Żniwa smutku: Jak zostałam obca we własnym domu
„Znowu wszystko wydałeś?” – wyrwało mi się, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Staś stał naprzeciwko mnie, ręce głęboko wciśnięte w kieszenie dżinsów, wzrok wbity w podłogę. Na kuchennym stole leżały dwie paczki kaszy i pół bochenka chleba. „To nam musi wystarczyć na cały miesiąc. Ludzie przeżywali i na mniejszym,” powiedział cicho, z uporem, jakby próbował przekonać nie mnie, a siebie.
Serce waliło mi jak oszalałe. To nie pierwszy raz, kiedy zostaliśmy bez grosza przed końcem miesiąca, ale tym razem było inaczej. Przez niego. Przez hazard. Przez każde złamane słowo, każde obietnice, które składał i łamał. Przez spojrzenie naszej córki, Zosi, która już nauczyła się nie pytać o lody, gdy widzi, że tata milczy.
„Wiesz ile kosztuje mleko?” zapytałam go, choć nie oczekiwałam odpowiedzi. Wstałam od stołu i zamknęłam się w łazience. Odkręciłam wodę i płakałam cicho, żeby mnie nie usłyszał. W lustrze widziałam kobietę, której prawie nie poznawałam – podkrążone oczy, włosy związane w niechlujny kok, spojrzenie zmęczone troską.
Później tego dnia zadzwoniłam do mojej przyjaciółki, Magdy. „Wyobraź sobie – Staś twierdzi, że możemy przeżyć na kaszy przez cały miesiąc!” zaśmiałam się przez łzy. Magda milczała przez chwilę, a potem powiedziała cicho: „Ola, musisz coś zrobić. Nie możesz tak żyć wiecznie.”
Ale co mogłam? Odejść? Rozbić rodzinę przez jego słabość? Czy dalej milczeć i znosić? W Polsce kobiety często uczą się znosić – dla dzieci, dla sąsiadów, dla rodziców, którzy powtarzali: „Małżeństwo to świętość.”
Wieczorem Zosia rysowała na podłodze w salonie, a Staś bezmyślnie przełączał kanały w telewizorze. „Ola, usiądź,” powiedział nagle. Usiadł obok mnie i chwycił moją dłoń. „Wiem, że zawaliłem. Ale przysięgam ci – to ostatni raz.”
Spojrzałam mu prosto w oczy. „Ile razy już to mówiłeś? Ile razy zostawiłeś nas bez pieniędzy? Zosia nie ma nawet na drugie śniadanie do szkoły!” Głos mi drżał od gniewu i bólu.
„Wiem… Ale tym razem naprawdę przestanę. Potrzebuję tylko jeszcze jednej szansy.”
Te słowa dźwięczały mi w głowie przez całą noc. Leżałam bezsennie i przypominałam sobie dzień, kiedy się poznaliśmy na rynku w Krakowie – jego uśmiech i obietnice szczęśliwej przyszłości. Gdzie podział się tamten człowiek?
Przez następne dni atmosfera w domu była napięta jak struna. Zosia coraz częściej jadła obiady u sąsiadki pani Ireny. Ja sprzedawałam stare ubrania przez internet – sukienki z czasów studiów, książki Stasia z liceum. Każdą złotówkę oglądałam trzy razy zanim ją wydałam.
Pewnego dnia, stojąc w kolejce na poczcie do opłacenia rachunków, spotkałam matkę Stasia. „Olu, co się u was dzieje? Staś nic mi nie mówi…” zapytała z troską.
„Wszystko w porządku,” skłamałam automatycznie. Bo tak nas uczono – brudów z domu się nie wynosi.
Ale nie było dobrze. Tego wieczoru Staś nie wrócił do domu do północy. Telefon miał wyłączony. Zosia zasnęła czekając na niego na kanapie.
O trzeciej nad ranem zadzwonił telefon. „Ola… Przepraszam… Przegrałem wszystko…” szeptał przez łzy. Nie wiedziałam co powiedzieć. Odłożyłam słuchawkę i przytuliłam Zosię.
Następnego dnia podjęłam decyzję. „Staś, albo idziesz na leczenie, albo wychodzisz z domu,” powiedziałam spokojnie przy talerzu kaszy.
Spojrzał na mnie tak, jakby pierwszy raz widział kobietę, z którą żyje od dziesięciu lat. „Naprawdę mogłabyś mnie wyrzucić?”
„Mogłabym. I muszę – dla Zosi. Dla siebie.”
Nie odpowiedział nic. Po prostu wyszedł z mieszkania.
Przez kolejne dni czułam się tak, jakby ktoś rozrywał mi serce na kawałki. Zosia pytała gdzie jest tata, a ja nie miałam siły jej tłumaczyć.
Staś wrócił po tygodniu – z dokumentami z poradni leczenia uzależnień od hazardu. „Dasz mi jeszcze jedną szansę?” zapytał cicho.
Patrzyłam na niego długo, a potem skinęłam głową. Nie dla niego – dla nas. Dla nadziei, że może jednak będzie lepiej.
Dziś siedzę przy oknie i patrzę jak Zosia bawi się przed blokiem. Myślę: Ile razy kobieta powinna wybaczyć zanim zrozumie, że tylko przedłuża własne cierpienie? Czy miłość to poświęcenie czy odwaga powiedzenia: dość?
A Wy – co byście zrobili na moim miejscu?