Kiedy pierwszy raz weszłam do mieszkania mojej synowej: Prawda, której nie chciałam zobaczyć

— Mamo, nie musiałaś przychodzić… — głos Magdy był cichy, niemal nieobecny, kiedy otworzyła mi drzwi. Stałam na wycieraczce z torbą pełną zakupów i sercem przepełnionym przekonaniem, że robię coś dobrego. Przecież wiem najlepiej, co jest potrzebne młodej matce. Przecież sama wychowałam troje dzieci w czasach, gdy wszystko było trudniejsze.

Ale już od progu poczułam, że coś jest nie tak. W mieszkaniu panował chaos — zabawki rozrzucone po podłodze, sterta prania na kanapie, a w powietrzu unosił się zapach niedopitej kawy i zmęczenia. Mały Staś płakał w łóżeczku, a Magda wyglądała na wyczerpaną. Zamiast wdzięczności w jej oczach zobaczyłam cień irytacji.

— Przyniosłam ci trochę rzeczy ze sklepu. I upiekłam szarlotkę — powiedziałam z uśmiechem, próbując rozładować napięcie.

— Dziękuję, ale naprawdę nie trzeba było… — odparła, biorąc ode mnie torbę. — Miałam dziś posprzątać, ale Staś nie daje mi spokoju.

Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu. Czułam się jak intruz we własnej rodzinie. Przecież chciałam tylko pomóc! Zaczęłam więc działać — zbierać zabawki, składać pranie, poprawiać poduszki na kanapie. Magda patrzyła na mnie z napięciem.

— Mamo, proszę… Nie musisz tego robić. Dam sobie radę.

— Ale przecież widzę, że jest ci ciężko! — wyrwało mi się ostrzej, niż zamierzałam. — W moich czasach kobiety nie narzekały, tylko robiły swoje.

Magda odwróciła wzrok. W jej oczach pojawiły się łzy.

— Może właśnie dlatego tyle kobiet było nieszczęśliwych — wyszeptała.

Zamarłam. Nie tego się spodziewałam. Przecież zawsze byłam silna. Zawsze dawałam radę. Czy to możliwe, że moje dobre intencje ranią bardziej niż pomagają?

Usiadłam ciężko na krześle w kuchni. Magda zaczęła kołysać Stasia na rękach, a ja patrzyłam na nią i widziałam siebie sprzed lat — zmęczoną, niewyspaną, zagubioną. Ale wtedy nie miałam nikogo do pomocy. Moja teściowa nigdy nie przyszła z szarlotką ani zakupami. Może dlatego tak bardzo chciałam być inna.

— Wiesz… — zaczęłam niepewnie — ja też kiedyś czułam się tak jak ty. Ale nikt mi nie pomagał. Myślałam, że jeśli będę przychodzić i robić wszystko za ciebie, to będzie ci lżej.

Magda spojrzała na mnie zaskoczona.

— Ale ja nie chcę, żeby ktoś robił wszystko za mnie — powiedziała cicho. — Chcę tylko, żeby ktoś mnie zrozumiał. Żeby ktoś zapytał: „Jak się czujesz?”

Poczułam ukłucie w sercu. Ile razy pytałam ją o to naprawdę? Ile razy słuchałam jej odpowiedzi?

W tym momencie zadzwonił telefon. To był mój syn, Tomek.

— Mamo, wszystko w porządku? Magda mówiła mi rano, że jest zmęczona… Może lepiej dać jej trochę spokoju?

Zrobiło mi się gorąco ze wstydu. Czy naprawdę byłam aż tak ślepa? Czy moje dobre chęci były tylko przykrywką dla potrzeby kontroli?

Położyłam dłoń na ramieniu Magdy.

— Przepraszam — powiedziałam szczerze. — Chciałam dobrze, ale chyba nie umiem inaczej.

Magda uśmiechnęła się przez łzy.

— Wiem. Ale czasem lepiej po prostu być obok.

Siedziałyśmy tak przez chwilę w ciszy. Staś zasnął spokojnie na jej ramieniu. Po raz pierwszy od dawna poczułam się naprawdę blisko mojej synowej.

Wieczorem wróciłam do domu i długo nie mogłam zasnąć. Myśli kłębiły mi się w głowie: o mojej matce, o sobie sprzed lat, o Magdzie i Tomku. O tym, jak łatwo powielamy schematy i jak trudno jest naprawdę słuchać drugiego człowieka.

Czy byłam sprawiedliwa wobec Magdy? Czy potrafię nauczyć się nowego sposobu bycia matką i teściową? A może już zawsze będziemy powtarzać te same błędy naszych matek?