„Zabierz go ze sobą, na zawsze” – Historia babci, wnuka i rodziny rozbitej przez tajemnice
– Mamo, zabierz go ze sobą. Na zawsze. – Głos Magdy drżał, a jej oczy były czerwone od płaczu. Stała w progu mojego mieszkania na warszawskim Mokotowie, trzymając za rękę małego Antosia. Miał wtedy cztery lata i nie rozumiał, dlaczego mama tak mocno ściska jego dłoń.
Nie odpowiedziałam od razu. W głowie miałam mętlik: złość, strach, niedowierzanie. Przecież Magda zawsze była odpowiedzialna, ambitna, walczyła o wszystko sama. Co się stało, że teraz stoi przede mną i oddaje mi własne dziecko?
– Magda, co ty mówisz? – wyszeptałam, próbując nie patrzeć na Antosia. – Przecież to twój syn…
– Ja już nie mogę, mamo. Nie dam rady. – Jej głos był pusty, jakby mówiła przez szybę. – On będzie miał u ciebie lepiej. Ja… ja muszę wyjechać.
Antoś patrzył na mnie wielkimi oczami. Widziałam w nich strach i niezrozumienie. Chciałam go przytulić, ale czułam się jak aktorka w złym przedstawieniu. To nie tak miało wyglądać moje życie na emeryturze.
Magda zostawiła nam tylko jedną walizkę z ubraniami Antosia i kilka zabawek. Nie powiedziała dokąd jedzie ani kiedy wróci. Tylko powtarzała: „Zabierz go ze sobą, na zawsze”.
Przez pierwsze tygodnie żyliśmy jak w zawieszeniu. Antoś płakał nocami, wołał mamę przez sen. Ja próbowałam być silna, ale łzy same cisnęły się do oczu, gdy zamykałam za nim drzwi do przedszkola.
Sąsiedzi zaczęli pytać: – A gdzie Magda? Co się stało? – Milczałam lub wymyślałam wymówki. Wstydziłam się prawdy. Bałam się oceny.
Pewnego wieczoru Antoś podszedł do mnie z pluszowym misiem.
– Babciu, a mama wróci?
Zamarłam. Jak odpowiedzieć czterolatkowi na pytanie, na które sama nie znam odpowiedzi?
– Wróci, kochanie… kiedy będzie gotowa – skłamałam.
Z czasem nauczyliśmy się żyć razem. Antoś coraz rzadziej pytał o mamę, coraz częściej przytulał się do mnie przed snem. Ale ja czułam ciężar tej sytuacji każdego dnia.
Najgorsze były święta. W Wigilię zostawiłam dla Magdy puste miejsce przy stole. Antoś patrzył na nie z nadzieją.
– Babciu, to dla mamy?
– Tak, kochanie.
Ale Magda nie zadzwoniła nawet z życzeniami.
Po kilku miesiącach zaczęły się plotki w rodzinie. Moja siostra Zofia zadzwoniła z pretensjami:
– Jak mogłaś pozwolić Magdzie zostawić dziecko? Co ty jej zrobiłaś?
– Zosiu, nie wiesz wszystkiego…
– Wiem tyle, że rodzina powinna trzymać się razem!
Czułam się osamotniona jak nigdy dotąd. Każdego dnia walczyłam o normalność dla Antosia – przedszkole, obiady, zabawy w parku. Ale nocami rozmyślałam: gdzie jest moja córka? Czy jeszcze kiedyś ją zobaczę?
Po roku dostałam od Magdy list:
„Mamo,
Wiem, że mnie nienawidzisz. Ale ja naprawdę nie mogłam inaczej. Zawiodłam was wszystkich i siebie samą. Proszę, nie pozwól Antosiowi zapomnieć o mnie całkiem.
Magda”
Czy ją nienawidziłam? Nie umiałam odpowiedzieć. Byłam wściekła i przerażona, ale przede wszystkim tęskniłam za nią każdego dnia.
Antoś rósł szybko. Był bystrym chłopcem, ale czasem widziałam w jego oczach cień smutku.
Pewnego dnia przyszedł ze szkoły i rzucił tornister na podłogę:
– Babciu, dlaczego inne dzieci mają mamę i tatę, a ja tylko ciebie?
Zabrakło mi słów. Przytuliłam go mocno.
– Bo czasem życie jest trudniejsze niż bajki… Ale masz mnie i zawsze będziesz miał.
Kiedy Antoś miał dziesięć lat, Magda wróciła niespodziewanie. Stała pod drzwiami z walizką i łzami w oczach.
– Mamo…
Nie wiedziałam, czy ją przytulić czy wygonić z domu.
Antoś patrzył na nią jak na obcą osobę.
– Kim jesteś? – zapytał cicho.
Magda uklękła przed nim:
– Jestem twoją mamą… Przepraszam cię za wszystko.
Nie było happy endu. Przez długie miesiące próbowali odbudować relację – powoli, ostrożnie. Ja byłam gdzieś pomiędzy: matką zdradzoną przez córkę i babcią walczącą o wnuka.
Dziś Antoś jest już dorosły. Często powtarza:
– Babciu, gdyby nie ty…
A ja myślę: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy miłość naprawdę wystarczy, by posklejać rozbitą rodzinę?
Czasem patrzę na stare zdjęcia i pytam siebie: czy można wybaczyć wszystko? Czy są rany, które nigdy się nie zagoją?