Zostawić rodzinę za sobą: Czy naprawdę jestem egoistą?

— Naprawdę chcesz to zrobić, Michał? — głos mojego brata, Pawła, drżał ze złości i rozczarowania. Stał w progu kuchni, zaciśnięte pięści wbijały się w blat starego stołu. Mama milczała, patrząc przez okno na nasze podwórko, gdzie kury grzebały w ziemi. W powietrzu czuć było zapach świeżo skoszonej trawy i… czegoś nieuchronnego.

Miałem wtedy dwadzieścia dwa lata. Najmłodszy w rodzinie, ale nigdy nie byłem tym rozpieszczonym dzieckiem, które wszyscy chcą chronić. Od kiedy ojciec odszedł, mama sama prowadziła nasze małe gospodarstwo pod Lublinem. Paweł był starszy o sześć lat, zawsze silniejszy, bardziej odpowiedzialny. To on przejął większość obowiązków po ojcu, a ja… ja zawsze czułem się trochę obcy w tej codzienności.

Nie chodziło o to, że nie kochałem rodziny. Po prostu od dziecka czułem, że życie tutaj mnie dusi. Każdy dzień wyglądał tak samo: wstawanie o świcie, karmienie zwierząt, praca w polu, szybki obiad i znów praca aż do zmierzchu. Wieczorami Paweł siadał z mamą przy stole i rozmawiali o rachunkach, o cenach zboża, o tym, czy starczy na nowy dach. Ja zamykałem się w swoim pokoju i czytałem książki o świecie, który wydawał się tak daleki.

— Michał, nie możesz nas zostawić — powiedział Paweł tamtego wieczoru. — Mama sobie nie poradzi. Ja też nie dam rady sam wszystkiego ogarnąć.

Patrzyłem na niego i widziałem w jego oczach strach. Ale widziałem też coś jeszcze — żal i gniew. Dla niego decyzja o wyjeździe była zdradą. Dla mnie była jedyną szansą na życie.

— Paweł… Ja muszę spróbować. Jeśli zostanę tutaj, będę nieszczęśliwy. Chcę studiować, chcę zobaczyć coś więcej niż nasze pole i stodołę.

Mama odwróciła się od okna. Jej twarz była zmęczona, policzki zapadnięte od lat ciężkiej pracy.

— Synku… Ja rozumiem — powiedziała cicho. — Ale pamiętaj, że dom zawsze będzie na ciebie czekał.

To był jeden z najtrudniejszych momentów w moim życiu. Spakowałem plecak — kilka ubrań, książki, zdjęcie mamy i Pawła z dzieciństwa. Pociąg do Warszawy odjeżdżał wcześnie rano. Mama przytuliła mnie mocno na peronie, a Paweł nawet nie wyszedł z domu.

Pierwsze tygodnie w stolicy były jak sen. Wszystko było nowe: ludzie, światła, hałas ulicy. Wynająłem pokój w starej kamienicy na Pradze i zacząłem studia na politechnice. Każdego dnia uczyłem się czegoś nowego — nie tylko na zajęciach, ale też o sobie samym. Po raz pierwszy czułem się wolny.

Ale wolność miała swoją cenę. Wieczorami siadałem przy oknie i patrzyłem na światła miasta. Tęskniłem za zapachem świeżo skoszonej trawy, za głosem mamy wołającej na obiad. Pisałem do niej listy co tydzień, dzwoniłem w każdą niedzielę. Paweł nie odbierał telefonu ani razu.

Minęły miesiące. Mama zaczęła chorować — najpierw zwykłe przeziębienia, potem coraz poważniejsze problemy z sercem. Paweł pisał krótkie wiadomości: „Mama w szpitalu”, „Potrzebujemy pieniędzy”, „Nie wracaj”. Czułem się rozdarty na pół — tu miałem swoje nowe życie, tam zostawiłem rodzinę.

Pewnej nocy zadzwonił telefon. To był Paweł.

— Michał… Mama jest bardzo słaba. Może powinieneś przyjechać.

Wróciłem do domu po raz pierwszy od dwóch lat. Wszystko wydawało się mniejsze, bardziej kruche. Mama leżała w łóżku, blada i wychudzona. Paweł patrzył na mnie z wyrzutem.

— Widzisz? Zostawiłeś nas wtedy i teraz wracasz jakby nigdy nic — syknął przez zaciśnięte zęby.

— Przepraszam… Nie wiedziałem…

— Zawsze myślałeś tylko o sobie! — krzyknął Paweł. — My tu walczyliśmy każdego dnia!

Mama chwyciła mnie za rękę.

— Chciałam tylko, żebyś był szczęśliwy — wyszeptała.

Zostałem przez kilka tygodni, pomagałem jak mogłem. Ale wiedziałem już wtedy, że nie mogę wrócić na stałe. Moje miejsce było gdzie indziej — nawet jeśli to oznaczało ból i poczucie winy.

Po śmierci mamy gospodarstwo przeszło na Pawła. Próbowałem utrzymać z nim kontakt, ale on nie chciał rozmawiać. W Warszawie skończyłem studia, znalazłem pracę i własne mieszkanie. Czasem budzę się w nocy i myślę o tym wszystkim: czy naprawdę byłem egoistą? Czy miałem prawo wybrać siebie zamiast rodziny?

Może każdy z nas musi kiedyś zostawić coś za sobą, żeby odnaleźć siebie? Czy można być szczęśliwym bez poczucia winy? Ciekaw jestem, co wy byście zrobili na moim miejscu.