Zamknięte drzwi: czuję się obca w ich życiu
— Proszę cię, Halina, nie przychodź dzisiaj. Mamy swoje sprawy — usłyszałam w słuchawce głos mojej synowej, Agnieszki. Było już późne popołudnie, a ja stałam pod blokiem mojego syna, z torbą pełną domowych pierogów i świeżo upieczonym sernikiem. Zrobiłam to wszystko dla nich, bo wiedziałam, że mój syn, Paweł, zawsze uwielbiał moje wypieki. Stałam tam chwilę, z telefonem przy uchu, czując jak łzy napływają mi do oczu.
Nie pierwszy raz usłyszałam odmowę. Od pięciu lat, odkąd Paweł ożenił się z Agnieszką, nie byłam u nich w domu ani razu. Nawet na progu nie stanęłam. Zawsze znalazła się jakaś wymówka: remont, choroba, brak czasu. Ale przecież wiem, że to nie o to chodzi. Agnieszka od początku dała mi do zrozumienia, że nie lubi odwiedzin. Zwłaszcza moich.
Pamiętam dzień ich ślubu. Byłam taka dumna z Pawła. Wychowałam go sama po śmierci męża i zawsze byliśmy sobie bardzo bliscy. Kiedy poznał Agnieszkę, cieszyłam się jego szczęściem. Ale już wtedy zauważyłam, że ona patrzy na mnie z dystansem. Może przesadzałam? Może to tylko moja wyobraźnia? Ale potem zaczęły się drobne sygnały: niechęć do rozmów, unikanie spotkań rodzinnych, chłodne powitania.
— Mamo, Agnieszka jest zmęczona po pracy. Lepiej nie przychodź dzisiaj — mówił Paweł przez telefon, kiedy próbowałam umówić się na odwiedziny.
— Ale przecież przyniosłabym tylko ciasto i zaraz bym poszła… — próbowałam tłumaczyć.
— Lepiej innym razem — odpowiadał szybko i kończył rozmowę.
Z czasem przestałam dzwonić tak często. Nie chciałam być nachalna. Ale serce matki nie daje spokoju. Chciałam wiedzieć, jak im się żyje, czy są szczęśliwi, czy niczego im nie brakuje. Chciałam być częścią ich życia. Tymczasem czułam się coraz bardziej jak intruz.
Najgorsze były święta. Wigilia zawsze była dla mnie najważniejszym dniem w roku. Kiedy Paweł był mały, wspólnie ubieraliśmy choinkę, piekliśmy pierniki i śpiewaliśmy kolędy. Teraz od pięciu lat spędzam Wigilię sama. Syn dzwoni późnym wieczorem, składa życzenia przez telefon i tłumaczy się: „Mamo, w tym roku zostajemy u rodziców Agnieszki”.
Czasem spotykamy się na kawie w mieście. Paweł przychodzi sam lub z wnuczką Zosią. Agnieszka nigdy nie ma czasu. Zosia jest cudowna — ma cztery lata i przypomina Pawła z dzieciństwa. Ale widuję ją rzadko. Nie chcę robić scen ani prosić o więcej spotkań, bo boję się, że wtedy stracę nawet te krótkie chwile.
Ostatnio zebrałam się na odwagę i zapytałam Pawła wprost:
— Powiedz mi szczerze: czy zrobiłam coś złego? Dlaczego Agnieszka mnie unika?
Paweł spuścił wzrok i długo milczał.
— Mamo… Agnieszka po prostu lubi mieć swoją przestrzeń. Nie lubi niespodziewanych wizyt ani gości w domu.
— Ale ja jestem twoją matką! — wybuchłam.
— Wiem… Ale muszę szanować jej zdanie — odpowiedział cicho.
Wróciłam do domu z ciężkim sercem. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok, analizując każde słowo i gest z przeszłości. Może rzeczywiście byłam zbyt opiekuńcza? Może powinnam była wcześniej nauczyć się odpuszczać? Ale czy to powód, żeby zamykać przede mną drzwi?
Kilka dni temu postanowiłam spróbować jeszcze raz. Upiekłam ulubione ciasto Pawła i poszłam pod ich blok bez zapowiedzi. Zadzwoniłam domofonem.
— Kto tam? — odezwała się Agnieszka.
— To ja, Halina… Przyniosłam ciasto dla was i dla Zosi…
Przez chwilę panowała cisza.
— Przykro mi, ale nie możemy teraz pani wpuścić — odpowiedziała chłodno.
Stałam tam jak skamieniała. Słyszałam w tle głos Zosi: „Babciu! Babciu!” Ale drzwi pozostały zamknięte.
Wróciłam do domu z poczuciem upokorzenia i bezsilności. Przez całą noc płakałam w poduszkę. Czułam się jak obca w życiu własnego syna.
Od tamtej pory nie próbuję już odwiedzać ich bez zapowiedzi. Staram się pogodzić z tym, że moja rola w ich życiu została ograniczona do minimum. Ale boli mnie to każdego dnia.
Czasem zastanawiam się, czy powinnam była walczyć bardziej o swoje miejsce w tej rodzinie? Czy może lepiej było odpuścić już dawno temu? Czy każda teściowa musi przechodzić przez coś podobnego?
Może kiedyś Zosia sama zapuka do moich drzwi i powie: „Babciu, tęskniłam za tobą”. Na razie pozostaje mi tylko czekać i mieć nadzieję.
Czy naprawdę zasłużyłam na to, żeby być tylko gościem na progu własnej rodziny? Czy można być matką i jednocześnie czuć się tak bardzo samotną?