Wyprosiłam teściową z parapetówki: Historia o tym, jak własny dom stał się polem bitwy

– To mieszkanie również należy do Ciebie – powiedziała teściowa, patrząc mi prosto w oczy. Jej głos był miękki, ale w spojrzeniu czaiło się coś, co sprawiło, że poczułam się nieswojo. – Możecie tu zamieszkać, przecież jesteście rodziną.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo te słowa będą mi ciążyć. Stałam na środku salonu, w którym unosił się zapach świeżo pomalowanych ścian i nowości. Mój mąż, Tomek, ściskał mnie za rękę, jakby chciał dodać mi otuchy. Parapetówka miała być początkiem naszego wspólnego życia – nowego rozdziału, który miał być lepszy od wszystkiego, co do tej pory przeżyliśmy.

– Mamo, naprawdę doceniamy to, co dla nas robisz – powiedział Tomek, próbując załagodzić napięcie. – Ale chcielibyśmy mieć trochę prywatności.

Teściowa uśmiechnęła się szeroko, ale jej oczy pozostały zimne. – Oczywiście, kochanie. Przecież nie będę wam przeszkadzać. To wasz dom.

Nie wiedziałam wtedy jeszcze, jak bardzo te słowa będą nieprawdziwe.

Pierwsze tygodnie były pełne nadziei i planów. Urządzaliśmy mieszkanie po swojemu – nowa kanapa z Ikei, zasłony w kwiaty, które wybrałam sama. Czułam się dorosła i niezależna. Ale już po kilku dniach zaczęły się drobne uwagi.

– Nie powinnaś tak ustawiać talerzy, bo potem trudno je znaleźć – mówiła teściowa, zaglądając do szafek.
– A może lepiej byłoby przesunąć tę kanapę pod okno? Tak zawsze stała.
– Tomek lubi zupę pomidorową z makaronem, nie z ryżem.

Z początku próbowałam się uśmiechać i ignorować te drobiazgi. Przecież to jej dom – powtarzałam sobie w myślach. Ale z każdym dniem czułam się coraz bardziej jak gość we własnym życiu.

Najgorsze przyszło podczas parapetówki. Zaprosiliśmy kilku przyjaciół i rodzinę. Chciałam, żeby wszyscy zobaczyli, jak pięknie tu teraz jest – jak bardzo się staraliśmy. Teściowa od rana krzątała się po kuchni, poprawiała obrusy i wycierała kurze z półek.

– Mamo, daj już spokój – prosił Tomek. – Goście zaraz przyjdą.
– Chcę tylko, żeby wszystko było idealnie – odpowiedziała z przekąsem.

Goście zaczęli się schodzić. Było gwarno i wesoło. Wszyscy gratulowali nam nowego mieszkania. W pewnym momencie mama Tomka podeszła do mnie i powiedziała głośno:

– Dobrze, że Tomek ma taki dom po matce. Przynajmniej nie musi się martwić o przyszłość.

Zamarłam. Wszyscy spojrzeli na mnie. Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody.

– Przepraszam bardzo – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – Myślałam, że to nasze wspólne mieszkanie.

Teściowa wzruszyła ramionami.
– Oczywiście, że wasze… Ale przecież wiadomo, kto tu jest właścicielem.

Tomek próbował coś powiedzieć, ale jego matka już odwróciła się do ciotki Jadzi i zaczęła opowiadać o swoich zasługach.

Wtedy coś we mnie pękło. Przez cały wieczór czułam się jak intruz. Goście rozmawiali ze mną uprzejmie, ale widziałam w ich oczach współczucie i ciekawość: „Jak ona sobie poradzi z taką teściową?”

Po imprezie nie mogłam zasnąć. Tomek leżał obok mnie i milczał.
– Widziałeś to? – zapytałam w końcu szeptem.
– Wiem… Przepraszam cię za nią. Ona już taka jest.
– Ale ja nie chcę tak żyć! Nie chcę być wiecznie gościem w swoim domu!

Tomek westchnął ciężko.
– Może powinniśmy porozmawiać z mamą? Albo wynająć coś swojego?

Następnego dnia postanowiłam działać. Zaparzyłam herbatę i poprosiłam teściową o rozmowę.
– Pani Anno… Chciałabym ustalić pewne zasady. To jest nasz dom i chcemy mieć trochę prywatności.

Teściowa spojrzała na mnie z wyższością.
– Moja droga, ja tu mieszkam od trzydziestu lat. Ty jesteś tu od miesiąca. Może powinnaś się jeszcze trochę nauczyć?

Poczułam łzy napływające do oczu.
– Proszę pani… Ja naprawdę chcę dobrze. Ale nie mogę żyć pod ciągłą kontrolą.

Wtedy usłyszałam coś, czego nigdy nie zapomnę:
– Jak ci się nie podoba, to droga wolna. Nikt cię tu na siłę nie trzyma.

Wyszłam z kuchni trzaskając drzwiami. Tomek próbował mnie pocieszać, ale czułam tylko bezsilność i żal.

Przez kolejne dni atmosfera była gęsta jak śmietana. Teściowa chodziła obrażona i rzucała kąśliwe uwagi:
– Niektórym to nigdy nic nie pasuje…
– Jakby nie patrzeć, to ja tu płacę rachunki…

W końcu nadszedł dzień przełomu. Siedzieliśmy przy stole podczas obiadu – ja, Tomek i jego mama. Nagle teściowa zaczęła opowiadać o tym, jak to „dzisiejsze młode kobiety” są roszczeniowe i niewdzięczne.

Nie wytrzymałam.
– Pani Anno – powiedziałam stanowczo – proszę przestać mnie obrażać w moim własnym domu!

Zapadła cisza. Tomek spojrzał na mnie zaskoczony, a teściowa aż pobladła ze złości.
– Skoro tak uważasz… To może powinnaś sobie poszukać innego miejsca do życia!

Wstałam od stołu i spojrzałam jej prosto w oczy.
– Dobrze. Ale najpierw proszę opuścić naszą parapetówkę. To miał być nasz dzień, a pani go zepsuła.

Teściowa wyszła trzaskając drzwiami. Tomek patrzył na mnie z niedowierzaniem.
– Nie wiem, czy dobrze zrobiłaś… – powiedział cicho.
– Ja też nie wiem – odpowiedziałam szczerze. – Ale musiałam postawić granicę.

Przez kilka dni nie rozmawialiśmy z teściową. Tomek był rozdarty między mną a matką. Czułam się winna, ale też dumna z siebie, że w końcu powiedziałam głośno to, co od dawna mnie bolało.

Po tygodniu teściowa zadzwoniła do Tomka:
– Niech ona wraca do swoich rodziców! Ja już nie chcę jej widzieć!

Tomek był załamany. Próbował tłumaczyć matce, że to nasze życie i nasz dom, ale ona była nieugięta.

W końcu podjęliśmy decyzję: wynajmiemy własne mieszkanie. Było ciasne i drogie, ale przynajmniej nasze. Pakując rzeczy czułam ulgę i smutek jednocześnie – tak wiele marzeń legło w gruzach przez jedną osobę.

Dziś mieszkamy sami. Z Tomkiem bywa różnie – czasem kłócimy się o drobiazgi, czasem śmiejemy się do łez. Z teściową widujemy się rzadko i raczej chłodno wymieniamy uprzejmości.

Czasem zastanawiam się: czy można było to rozegrać inaczej? Czy da się być szczęśliwym pod jednym dachem z kimś, kto nigdy nie pozwoli ci poczuć się u siebie?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?