem po starych, skrzypiących schodach. Stałam w kuchni, ściskając w dłoni kubek herbaty, który nagle wydał mi się zbyt ciężki. Mój mąż, Tomek, milczał, patrząc w okno na ogród, gdzie jeszcze niedawno bawiły się nasze dzieci.
Od dziecka marzyłam o dużej rodzinie. Gdy byłam mała, wyobrażałam sobie gwar przy stole, śmiech dzieci i zapach świeżo upieczonego chleba. Po śmierci dziadka babcia została sama w dużym domu pod Warszawą. Kiedy zaproponowała nam, żebyśmy się do niej wprowadzili, poczułam, że los się do nas uśmiechnął. Mieliśmy wtedy dwójkę dzieci i kolejne w drodze. Nasze mieszkanie w bloku było ciasne, a tu – przestrzeń, ogród i poczucie bezpieczeństwa.
Ale mama miała inne plany. Od początku była przeciwna temu pomysłowi. – Nie będziecie żyć na koszt babci! – powtarzała. – Trzeba myśleć o przyszłości, a nie liczyć na cudze!
Próbowałam tłumaczyć: – Mamo, przecież pomagamy babci. Robimy zakupy, sprzątamy, dzieci ją rozweselają…
– To nie jest wasz dom! – przerwała mi ostro. – Jeśli chcecie tu mieszkać, musicie się dostosować. Żadnych kolejnych dzieci! Już teraz jest was za dużo!
Zamarłam. To był cios prosto w serce. Całe życie marzyłam o dużej rodzinie. Tomek ścisnął moją dłoń pod stołem.
Wieczorem długo nie mogliśmy zasnąć. – Może powinniśmy poszukać czegoś własnego? – zapytał cicho Tomek.
– Ale jak? – szepnęłam. – Nas nie stać na kredyt, a wynajem to krok wstecz…
Babcia słyszała naszą rozmowę. Rano przyszła do kuchni i powiedziała: – Kochani, to mój dom i chcę, żebyście tu byli. Mama zawsze była uparta, ale nie pozwolę jej was wyrzucić.
Ale mama nie odpuszczała. Przychodziła codziennie, robiła awantury przy dzieciach. – Zniszczycie sobie życie! – krzyczała. – Zobaczysz, jak skończysz z gromadką dzieci i bez grosza przy duszy!
Zaczęłam się bać odbierać telefon od mamy. Każda rozmowa kończyła się płaczem. Czułam się rozdarta: z jednej strony wdzięczność dla babci i radość z bycia razem, z drugiej – presja matki i strach przed utratą dachu nad głową.
Pewnego dnia mama przyszła z kartką papieru. – Podpiszcie to – rzuciła na stół. – Albo zobowiązujecie się nie mieć więcej dzieci i płacić czynsz babci, albo wynoście się do końca miesiąca.
Tomek spojrzał na mnie bezradnie. Dzieci patrzyły szeroko otwartymi oczami.
– Mamo… – zaczęłam drżącym głosem – czy naprawdę chcesz rozbić naszą rodzinę przez swoje zasady?
– Chcę cię chronić! – wybuchła. – Sama wiem najlepiej, jak to jest być samotną matką bez pieniędzy!
Wtedy zrozumiałam: mama nigdy nie pogodziła się z własną przeszłością. Ojciec odszedł od nas, gdy miałam pięć lat. Mama pracowała na dwa etaty, często płakała po nocach ze zmęczenia i żalu.
– Ale ja nie jestem tobą… – wyszeptałam.
Przez kolejne dni atmosfera w domu była nie do zniesienia. Babcia próbowała łagodzić sytuację: – Może porozmawiacie spokojnie? Może pójdziecie razem na spacer?
Ale każda próba kończyła się kłótnią.
W końcu podjęliśmy decyzję: wyprowadzimy się. Nie chcieliśmy żyć w ciągłym napięciu i strachu przed kolejnym ultimatum.
Pakowaliśmy rzeczy po nocach, żeby dzieci nie widziały moich łez. Babcia płakała razem ze mną.
– Kochanie… – powiedziała pewnej nocy – twoja mama cię kocha, tylko nie umie inaczej tego okazać.
Znaleźliśmy małe mieszkanie na obrzeżach miasta. Było ciasno i głośno od ulicy, ale mieliśmy spokój.
Mama długo nie dzwoniła. Dopiero po kilku miesiącach przyszła do nas z ciastem drożdżowym.
– Przepraszam… – powiedziała cicho. – Bałam się o ciebie. Nie chciałam cię zranić.
Usiadłyśmy razem przy stole. Płakałyśmy obie.
Dziś wiem, że czasem trzeba wybrać siebie i swoje marzenia, nawet jeśli oznacza to rozczarowanie najbliższych. Nadal marzę o dużej rodzinie i wierzę, że damy radę.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy można być dobrą córką i jednocześnie dobrą matką? Czy musimy wybierać między lojalnością wobec rodziny a własnym szczęściem? Co wy byście zrobili na moim miejscu?