„Zobacz, jak się wystroili swaci. Dorośli nie powinni się zachowywać jak koguty” – historia Rubiny i jej teściowej
– Zobacz, jak się wystroili swaci. Dorośli nie powinni się zachowywać jak koguty – syknęła moja teściowa, pani Halina, kiedy tylko przekroczyłam próg ich mieszkania. Stałam w korytarzu, ściskając w dłoni torbę z rzeczami na weekend. Czułam się jak intruz, choć byłam przecież żoną jej syna.
Wiliam, mój mąż, próbował rozładować atmosferę żartem:
– Mamo, Rubina przyszła, żeby nas odwiedzić, a nie na pokaz mody.
Ale Halina tylko przewróciła oczami i zniknęła w kuchni. Słyszałam jeszcze jej szept do teścia:
– Ona nawet nie potrafi się odezwać. Jak my mamy wnuki doczekać?
Zawsze byłam cicha. W dzieciństwie nauczyłam się, że lepiej nie wychylać się, nie mówić za dużo. W domu rodzinnym panowała wieczna wojna – rodzice kłócili się o wszystko, a ja chowałam się w swoim pokoju, marząc o spokoju. Kiedy poznałam Wiliama na studiach w Krakowie, wydał mi się promieniem słońca. Był zabawny, otwarty, wszyscy go lubili. Ja byłam tą „dziwną”, która zawsze siedziała z boku.
Po ślubie wszystko miało się zmienić. Ale życie napisało inny scenariusz. Dostałam pracę w szkole w innym mieście – musiałam zamieszkać w akademiku dla nauczycieli. Wiliam został z rodzicami w Krakowie, bo tam miał swoją firmę. Widywaliśmy się tylko w weekendy.
Każdy powrót do domu był dla mnie stresem. Teściowa nigdy nie kryła rozczarowania mną:
– Rubina, czemu ty taka smutna chodzisz? Kobieta powinna być radosna, a nie wiecznie zamyślona!
Czułam się jak przedmiot. Jakby moje uczucia nie miały znaczenia. Nawet kiedy próbowałam opowiedzieć o problemach w pracy – o tym, jak trudno mi się odnaleźć w nowym miejscu, jak dzieciaki są coraz bardziej agresywne – Halina ucinała temat:
– Każdy ma problemy! Ty to masz dobrze, przynajmniej nie musisz gotować dla całej rodziny!
Wiliam próbował mnie bronić:
– Mamo, daj spokój Rubinę. Pracuje ciężko.
Ale jego słowa odbijały się od niej jak groch od ściany.
Najgorsze były święta. Wszyscy przy stole: Halina, teść Zygmunt, Wiliam i jego siostra Agata z mężem i dziećmi. Ja – jak piąte koło u wozu. Rozmowy o wszystkim i o niczym, a ja nie mogłam znaleźć swojego miejsca.
Pewnego razu podczas Wigilii Halina powiedziała głośno:
– No i co z tymi wnukami? Agata już ma dwójkę, a wy?
Zrobiło mi się gorąco. Od miesięcy staraliśmy się z Wiliamem o dziecko i nic. Ale przecież nie powiem tego przy stole! Wiliam ścisnął moją dłoń pod stołem.
Po kolacji wyszłam na balkon. Łzy same płynęły mi po policzkach. Nagle usłyszałam za sobą głos Agaty:
– Nie przejmuj się mamą. Ona zawsze taka była. Ale wiesz… może powinnaś być bardziej otwarta? Ludzie cię nie znają.
Chciałam jej odpowiedzieć, że próbuję każdego dnia. Że walczę ze sobą, żeby wyjść do ludzi, żeby nie bać się mówić głośno o swoich potrzebach. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle.
W akademiku czułam się wolna. Tam nikt mnie nie oceniał za to, że jem obiad sama albo że wieczorem czytam książkę zamiast oglądać seriale z innymi nauczycielkami. Ale samotność była czasem nie do zniesienia.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie mama:
– Rubinko, wróć do domu. Po co ci to wszystko? Mąż daleko, rodzina cię nie akceptuje…
Ale ja wiedziałam, że nie mogę wrócić do tamtego życia. Chciałam być niezależna, nawet jeśli oznaczało to samotność.
Wiliam coraz częściej dzwonił wieczorami:
– Tęsknię za tobą. Może rzucisz tę szkołę i wrócisz do Krakowa?
Ale ja wiedziałam, że jeśli wrócę – będę musiała zamieszkać z jego rodzicami. A tego bałam się najbardziej.
Któregoś weekendu przyjechałam do domu wcześniej niż zwykle. Zastałam Halinę i Zygmunta w salonie – oboje ubrani odświętnie, jakby wybierali się na wesele.
– O! Swaci przyjechali! – zaśmiała się Halina ironicznie.
Nie wytrzymałam:
– Dlaczego pani mnie tak nie lubi? Co zrobiłam źle?
Halina spojrzała na mnie zaskoczona:
– Ty po prostu jesteś… inna. Nie pasujesz do naszej rodziny.
Wyszłam z domu i długo chodziłam po parku. Myślałam o tym, ile razy próbowałam się dopasować – zmieniać siebie dla innych. Ile razy milczałam, żeby nie robić problemów.
Wieczorem zadzwonił Wiliam:
– Kocham cię taką, jaka jesteś. Ale musimy coś zmienić…
Nie wiem jeszcze co dalej. Czy powinnam walczyć o siebie czy spróbować jeszcze raz dopasować się do oczekiwań innych? Czy można być szczęśliwym w rodzinie, która nigdy cię nie zaakceptuje?
Może Wy mi powiecie: czy warto poświęcać siebie dla spokoju innych? Czy lepiej być samotnym niż żyć w cieniu cudzych oczekiwań?